STEP 2

1.9K 178 24
                                    

Niewinność wyparowała, całkiem jak wiara.

Draco naprawdę sądził, że idealnie ukrywa to, co się z nim działo. To, że jego klatka piersiowa z dnia na dzień bolała coraz bardziej, czy też to, że coraz ciężej oddychał. Rozmawiał z przyjaciółmi, nabijał się z Gryfonów. Stara codzienność wróciła, a dziwne duszenie kaszlem ustały. Kiedy już myśleli, że to koniec, okazało się, że cały stan był jedynie ciszą przed burzą.

Od samego rana coś było nie tak. Blondynowi ledwie udało się wyjść spod kołdry, z powodu braku sił. A kiedy spojrzał na swoje oczy w lustrze, przeszedł to dreszcz. Całe były przekrwione, jakby nie spał. Albo sen był po prostu zbyt płytki, aby organizm odpowiednio odpoczął. O tym samym świadczyły delikatne wody pod oczami oraz blada cera. Bledsza niż zwykle. Szybko doprowadził się do stanu, przynajmniej naturalnego i był gotowy na dzień.

Pierwsza lekcja minęła spokojnie, na nieustannym marzeniu o jej końcu. Dzisiejszy dzień był inni niż reszta, o czym wiedział tylko Draco. Czuł, że ból w klatce piersiowej zwiększa się bardziej z każdą sekundą, a jego serce zostaję coraz bardziej ściśnięte. Miał wrażenie, jakby coś wbijało mu się w płuca, delikatnie je raniąc. Dlatego, kiedy tylko lekcja się skończyła, chciał po prostu znaleźć się w łóżku. Jednak nie mógł.

— Wszystko dobrze? — zapytał Blaise patrząc na przyjaciele. Ten delikatnie pokiwał głową, po czym zakładając na ramię torbę ruszył w kierunku następnej sali. Dwójka przyjaciół popatrzyła na niego zmartwiona. Może blondyn nie zdawał sobie z tego sprawy, jednak dzisiejszej nocy Blaise wyraźnie słyszał odgłosy duszącego kaszlu. Martwił się o młodego Malfoya, ponieważ chłopak miał w zwyczaju ukrywać swój ból. Ukrywać, dopóki ten powoli go nie zabiję. A oni musieli coś zrobić, za nim to się stanie.

Taka była ich rola jako jego przyjaciół.

— Jak ja nienawidzę wróżbiarstwa — usłyszeli cichy syk szatynki, która stała w środku, tuż obok dwójki Gryfonów. Ron zaśmiał się, na co dziewczyna obdarzyła go wzrokiem bazyliszka. Ślizgoni chcieli minąć ich, doskonale wiedząc, że szarooki nie ma siły na najmniejsze sprzeczki, jednak kiedy mieli już skręcać, Draco zakaszlał na tyle głośno, że całe Golden Trio spojrzało na blondyna.

— Znowu udajesz, Malfoy? — zapytał Weasley, na co Pansy popatrzyła na niego morderczym wzrokiem.

— Nie każdy potrzebuję atencji, tak jak ty, zdrajco krwi — warknęła, a Ron, zaczął zastanawiać się co znaczy słowo 'atencja'.

— Pansy, chodź — powiedział Blaise kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. Jednak w tym samym momencie kaszel Malfoya się powiększył. Był o wiele gorszy niż ten na lekcji eliksirów oraz o wiele głośniejszy niż ten nocny. Parkinson szybko pobiegła do przyjaciela, nie wiedząc co robić. Spojrzała na trójkę Gryfonów z nienawiścią.

Nagle wszystko zaczęło tracić sens. Draco naprawdę nie myślał o niczym, kiedy zaczął się dusić. Zakrył usta dłonią czując jak powoli wypluwa na nią swoją ślinę. Oczy zaszły mu łzami, gdyż ledwo łapał oddechu. Nie skupił się nawet na tym, że podeszła do niego grupka nauczycieli, pytających o coś. Jego myśli zajął ogromny ból przeżywających jego klatkę piersiową. Coś, coraz bardziej, wbijało się w jego serce i zaciskało, łaskocząc drogi oddechowe. Chciał pozbyć się uczucia, że w jego organizmie jest coś, co nie powinno tam być.

Spojrzał na rozmazaną twarz wybrańca i mimo że nie był w stanie dokładnie go zobaczyć, coś zajęło to w serce trzy razy mocniej, a kaszel się nasilił. Poczuł jak coś odrywa się, po czym kieruję w górę. Nie było to przyjemne uczucie. Ruszył biegiem do najbliższej łazienki. Łazienki Jęczącej Marty. Pochylił się nad sedesem i zaczął wypluwać płatki.

Delikatne, małe, różowe płatki Sakury. Delikatnie zabrudzone czerwoną cieczą. Twarz Draco była delikatnie mokra, od łez, które mimowolnie poleciały w czasie duszenia, oraz od zimnego potu.

— Draco? Wszystko dobrze? — usłyszał głos czarnowłosej zza kabiny i jeszcze raz spojrzał na płatki. Nikt nigdy nie powinien nimi wymiotować. Więc dlaczego on to robi...

— Chyba nic nie jest dobrze — szepnął zmęczony kaszlem. Po czym spuścił wodę.

Kwiat Sakury zawirował, wraz z czystą, przezroczystą wodą i znikł w odmętach ciemnej rury. Został skazany na zapomnienie.

❞𝐦𝐢𝐥𝐨𝐬𝐜 𝐝𝐨 𝐜𝐢𝐞𝐛𝐢𝐞 𝐦𝐧𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐛𝐢𝐣𝐚❞ drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz