Rozdział 1

304 13 3
                                    

Był to raczej normalny czwartek w centrum handlowym, co oznaczało, że w okolicy kręciła się tylko garstka ludzi. Castielowi całkiem dobrze to pasowało, skoro nigdy nie przepadał ani za zakupami, ani za tłumem. Ciężko było mu zrozumieć, jak można było całymi godzinami chodzić bez celu, macając to i tamto, dotykając i wybierając, sprawdzając ciężar garnków, patelni, pościeli i melonów. Zdawało się to niczemu nie służyć. Zazwyczaj starał się zrobić swoje tak szybko i efektywnie, jak mógł, wejść i wyjść, trzymając się ściśle listy zakupów. Jednak tym razem miało być inaczej, ponieważ potrzebował nowego płaszcza.

Kupowanie ubrań było chyba najnudniejszą rzeczą, jaką Castiel mógł sobie wyobrazić. Narażanie się na wścibskich sprzedawców, przymierzanie różnych strojów TAK PO PROSTU, pocenie się i irytowanie w przebieralni dalece odbiegało od jego wyobrażenia o rozrywce. Ubrania służyły do osłony i ochrony; miały być praktyczne i skuteczne. Czemu miałby być zainteresowany najnowszą modą czy trendami sezonowymi lub, Boże broń, SPECJALNYMI STROJAMI ZAPROJEKTOWANYMI PO TO, ABY PODKREŚLIĆ UROK TWEJ DESYGNACJI PŁCIOWEJ? Jeśli musiałby wybierać pomiędzy praktycznością a modą, w każdej chwili wybrałby praktyczność zamiast wyglądu i do diabła z desygnacją.

Zastanawiał się leniwie, czy nie mógłby odłożyć kupna płaszcza o jeszcze tydzień, ale postanowił być rozsądny. Robiło się zimno, a on NAPRAWDĘ potrzebował cieplejszych ubrań.

Wzdychając, wszedł do sklepu, wewnętrznie biorąc się w garść. Ku jego zaskoczeniu sprzedawczyni okazała się profesjonalną, nie znoszącą głupot kobietą, która nie próbowała dociec jego desygnacji czy podsuwać mu ubrań aprobowanych dla alf. Chciał kupić płaszcz, więc o niego poprosił i otrzymał kilka modeli: ciemnoniebieską wełnianą kurtkę (niedobry kolor); długi, czarny płaszcz (za długi) oraz beżowy prochowiec, który natychmiast mu się spodobał. Był długi, ale nie za długi, miał wystarczająco głębokie kieszenie, rękawy, które zasłaniały mu knykcie, kolor był praktyczny i prawdopodobnie nie podkreślałby każdej drobinki brudu.

Zadowolony z zakupu ruszył do spożywczego. Potrzebował kilku podstawowych produktów, jak herbata, kawa, cukier, mąka, warzywa i prawdopodobnie również trochę wołowiny. Ponownie zirytowały go firmy produkujące paczki przeznaczone dla rodzin i zapominające o tych, którzy mieszkali sami. Castiel był naprawdę całkiem niezłym kucharzem, ale nie widział sensu w gotowaniu wyłącznie dla siebie. Czasami dogadzał sobie, przygotowując bardziej skomplikowany posiłek, ale przeważnie się tym nie przejmował. Jedzenie było paliwem i produktem odżywczym, czymś, czego potrzebował, aby żyć. Stanowiło konieczność, podobnie jak ubrania i sen.

Nie potrzebował dużo czasu, aby znaleźć wszystko, co musiał, ponieważ znał ten sklep i miał krótką listę. Stał akurat w dziale z cukrem/miodem/słodzikiem i prowadził wewnętrzną debatę na temat, czy wybrać zwykły cukier, czy może ekologiczny cukier trzcinowy, kiedy uderzył go TEN ZAPACH. Przypominał skarmelizowany cukier i surowe kakao, wymieszane z cynamonem i lawendą oraz czymś, czego Castiel nie umiał określić, ale co uznał za nieodparcie pyszne.

Zamknąwszy oczy zaciągnął się tym zapachem głęboko i tak dyskretnie, jak to było możliwe, a usta zaszły mu śliną. Nigdy nie wąchał niczego choćby w przybliżeniu równie zniewalającego i nie umiał się oprzeć temu, aby znaleźć źródło zapachu.

Otwarł oczy i rozejrzał się. Nikogo w polu widzenia. Cóż, to było dezorientujące. Skoro zapach był tak potężny, to omega, do której należał, powinna znajdować się w pobliżu. Z wahaniem postąpił kilka kroków naprzód i wyjrzał za półkę. Był wczesny poranek, dlatego w sklepie kręciło się tylko kilku klientów, a żaden z nich nie wyglądał na oczywiste źródło zapachu. Najbliżej niego stała czteroosobowa rodzina: ojciec, matka i dwóch synów. Stali w dziale z warzywami i kłócili się zajadle o jakieś sezonowe warzywo; matka i młodszy syn wyraźnie wygrywali. Była to miła, domowa scena i Castiel z radością dalej by się im przyglądał, gdyby nie ten irytująco kuszący zapach, który wciąż łaskotał go w alfi mózg.

NA WARIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz