Kiedyś: Idris 1897

136 5 0
                                    

Lucie Herondale miała 10 lat, kiedy w lesie poznała chłopca.

Dorastając w Londynie, Lucie nigdy nie wyobrażała sobie miejsca takiego jak las Brocelind. Las otacza posiadłość Herondale'ów z każdej strony, jego drzewa zginały się ze sobą na szczytach jak ostrożni szeptacze: ciemnozielone w lato, świecące złoto jesienią. Dywany mchu pod stopami, były takie zielone i miękkie, że tata powiedział jej, że to poduszki dla faerie w nocy, i że z białych gwiazd kwiatów, które rosną tylko w ukrytym państwie Idris robią sobie bransoletki i pierścionki na ich delikatne ręce.

James, oczywiście, powiedział jej, że faerie nie mają poduszek, śpią pod ziemią i porywają małe niegrzeczne dziewczynki we śnie. Lucie stanęła na nogi, co oznaczało, że Papa podniósł ją i zaniósł do domu, zanim wybuchła walka. James pochodzi z wiekowej i szlachetnej linii Herondale'ów, ale to nie oznacza, że jest ponad to, aby ciągnąć warkocze jego młodszej siostrze, jeśli nadarzy się taka potrzeba.

Późną nocą światło księżyca obudziło Lucie. Wlewało się do jej pokoju jak mleko, leżące pręgi światła nad jej łóżkiem i przez wypolerowaną drewnianą podłogę.

Wygramoliła się z łóżka i wspięła się przez okno, lekko opadając na kwietnik poniżej. Była letnia noc i była ubrana w nocną koszulę.

Skraj lasu, zaraz za stajnią, gdzie trzymano ich konie, wyglądał jakby błyszczał. Przemknęła w tamtym kierunku jakby była małym duchem. Jej stopy ledwo dotykały mchu jakby snuła się między drzewami.

Na początku zajęła się robieniem łańcuchów z kwiatów i wieszała je na gałęziach. Po tym jak udawała, że jest Królewną Śnieżką uciekającą przed łowcą. Biegałaby przez splątane drzewa, a potem gwałtownie się odwróciła i dyszała, kładąc grzbiet dłoni na czole.

- Nigdy mnie nie zabijesz – powiedziała – Ponieważ jestem z królewskiej krwi i pewnego dnia zostanę królową i będę dwa razy silniejsza niż moja macocha. I każę obciąć ci głowę.

Możliwe, pomyślała później, że nie zbyt dobrze zapamiętała historię Królewny Śnieżki.

Wciąż, było bardzo przyjemnie i podczas czwartego albo piątego biegu przez las uświadomiła sobie, że się zgubiła. Już nie widziała znajomych kształtów posiadłości Herondale'ów przez drzewa.

Kręciła się w panice. Las nie wyglądał już magicznie. Zamiast tego drzewa wyglądały jak groźne duchy. Myślała, że słyszy pisk nieludzkich głosów przez szelest liści. Nadeszły chmury i zakryły księżyc. Była sama w ciemności.

Lucie była dzielna, ale miała tylko 10 lat. Lekko zaszlochała i zaczęła biec w stronę, którą uważała za odpowiednią. Ale las stawał się coraz ciemniejszy, ciernie bardziej poplątane. Jeden zaczepił się o jej nocną koszulę i rozerwał długą dziurę w tkaninie. Potknęła się –

I upadła. Upadła jak Alicja wpadła do Krainy Czarów, chociaż było o wiele krótsze. Przewróciła się i uderzyła się o warstwę mocno zbitego brudu.

Z jękiem usiadła. Leżała na dole okrągłej dziury, które została wykopana w ziemi. Ściany były gładkie i wznosiły się kilka stóp nad jej ramionami.

Próbowała wsadzić ręce w ziemię, która otaczała się z każdej strony i wspiąć się tak jakby wspinała się po drzewie. Ale ziemia była miękka i rozkruszała się jej w palcach. Po piątym razem jak przewróciła się do dołu, dostrzegła coś białego błyszczącego po stromej stronie ściany gleby. Mając nadzieję, że to korzeń na który mogła, by się wspiąć, rzuciła się ku niemu i sięgnęła, aby go złapać...

Ziemia od tego odpadła. To wcale nie był korzeń tylko biała kość, i to nie zwierzęca...

- Nie krzycz – powiedział głos nad nią – Przyprowadziłem je

Odrzuciła głowę do tyłu i patrzyła. Po drugiej stronie dołu był pochylający się chłopiec. Był starszy niż jej brat James- może nawet miał 16 lat. Miał piękną melancholijną twarz i proste czarne włosy bez odrobiny loczków. Koniec włosów prawie dotykał kołnierza jego koszuli.

- Kogo przyprowadziłeś? – Lucie położyła pięści na biodra.

- Faerie – odpowiedział – To jest jedna z ich pułapek. Zazwyczaj używają je do łapania zwierząt, ale byliby zadowoleni gdyby zamiast tego znaleźli małą dziewczynkę.

Sapnęła.

- Masz na myśli, że zjedli by mnie.

Zaśmiał się.

- Mało prawdopodobne, chodź może będziesz do końca życia służyć faerie w Krainie Pod Wzgórzami. Nigdy więcej nie zobaczysz swojej rodziny.

Pomachał do niej brwiami

- Nie próbuj mnie przestraszyć – powiedziała

- Zapewniam cię, mówię czystą prawdę – oznajmił – Wręcz niedoskonała prawda nie jest mnie godna.

- Nie bądź też głupi – Nazywam się Lucie Herondale. Moim ojcem jest Will Herondale i bardzo ważna osoba. Jeśli mnie uratujesz, zostaniesz nagrodzony.

- Herondale? – powiedział – Takie już moje szczęście – westchnął i zbliżył się do krawędzi dołu, wyciągając ręce w dół. Blizna zalśniła na tylnej części jego prawej ręki – złej, jakby się poparzył. – Chodź w górę.

Chwyciła jego nadgarstek dwoma rękami a on podciągnął ją w górę z zaskakującą siłą. Chwilę później oboje stali. Lucie mogła zobaczyć teraz więcej z niego. Był starszy niż myślała i był formalnie ubrany na biało-czarno. Księżyc znowu wyszedł i mogła zobaczyć, że jego oczy mają kolor zielonego mchu na leśnej ziemi.

- Dziękuję – odpowiedziała dość sztywno. Strzepała swoją nocną koszulę. Była całkiem zniszczona przez bród.

- Chodź – powiedział łagodnym głosem – Nie bój się. O czym moglibyśmy porozmawiać? Lubisz opowieści?

- Kocham opowieści – powiedziała Lucie. – Kiedy dorosnę, zamierzam zostać sławną pisarką.

- Brzmi wspaniale – odpowiedział chłopiec. W jego tonie było coś smutnego.

Szli razem ścieżkami pod drzewami. Wydawał się, że wie gdzie idzie, jakby las był dla niego znajomy. Musiał być odmieńcem*, pomyślała rozsądnie. Wiedział dużo o faerie, ale wyraźnie nie był jednym z nich: ostrzegł ją przed porwaniem przez faerie, więc to musiało go spotkać. Nie wspomniała o tym, aby nie wprawić go w zakłopotanie. Musi być okropne być odmieńcem i zabranym od rodziny. Zamiast tego zachęciła go do rozmowy na temat księżniczek z bajek i która jest najlepsza. Ledwie zauważyli, że wrócili do ogrody posiadłości Herondale'ów.

- Wyobrażam sobie, że ta księżniczka może na własną rękę wrócić stąd do swojego zamku – powiedział z ukłonem.

- Tak – powiedziała, spoglądając na swoje okno – Myślisz, że zauważyli, że mnie nie ma?

Zaśmiał się i odwrócił się, aby odejść. Zawołała za nim, kiedy on dotarł do bramy.

- Jak masz na imię? – powiedziała – Ja powiedziałam ci moje. Jakie jest twoje?

Zawahał się na chwilę. Był cały na biało i czarno w nocy, jak ilustracja z jednej z jej książek. Ukłonił się nisko i z gracja, jak niegdyś robili to rycerze.

- Nigdy mnie nie zabijesz – powiedział – Ponieważ jestem z królewskiej krwi i pewnego dnia zostanę królową i będę dwa razy silniejsza niż moja macocha. I każę obciąć ci głowę.

Lucie westchnęła z oburzeniem. Czy on słuchał jej w lesie podczas zabawy? Jak śmie wyśmiewać się z niej! Podniosła pięść, chcąc nim potrząsnąć, ale on już zniknął w nocy, zostawiając za sobą tylko dźwięk śmiechu.

To było 6 lat zanim znówgo spotkała.


*odmieniec - ang. changeling - ludzkie dziecko zamienione ze słabym dzieckiem faerie.

Chain of Gold - po polskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz