Pomoc

381 20 3
                                    

Noc ciągnęła się w nieskończoność. W jego głowie pojawiały się myśli, pytania. A z oczu leciały łzy. Zasnął dopiero koło godziny szóstej.

Rano jak zwykle został obudzony na śniadanie, jak zwykle go nie zjadł. Czuję się okropnie. Nie chciał żeby ktokolwiek dowiedział się o jego problemach. Bardzo bal się odrzucenia i samotności. I tak cud, że jeszcze ktoś się z nim przyjaźni.. Jest zdania, że z kimś takim jak on nie da się wytrzymać. Nienawidzi siebie. To straszne, gdy nie możesz wytrzymać we własnym ciele.

- Dzwoniłam do psychiatry, postaramy się o zwiększenie leków - odezwała się kobieta.

- Super, naprawdę super. - Wywrócił oczami.

Zmusił się do zjedzenia jednej kromki chleba. Po "śniadaniu" wyszedł do sklepu. Sam nie wie po co. Tak po prostu. By się przewietrzyć. Skończyło się kupnem papierosów i dwóch setek. Po wyjściu ze sklepu małe szklane butelki zostały opróżnione w błyskawicznym tempie. I to jest plan na życie. Zapić się na śmierć. Wszystko tylko umie spierdolić. Niczego nie robi dobrze.

- Nienawidzę Cię - szepnął wpatrując się w swoje dłonie. Jego oczy ponownie się zaszkliły. Już miał zapłakać jednak jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Przełknął ciężko ślinę chwytając wbirujące urządzenie. Louis.

- Uhm, hej. Miałem się nie odzywać i cię zostawić tak jak prosiłeś.. - szepnął. -...ale ja tak nie potrafię, to co zobaczyłem na twojej ręce, uh, martwię się o ciebie.

Ktoś się martwi? I to tak bez żadnego haczyka? Coś niemożliwego. Przecież kogo by obchodził los nędznego szarego nastolatka. No właśnie. Przecież wokół jest tyle potrzebujących ludzi, umierających. Cierpiących. Dlaczego Tomlinson akurat zainteresował się właśnie nim?

- Jaa.. Nie no, nie m-mogę przyjąć t-ojej pomocy - wybełkotał czując jak alkohol zaczął robić swoje.

- Harry? Jesteś pijany? Słyszę samochody, w tym mrozie pijesz? Napisz mi w wiadomości gdzie jesteś, przyjadę tam.

- Jak chcesz. - Rozłączył się. Wahał się co do napisania tego smsa, ale ostatecznie napisał adres.

Jego palce zrobiły się czerwone od panującego na dworze mrozu. Śnieg zaczął padać mu prosto w twarz, a gdy próbował wstać poślizgnął się na lodzie, upadłby, jednak w tym momencie pojawił się znikąd Louis. Złapał chłopaka z niezwykłą delikatnością. Spojrzał mu w oczy uśmiechając się.

- Chodź, ale ostrożnie. Zabiorę cię do siebie, napijesz się czegoś ciepłego i wytrzeźwiejesz. - Pogłaskał go po włosach okazując dodatkową czułość. Harry w tamtym momencie poczuł ogromne ciepło, które rozniosło się po całym ciele. I nie, nie było to działanie alkoholu, o dziwo...

- Dlaczego to zrobiłeś Harry, to nie sposób na rozwi- - uciął czując, że chłopak może to źle odebrać. Nie wie jak postępować z chorym psychicznie człowiekiem. Wie, że każdy ruch i słowo musi być przemyślane by przypadkiem go nie urazić. - Przepraszam, nie powinienem.

- Nic się nie stało. - Wzruszył ramionami wpatrując się w jeden punkt. Wypowiedział to zdanie z obojętnością, a zadało mu to wielki ból. Często powtarza te słowa. Nic się nie stało. Stało się i to dużo, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Błagam.

- To tutaj, tutam mieszkam. Wiem, że ta kamienica wygląda okropnie.. Pewnie mieszkasz w lepszym miejscu, ale w domu jest ładnie. - Uśmiechnął się zupełnie nie przejmując się małymi problemami finansowymi. Harry to lubi. Louis niczego się nie wstydzi i czuję, że można z nim porozmawiać o wszystkim. Chociaż stąpa po cienkim lodzie.

- Dam ci wodę z witaminą C. Nikogo nie ma w domu więc możesz się czuć komfortowo - westchnął podając mu szklankę. - Wypijesz herbatę?

- Uhm, jakąś ziołową proszę - odpowiedział wypijając wszystko od razu. Ta witamina C nie była wcale taka zła, mógłby się do tego przyzwyczaić.

- Możemy porozmawiać? - Postawił przed nim kubek z gorącym napojem.

- Przecież rozmawiamy - zauważył brunet.

- Nie o to mi chodzi i ty to dobrze wiesz - powiedział wzdychając. - Dlaczego tak zareagowałeś gdy zaproponowałem Ci pomoc?

- Ehh.. Nie wiem, nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś proponuję mi pomoc - szepnął bawiąc się dłońmi. - Nie marnuj czasu na kogoś takiego jak ja. Po co Louis, po co?

Szatyn zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Obserwował uważnie loczka. Widać było stres i zmieszanie. Usiadł bliżej by chwycić jego dłoń. Potarł ją delikatnie.

- Po co chciałbym Ci pomóc? Bo nie lubię gdy ludzie cierpią. Nie obchodzi mnie to jakie ty masz o sobie zdanie. Wydajesz się być interesującą osobą, chciałbym cię poznać bliżej, i przede wszystkim ci pomóc. Wiadomo, że będziesz musiał mi zaufać. A to skok na głęboką wodę. - Uniósł jego podbródek i spojrzał mu głęboko w te piękne zielone oczy. - Poza tym, słodki jesteś. - Przeniósł dłoń na jego nadgarstek. Przejechał palcem po bliznach oraz ranach po cięciu. - O wiele słodszy gdy nie robisz sobie tego.

Na twarzy Stylesa pojawił się mały uśmiech a w oczach zabłysnęło światełko nadziei. Przytulił młodego mężczyznę do siebie z wymalowaną wdzięcznością.

- Chcę twojej pomocy, ale nic ci nie obiecuję. Nie jestem zdolny do tego Louis, wybacz. - powiedział krzywiąc się.

- Rozumiem, nie martw się. - Pocałował z zawahaniem jego policzek. - To moja ulubiona piosenka, chodź. - Chwycił dłoń bruneta zmuszając go do wstania. Zaczęli bujać się w rytm muzyki. Louis poprowadził taniec. Zaczął obracać chłopakiem, przybliżać go do siebie, wywołując tym samym ten piękny uśmiech.

But until that day comes along

I'll keep on moving on..

you make me strong | larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz