♦Zamach♦

366 25 20
                                    

Pov. Kacper

Była już 18, a ja właśnie wracałem z pracy. Niebo powoli chyliło się ku zachodowi bo jakby nie było jest dopiero wczesna jesień. Stałem sobie spokojnie na światłach, gdy moją uwagę zwrócił tłum na ulicy obok. Nie był on jakiś duży, może kilkanaście osób. Wytężyłem wzrok i próbowałem dojrzeć, jaki był powód tego zbiegowiska. Niestety dziś nie miałem założonych soczewek i mój wzrok był o wiele gorszy niż zwykle. Jednak zobaczyłem, że jedna z osób próbowała wyrwać się z tłumu. Trzymała coś w ręce. Ale właśnie gdy chciałem zobaczyć co to, światła zmieniły się na zielone, więc musiałem jechać dalej.

~Time skip 10 minut~

Właśnie wchodziłem po schodach do mieszkania. Dalej męczyła mnie sprawa z tamtym tłumem. Niby tylko paręnaście osób, ale we Francji różnie to bywa. Nie raz widziało się w telewizji, jak to takie malutkie zbiegowiska kończą się zamachami. A tym razem najgorsze było to, że ci ludzie zebrali się ledwie dwie przecznice dalej od naszego domu. Więc jeśli coś się rozprzestrzeni jest 99% szans, że przejdą obok nas.

Wszedłem do domu, od razu powitała mnie Ania z uśmiechem na twarzy.

-Cześć! Co się stało?- spytała, bo pewnie zobaczyła, że coś jest nie tak.

-Nieee, wszystko jest dobrze- odpowiedziałem zmuszając się na uśmiech.

-No dobra, niech będzie... a wiesz co? Pani zadała nam dzisiaj czytankę do przeczytania w domu, ale tam jest pełno jakiś dziwnych liter. A tata ciągle mówi, że jest zajęty i nie może mi pomóc!- wskazała na Piotrka siedzącego akurat w salonie na kanapie i przeglądającego coś w telefonie.

-To nie tak! Ja... ja nie umiem czytać- próbował się wywinąć, na co ja się zaśmiałem.

-Hmm... bardzo ciekawe- podszedłem do niego i zajrzałem w telefon. Głupek czytał e-booka.

-No właśnie! U niego w telefonie też są jakieś dziwne literki, ale on jakby nie było, czyta i w dodatku wszystko rozumie- Ania skrzyżowała ręce i udawała złą. Jej to jednak nigdy nie wychodzi, bo po chwili wybuchnęła śmiechem.

Poszedłem więc za nią do jej pokoju i zaczęliśmy ogarniać tą „strasznie trudną czytankę, z którą Piotrek nie mógł sobie poradzić".

Po 20 minutach wszystko już było zrobione. Postanowiłem więc pójść do salonu i zobaczyć, czy ten tłum rozwinął się w coś większego, bo jednak dalej miałem złe przeczucia. Odpaliłem telewizor i wierzcie lub nie, moje myśli się potwierdziły. Na ulicach było pełno osób. A wyglądało to mniej więcej tak: po prawej stronie policja, a za nią zwykli ludzie, za to po lewej dosłownie kilka osób, ale te osoby były ubrane całe na czarno. Po chwili kamery zostały na nich zbliżone. Mieli w rękach... no i w tym momencie byłem pewien, że to już zamach. Mieli w rękach pistolety, a jeden z nich nawet jakąś większą broń. Ale jakoś nie byłem tym choćby lekko wystraszony, bo takie rzeczy zdarzały się, jak to już chyba mówiłem, często. Siedziałem tak parę minut i oglądałem całą akcję, gdy nagle usłyszałem głos Piotrka dobiegający z przedpokoju.

-Wychodzę na chwilkę do pracy, za pół godziny wrócę!- krzyknął i wyszedł z domu.

Na początku siedziałem dalej spokojnie na kanapie i oglądałem telewizję, ale po chwili coś strasznego przyszło mi do głowy.

Ty, przecież teraz są te zamieszki, a on... kurde, on wyszedł z domu w takiej sytuacji! No nie...- zamyśliłem się. Chociaż on pewnie wie, co się dzieje i pojedzie inną drogą... jest przecież tyle innych dróg... spokojnie, wszystko będzie dobrze! (Ojj autoreczka ma inne plany)

Minęło jednak pół godziny, jego nadal nie było. Potem jeszcze godzina, coś jest nie tak. Kolejne pół godziny... wtedy postanowiłem do niego zadzwonić.

Jeden sygnał... drugi... trzeci...

Nie odebrał. Zadzwoniłem jeszcze parę razy, ale z tym samym skutkiem. Teraz się przestraszyłem.

Poszedłem po cichu do przedpokoju, wziąłem jakąś karteczkę i długopis i napisałem wiadomość do Ani, jakby się zdziwiła, że mnie nie ma. Na szybko założyłem buty i kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zamykając je oczywiście.

Zbiegłem po schodach i wybiegłem na ulicę. Nie miałem po co jechać autem, ponieważ wszystko działo się (jak już wspominałem) blisko. Po kilku minutach biegu widziałem już całą akcję z bliska. Słychać było tylko wyjące syreny policyjne i krzyki. Zatrzymałem się i zacząłem rozglądać. W oddali wypatrzyłem, choć bez soczewek, sylwetkę Piotrka. Przepychał się z jednym z zamachowców.

Mówiłem już, że jest głupi?

Chyba tak.

Już chciałem tam podejść, gdy usłyszałem strzał. Wtedy Piotrek się zachwiał... i upadł.

JA ZARAZ NIE WYTRZYMAM PSYCHICZNIE NOOO

Ja nie chcę

Jednak nawet teraz nie miałem odwagi tam podejść. Na szczęście po chwili tłum się przerzedził. Podszedłem więc niepewnym krokiem do miejsca, w którym ostatnim razem widziałem Piotrka.

Uwierzcie mi na słowo, straszniejszego widoku nie widzieliście.

Ja od chyba 2 lat nie płakałem, do jasnej cholery!

Piotrek leżał na ziemi, z jego nogi sączyła się krew. W dodatku miał dziwnie skrzywioną rękę, pewnie od upadku.

Trzęsącymi się rękoma wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem po pogotowie.

Pov. Ania (po raz pierwszy hihi)

Obudziłam się o północy i nie mogłam spać. Kręciłam się z boku na bok, ale tak czy inaczej nie zasypiałam. Postanowiłam więc wstać i pójść do kuchni po mleko, zawsze mi pomaga. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam małą karteczkę leżącą na szafce w przedpokoju. Zaciekawiona wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać. Pomimo, że idzie mi to mozolnie, w końcu dowiedziałam się, co tam jest napisane. Treść była taka:

Cześć, musiałem wyjść z domu, żeby poszukać Piotrka. Nie martw się, niedługo będę!

                                      Kacper :D

Ja mam się nie martwić? Dużo słyszałam o dzisiejszych zamieszkach i boję się, że właśnie to jest na rzeczy. Przebrałam się szybko w jakieś dresy, założyłam buty, wzięłam klucze i wyszłam z mieszkania. No i je zamknęłam, to chyba jasne. Pobiegłam szybko chodnikiem na ulicę, na której działy się te dziwne rzeczy. Teraz było tam tylko parę osób, więc znalezienie ich chyba nie będzie trudne. Prawda?

Prawda, bo już po chwili wyśledziłam wzrokiem tatę Kacpra. Siedział na ulicy i... czy on płakał? Podeszłam cichutko bliżej i szczerze mówiąc, serce podskoczyło mi do gardła. Co tu się stało?

Kacper chyba zdał sobie sprawę, że za nim stoję. Wstał i odwrócił się do mnie. Jego w takim stanie jeszcze nie widziałam.

-Dlaczego tu przyszłaś?- spytał z nutą złości w głosie.

-Martwiłam się- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-To jest dla Ciebie niebezpieczne, chodzenie po nocy, szczególnie, gdy dzieją się takie rzeczy- powiedział.

No ja wiem, że miał rację, ale czasami trzeba podejmować drastyczne kroki.

Po chwili usłyszałam już dźwięk karetki.

"Jestem Wyjątkowy" KxPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz