𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖎𝖎𝖎

1.9K 194 120
                                    

         Na klatce jednego z blokowisk rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Po chwili wyjrzała zza nich młoda kobieta.

— Dzień dobry — powiedziała, śpiesznie otwierając drzwi do mieszkania otworem.

— Witam! — rzucił Osamu, wchodząc do środka.

— Dzień dobry — przywitał się Atsushi, wykonując lekki ukłon. To samo działanie powtórzyła Aiko.

Yamada zamknęła za detektywami drzwi.

— To salon, proszę się rozgościć — oznajmiła, wskazując ręką na pomieszczenie i małą kanapę w nim. — Kawy? Herbaty? — zapytała.

— Zgoda, ale jesteśmy tu w obowiązkach służbowych, proszę o tym pamiętać — stwierdził Nakajima. — W końcu przyszliśmy panią przesłuchać — ogłosił.

— Oczywiście. — Spoważniała.

          — Dobrze więc... Jak znalazła pani zwłoki małżeństwa Yamada? — zapytał złotooki.

Akane spojrzała na niego spod brwi, zaprzestając mieszania swojej kawy.

— Przyszłam do ich domu, leżeli w sypialni, tam ich znalazłam.

— Można dokładniej? — wtrącił Dazai. — To jedno zdanie nic nie wyjaśnia.

— Dobrze — odparła kobieta. Westchnęła. — Było około dziesiątej nad ranem, gdy przybyłam pod ich dom.

Roberts zaczęła notować. Nakajima nachylił się nad nią i spojrzał w notatki. Pismo dziewczyny było ładne oraz dokładne.

— Niech mówi pani po kolei o wszystkim — stwierdził chłopaczyna.

— Cały czas usiłuję to zrobić, panowie przerywają.

— Więc proszę mówić tak, żeby dodatkowe pytania nie były potrzebne — ponownie odezwał się szatyn.

— Jasne. — Brunetka przewróciła oczami. — Więc tak... Przychodzę do domu mojego brata około dziesiątej nad ranem. Jestem umówiona z Koyuki, jego żoną, na wspólne zajęcie się jej ogródkiem. Stoję pod domem, podchodzę do drzwi, dzwonię do nich. Brak reakcji. Po chwili robię to ponownie. Brak reakcji. Pukam. Brak reakcji. Pukam ponownie, bardzo głośno. Brak reakcji. Obchodzę podwórko, szukam klucza, wiem, że na pewno gdzieś go trzymają. — Wiedziała, że w tamtej chwili Dazai wbił w nią wzrok. — Wcześniej już przychodziłam do ich domu i powiedziano mi na wszelki wypadek, gdzie on jest — wytłumaczyła, biorąc łyk kawy. — Sprawdzam tam, gdzie zawsze był. Klucza brak. Szukam w trawie. Jest tam. — Zmrużyła oczy, przypominając sobie dokładniej jego położenie. — Znajduję go w miejscu, gdzie wygląda, jakby ktoś pośpiesznie rzucił go tam, idąc ścieżką lub wypadł komuś. Podnoszę klucz, otwieram drzwi, wchodzę do środka. W domu jest pusto i cicho. — Ponownie bierze łyk. Bez jej głosu taki właśnie wydawał się salon, martwy i cichy. — Na pierwszy rzut oka wszystko jest na swoim miejscu, tylko wszystkie drzwi są pootwierane, jak gdyby ktoś szukał czegoś po pokojach. A raczej... szukał kogoś. Mimo że jest to dla mnie dziwne, to z powodu strachu nie myślę w pełni logicznie, nie panuję nad sobą. Krzyczę. Wołam brata. Wołam Koyuki. Ciągle cisza. Idę do ich sypialni, która jest na końcu korytarza. Stoję. Widzę ciała. Patrzę na ciała. Wpatruję się w ciała... Twarze w krwi, postrzały w głowach. Otwarte oczy Koyuki... Krzyczę. Wychodzę. Dzwonię. Z otępienia wyciąga mnie dopiero widok policjantów. — Wzrok kobiety wygląda, jakby popadła w pewien amok, był pusty, a ona wpatrywała się w jeden nieokreślony punkt pokoju.

— Rozumiem — stwierdził czekoladowooki, wyglądający, jakby cała opowieść go znudziła. — Wie pani, czy ktoś kręcił się w okolicach domu państwa Yamada?

𝖘𝖕𝖗𝖆𝖜𝖆 𝖈𝖟𝖆𝖗𝖓𝖊𝖏 𝖗𝖔́𝖟̇𝖞 | shin soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz