Rozdział 32

1.1K 52 13
                                    

Draco przemierzał ulice Londynu spokojnym krokiem delektując się spokojem oraz promieniami słońca, na jakie dziś pogoda pozwoliła w zwykle deszczowym mieście.
-Malfoy – szepnął mężczyzna dołączając do Draco, naciągając swój kapelusz bardziej na głowę.
-Mitchell – odpowiedział tym samym tonem uśmiechając się lekko – Mam dla ciebie zadanie, ale już nie z dokumentami. Po ostatniej robocie zasłużyłeś na nagrodę, co powiesz na kawę?
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł, Granger nie może nas zobaczyć razem.
-Obawiasz się mojej żony Mitchell? Kiedy podkładałeś dokumenty, jakoś ci to nie przeszkadzało.
-Teraz jest inaczej, razem będziemy pracować – burknął pod nosem niezadowolony obrotu sytuacji.
-Ahh tak, zapomniałem o tym awansie. Mówiłem ci, żebyś wybrał dobrze. Widzisz czasem warto mnie słuchać. To, jak kawa czy herbata?- zapytał uśmiechając się ironicznie.

-Malofy!- Krzyknęła z całej siły, kiedy tylko znalazła się w posiadłości. Minęła zdezorientowanego Edwada w drzwiach salonu, który właśnie wychodził na jej powitanie.
-Tu jestem Granger !-Odkrzyknął z ogrodu. Hermiona od razu skierowała się w tamą stronę, zatrzymując dosłownie przed plecami Blaise. Który stał w samym przejściu po woli sącząc swojego drinka.
-Witaj Hermiono, masz ochotę na drinka?- Zapytał Blaise posyłając jej beztroski uśmiech.
-Zostaw nas samych – poprosiła chłodnym tonem, nawet nie patrząc na zmieszanego jej tonem Zainniego. Spojrzał przelotnie w stronę blondyna, który nawiązał z nim krótki kontakt wzrokowy. Draco skinął mu lekko głową dając mu znak, aby wyszedł.
-Będę w salonie, jakbyście czegoś potrzebowali – oznajmił mijając się z Hermioną posyłając jej lekki uśmiech.
-Co się stało kochana żoneczko? Nie miałaś być teraz u swoich rodziców? Czy po prostu nie możesz bez minie żyć?- zapytał odkładając papiery na stolik, opierając się plecami o krzesło.
-Dostałam awans – syknęła zajmując wolne krzesło naprzeciw niego– Masz coś z tym wspólnego?
-Jeśli chcesz mi podziękować wystarczy powiedzieć dziękuję Granger i możesz do rzucić upojną noc, jako podziękowanie. Edwardzie przynieś nam kieliszki oraz ognistą trzeba uczcić awans mojej żony – zwrócił się do lokaja, który właśnie przekroczył próg tarasu.
-Tak jest panie – odpowiedział znikając z powrotem.
-To nie jest śmieszne Malofy.
-Nie dramatyzuj Granger, tylko rób swoje. Zajmij się swoją pracą, to ci chyba najlepiej wychodzi.
-Jaki masz w tym cel? Nie rozumiem, co ci da to, że będę dziekanem. Jeśli chcesz abym użyła swoich wpływów, to nie masz, na co liczyć.
-Granger Granger i tak to zrobisz, a wiesz, dlaczego? Bo będziesz chronić swoich bliskich i siebie.
-Nie jesteś nikim bliskim dla mnie Malfoy.
-Ja nie mówię o sobie, tylko o Twoje rodzinie. Każdy wie, jak dla ciebie rodzina jest ważna. To jest twój najczulszy punkt Granger. I lepiej, żeby nikt tego nie usłyszał, co teraz przed chwilą padło z twoich ust. Jestem twoim mężem, a ty jesteś w mnie zakochana po uszy Garnger – wywróciła oczami splatając dłonie ze sobą
-Za to ty nie masz żadnych słabości, dlatego odsunąłeś się od rodziny. A Twoja matka za to o mało nie umarła.
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy Granger, dobrze Ci radzę.
-Jestem Twoja żoną, więc i tak jestem już w to zamieszana. Nie wiem jeszcze, w co takiego jesteś zamieszany, ale się dowiem prędzej czy później.
-Oczywiście, że się dowiesz, ale co w tedy zrobisz? Wpakujesz swojego męża do askabanu? Zabijesz rzucając we mnie zaklęciem? – Otworzyła usta, aby coś mu odpowiedzieć, ale nie mogła z siebie wykrztusić ani słowa. Zaskoczył ją swoją gwałtownością nie spodziewała się, że ta rozmowa zajdzie aż tak daleko – No Granger, co zrobisz? Powiem Ci tylko, jedno i posłuchaj mnie uważnie. Jeśli ja poniosę klęskę to ty również. Oboje spadniemy na dno prosto do azskabanu. Pamiętasz, jak mówiłaś ze gramy w jednej drużynie?- ściszył głos do szeptu, tak, że musiała się lekko pochylając do przodu, aby cokolwiek usłyszeć. Spojrzała w jego chłodne zimne oczy, szukając w nich cienia żartu. Zdawała sobie sprawę, że on nie żartuje. Wiedziała, w co może być zamieszany, ale nie chciała tego do siebie dopuszczać. Edward wszedł na taras z butelka ognistej i kieliszkami na srebrnej tacy. Postawił wszystko na środku stolika stawiając przed Hermioną kieliszek.
-Dziękuję, możesz odejść – odezwał się wstając z krzesła sięgając po butelkę. Edward schylił się lekko posyłając Hermionie współczujące spojrzenie.
-Nasz małżeństwo nie będzie trwało wieczność, kiedyś się od ciebie uwolnię. A w tedy z przyjemnością wpakuję cię tam gdzie twoje miejsce.
-Granger ożeniłem się raz i nigdy więcej już tego nie zrobię.
-Astoria będzie zrozpaczona – zauważyła uśmiechając się cierpko.
-Nie martw się Astroią, jest nie groźna.
-Lubisz się bawić zabawkami, co Malofy? Myślałam, że już dawno z tego wyrosłeś.
-Uwielbiam dobre przedstawienia, a zwłaszcza teatry.
-Ja też jestem twoją marionetką?
-A jak myślisz Granger?
-Mam nadzieję, że chcesz we mnie mieć swojego sojusznika? Pamiętaj, że zawsze sprawy mogą nie pójść po twojej myśli – zaśmiał się gardłowato, nalewając im ognistej.
-Nie znamy się zbyt dobrze Granger, ale znam się na tyle żeby wiedzieć, że ze mną się nie pogrywa.

Dramione Together IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz