Rozdział 1

32 14 105
                                    

#niesprawdzony

Pierwsza ważna rzecz, którą musicie wiedzieć na corocznych obozach szkolnych: nigdy nie wychodź po ciszy nocnej, bo oberwiesz. Inne zasady nie obowiązują. Możesz robić co zachcesz, bo opiekunowie mają nas w dupie. I tyle.

Więc co w tym fajnego? Otóż najzwyczajniej w świecie nic. Rodzice mają głupią nadzieję na poprawę naszej samooceny, naszego zachowania. Niektórzy są tam tylko dlatego, ponieważ nie mają co robić w domu! A inni, na poważnie potrzebują pomocy psychiatry.

A ja? Ja jestem zwyczajna. Umiem wszystko, wygrywam wszystko... Więc dlaczego tu trafiłam? Bo dodają dodatkowe punkty do średniej! A jeżeli chcę być tą najlepszą... To tylko głupie półtorej miesiąca! Do końca samiusieńkich wakacji chyba wytrzymam.

Siedzimy tu wszyscy dwa tygodnie i jak na razie nikt tyle nie wycierpiał. Dni dłużą się niemiłosiernie, ale kto na to patrzy! No proszę! Każdy patrzy tylko i wyłącznie na swój czubek nosa i odlicza dni do końca tego czegoś. Ci którzy mieli w planach pobawić się i połamać zasady... Szybko stracili ten zapał. Cóż w pierwszym tygodniu było nawet żwawo, ale kiedy każdemu znudziło się imprezowanie do nieprzytomności? Nikt nie fatygował się z niczym. Tylko pozostali ci uzależnieni, ale oni raczej wciągali w ukryciu.

Cóż, gardzę nimi.

Zamiast brać życię, próbując ogarnąć dobrą pracę w przyszłości, oni ćpali. Z czystego serca kiedyś próbowałam ich zrozumieć. I może w nachalny sposób podjęłam próbę zakolegowania się z jedną ćpunką. Może nachalny, ale z jakiego powodu drugiego dnia zwyzywała mnie od szmat ?

Przecież tylko skonfiskowałam jej saszetkę z proszkiem.

Nie rozumiem co siedzi w ich głowach.

I nie próbuję rozumieć.

Więc po kolacji, gdy wszyscy poszli do domków, ja wyszłam na mały spacer. Nie potrzebuję innych ludzi. Potrzebuję siebie i swoich umiejętności.

Elodine Anderson właśnie taka jest. Dobrze, czy nie, nie zmienię się. Bo po co?

Idąc wzdłuż kamiennej ścieżki, szurałam botkami o podłoże. Słuchawki na uszach skutecznie niwelowały oddźwięk moich poczynań. Odcięłam się kompletnie od szarego i przepracowanego świata, zamykając się w stanie głębokiego spoczynku.

Albo po prostu przestałam nagminnie myśleć. Jak kto woli.

I gdy byłam już przy końcu dróżki, ku mojemu niezadowoleniu, na horyzoncie pojawił się opiekun. Na co on komu, skoro i tak nic nie robi? Po co jego bagaż na tym pokładzie?

Ale cóż, mimowolnie zatrzymałam się i ściągnęłam słuchawki z uszu, bo jeżeli mnie zobaczy będę miała przechlapane. I nie mówię o staniu w koncie. Mówię o przejebanym, jeszcze nudniejszym pobycie. Ja chcę żyć.

Dlatego, niewiele myśląc, wycofałam się do najbliższego domku. Cichutko przemknęłam na trawnik i trafiłam na drzwi, które szybkim ruchem otworzyłam. Na dróżkach wszędzie były lapmy, więc nie widziałam innego wyjścia. Po prostu było mnie widać w chuj bardzo.

– Co do cholery? – usłyszałam męski głos za mną. Bez jakiegokolwiek zastanowienia, uciszyłam go cichym syknięciem i niemal podbiegłam do włącznika światła. Momentalnie zrobiło się ciemno. Gość za mną siarczyście przeklął, a ja zaaferowana znów biegiem udałam się w stronę płyty. Przyłożyłam do niej ucho i nasłuchiwałam czy aby na pewno nikt nie idzie.

Nie słyszałam niczego innego, oprócz łomotu własnego serca. Ono przewędrowało do gardła?

– Włącz, kurwa, pieprzone światło. – warknął chłopak za mną. Wzdrygnęłam się na jego ton i odwróciłam się przodem do niego akurat, gdy zapalił światło. Jezu, chyba jednak mogłam iść w jakiejś krzaki... Ale postanowiłam uprostować sytuację.

The team of broken... Pigs? ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz