Rozdział 5

19 8 11
                                    

Następny dzień nie przyniósł niczego dobrego. A wręcz przeciwnie! Jakby dopiero dzisiaj dowiedzieli się, że jestem w karnej piątce. Wszyscy na stołówce posyłali mi, nie wiadomo jakie współczujące spojrzenia. Niektórzy niemal patrzyli na mnie z obrzydzeniem! Mam dość. Jestem ponad nimi, ale jak mam się tak czuć, kiedy oni patrzyli na mnie... Takim wzrokiem? To przytłaczające. 

Dlatego postanowiłam nie wychylać się, a jeżeli już to z wysoko uniesioną głową. 

– Masz mi koniecznie donieść, jak dzisiaj było! – pisnęła Holly, gdy weszła do pomieszczenia. Byłam w naszym pokoju i uspakajałam się po drugich zajęciach. Ona wróciła z porannych ploteczek. 

– Głowa mnie boli – mruknęłam, masując skronie. 

– Ach, nie zgrywaj się. – Stanęła tuż nade mną i wygięła usta w sztucznym uśmiechu. – Polubiłam twoje opowieści.

– Holly, jak dotąd opowiadałam ci tylko i wyłącznie o kłótni Olsena i Davisa. To cię tak interesuje? Serio? – powiedziałam zmęczonym głosem, oczekując jednak odpowiedzi. Nie dostałam jej. Zawrzałam. – To cię kręci, kłótnie innych? To proszę, kurwa, bardzo! Przepieprz się z jakimś nastolatkiem, zostań przyłapana i wkrocz dumnym krokiem do kozy! Cholera jasna! – podniosłam się z siedzenia i skierowałam się do wyjścia. Nawet na nią nie spojrzałam. Pierwszy raz tak na nią naskoczyłam. Zawsze trzymałam przy sobie uwagi, bo wiedziałam, że i ona tak robi. Nie mogłam być gorsza.

Ale skoro już po jednym, kurwa, dniu biorą mnie za jakąś tanią szmatę, czy popychadło, to proszę! Nie jestem pierdoloną dziwką! Nie jestem szarą myszką! Jestem Elodine Anderson. Idealna córka polityka. Ja pierdole.

Wyszłam jak burza z domku i szłam przed siebie. Z kieszonki spódniczki wyciągnęłam splątane słuchawki i niedługo później połączyłam się z zupełnie innym światem. Szłam ścieżką, w nieznanym mi kierunku.

Cóż, to było kłamstwo. Doskonale wiedziałam gdzie się udać. Tam zawsze prowadziły moje nogi. Tam zawsze przychodziłam co roku, tam na małym boisku od koszykówki, zgubionym w gęstwinach drzew. 

Przysiadłam obok jakiegoś słupka, na ziemi. Nogi przytknęłam to klatki piersiowej i objęłam się tak rękami. Zamknęłam oczy i relaksowałam się muzyką w uszach i delikatnym wiatrem. Tutaj wszystko było na swoim miejscu. Nie mam pojęcia, dlaczego pałałam do takiego miejsca, takim lekkim uczuciem. Nic szczególnego tu się nie wydarzyło. 

– Dlaczego zawsze musisz zjawiać się w nieodpowiednim momencie? – usłyszałam pomruk obok siebie i powoli uchyliłam jedną powiekę. Gdy zobaczyłam osobę siedzącą obok mnie, tylko westchnęłam i znów zamknęłam oko.

– Gdybyś, złociutki, nie wyszedł wciągać, nic by się nie stało – odparłam, nie mając zamiaru ściągać słuchawek dla jego osoby. Wystarczy mi, że musimy rozmawiać na zajęciach. 

– Gdybyś mnie nie wkurwiła, to bym, kurwa, nie wyszedł, złociutka. – Oparł się o ten sam słup co ja i również przymknął oczy. Nie, żebym coś widziała.

– Gdzie Hernandez? – po dłuższej chwili, jakby od niechcenia spytałam mojego, o zgrozo, kompana w biedzie.

– Nie mam pojęcia – odparł i popatrzył w moją stronę. – Jak przyjęłaś wieść, że będziemy na siebie skazani w grupie? Z Olsenem i Davisem. – Zaśmiał się na końcu, ukazując małe dołeczki w policzkach. Pewnie, gdyby był skłonny do większej ilości uśmiechu z jego strony, uznałabym to za słodkie. A jednak. 

Jest ponury i uzależniony. Uśmiech nie pasuje do jego warg.

– Jak widzisz źle. W ogóle, po co ze sobą rozmawiamy, skoro już za kilka godzin znowu się spotkamy – spytałam z wyrzutem, wstając z siedzenia i otrzepując z piachu spódniczkę. 

– Myślę, że powinniśmy mieć pokojowe stosunki, jeśli niedługo będziemy ze sobą pracować – odrzekł, całkiem poważnie, nadal siedząc na dupie. – Uwierz mi, ja też nie chcę dłużej patrzeć na twoją twarz. Ale jak widać, jestem najmądrzejszy z całej piątki i sam zabrałem się za łatanie dziur w pokładzie. – wyciągnął skręta z kieszeni, tak samo, jak zapalniczkę i mocno się zaciągnął. Cała zawrzałam ze złości. Ręce splatałam na piersiach i wpatrywałam się z niemym oczekiwaniem na rozluźnioną twarz chłopaka. Zadowolony wypuścił dym z ust i zblokował ze mną spojrzenie. – Chcesz? 

– Nie, kurwa! – wydarłam się. Nie ma prawa... Mam wszystkiego dość. I jak, do jasnej cholery, znalazł to pieprzone boisko i ten właśnie słup! Czy nie mogą zostawić mnie w spokoju? Mam dość. Nikt nie ma prawa ode mnie niczego oczekiwać. Tak. 

Głęboki wdech i wydech. Wdech, kurwa, wydech. 

Jestem nieskazitelnie idealna i nikt nie zburzy tej otoczki, którą kreowałam od wielu lat. Zbyt wiele na nią poświęciłam. Cały czas, który mogłam spędzić na tanich używkach i imprezach, poszedł się jebać z powodu cukierkowego profilu, ślicznej, mądrej i grzecznej dziewczynki. Idealnej. Idealna córka polityka. Najlepsza córka polityka. 

Żaden wyjazd tego nie zmieni. Jak dałam radę przez trzy lata z rzędu, to dlaczego teraz ma mi się nie udać. Wiele razy byłam stawiana pod ścianą, ale wychodziłam z tego cało. Jak przystało na mnie. A jestem tu tylko i wyłącznie dla średniej. 

Dlatego nie wypowiem się na temat karnych zajęć. Coroczne siedzenie na dupie bardziej mi odpowiadało, niżeli fakt, że losowo, w grupach mamy stworzyć coś nowego i pięknego, jak mawiał pan Vincent. Gość wydawał się fajny, a tu proszę. Co za rozczarowanie.

Chłopak prychnął w odpowiedzi i również wstał na równe nogi.

– Co? Wielka pani się zbuntowała? Przesłyszałem się? A to przekleństwo? – sarknął z kpiną. Zlustrował mnie od stóp do głów i zatrzymał się na oczach. Atakował mnie spojrzeniem, a ja nie chciałam się dłużej bronić. 

– Pierdol się, Steward – splunęłam. 

– Ach, tylko na to cię stać? No dalej, wykrzycz, jakim to ja jestem nieudacznikiem, nazywając się mądrzejszym od ciebie! Ja pierdole, przecież jestem uzależnionym ćpunem! Ty nawet z takimi nie rozmawiasz. Wiesz, jak to wpływa na twoją reputację? Na pewno nie pozbierasz się po propozycji skręta. – Zaśmiał się sarkastycznie w głos, ciągle przybliżając się do mnie. Zadarłam hardo głowę, zaciskając szczękę. To bolało. Bolało jak cholera. Jego kpina przytłaczała, a ja byłam rozdarta. Niemal zapomniałam o słuchawkach w uszach, których dźwięk dawno wyciszyłam. W momencie, gdy nasze klatki piersiowe przylgnęły do siebie, a ja byłam w niskiej, przegranej pozycji, palcem podgłośniłam muzykę w słuchawkach. Uniosłam kąciki ust.

– Przepraszam, nie słyszę cię – powiedziałam dumnie, odwróciłam się na pięcie i czym prędzej poszłam w kierunku powrotnym. 

– Szmata! – krzyknął za mną. 

W duchu powtarzałam myśl "oby za mną nie poszedł" i szłam z zaciśniętą szczęką, próbując ogarnąć łzy lecące do oczu. Nikt nie powinien zobaczyć mnie w takim stanie. Nikt. 

Nikt nie powinien widzieć, jak bardzo poczułam się źle po słowach nic niewartego ćpuna. 

×××

Kocham, pijcie wodę, słońca xx

The team of broken... Pigs? ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz