Rozdział 2

179 13 0
                                    

Sytuacja była kłopotliwa. Nieważne, czego Castiel próbował, nie mógł zapomnieć Deana. Było tak, jakby chłopiec wpełzł mu pod skórę i uwił sobie w jego umyśle przytulne gniazdko. Tydzień po zajściu z majtkami (które bezpiecznie tkwiły pod materacem), uzmysłowił sobie, iż podejmował decyzje do spółki z mini-Deanem siedzącym mu na ramieniu, komentującym zakupy, otoczenie, książki, które alfa chciał czytać, oraz programy telewizyjne, które usiłował oglądać.

Dean był jak swędzenie, które Castiel bardzo chciał podrapać, ale wiedział, że oznaczało to tylko wielkie kłopoty.

Po pierwsze, różnica wieku. Nieważne, jak próbował rozumować, tego nie dało się przeskoczyć. Nie był w stanie zaprzeczać swemu absurdalnie silnemu i żywiołowemu pociągowi do omegi, ale prawda była taka, że Dean był dzieckiem. Bardzo, bardzo pięknym i uwodzicielskim oraz, tak, seksualnie dojrzałym, jako że przeszedł już pierwszą ruję - ale wciąż dzieckiem. W dawnych czasach każda zaprezentowana omega była do wzięcia dla jakiegokolwiek alfy, ale to podejście zmieniło się jeszcze przed wprowadzeniem prawa o ochronie. Mimo to Castiel poważnie wątpił w to, że zachowałby się instynktownie, nawet, jeśli dawne prawa wciąż by obowiązywało, ponieważ różnica wieku była po prostu zbyt duża.

Po drugie, jego status alfy. Pod żadnym pozorem nie dostałby nigdy pozwolenia na sparzenie się z omegą, nawet, gdyby różnica wieku nie była taka wielka. Castiel całkiem często słyszał, iż nie był materiałem na ojca, jako że jego cechy alfy były za słabe i że żywił niealfią skłonność do wymyślnych, czułych ideologii. Nie potrafił dociec, czemu jego aktywistyczna przeszłość miała się liczyć w najmniejszym choćby stopniu, ale skoro to nie on ustanawiał zasady, to nie miał innego wyjścia, jak ustąpić. Od czasu do czasu zastanawiał się, czy świat nie byłby tak naprawdę lepszym miejscem, gdyby SSWO pozwalało na parzenie się nie tylko głupim, nadmiernie męskim alfom. Ponadto Castiel naprawdę wierzył, że cechy płciowe były znacznie bardziej nieokreślone, niż SSWO usiłowało wmówić społeczeństwu.

Castiel westchnął. Nie ma sensu tęsknić za chłopcem. Nic by się nie wydarzyło i nic nie POWINNO się wydarzyć.

Zrezygnowany postanowił pójść na spacer. Najbliższy park znajdował się pół godziny drogi dalej, a pogoda była ładna - słonecznie, ale nie nazbyt ciepło. Tak, spacer pomógłby mu oczyścić umysł. Zapakował do torby trochę batoników musli, orzechów, wody oraz swoje tłumaczenie, nad którym właśnie pracował. Mógł równie dobrze spróbować i popracować trochę, jako że miał trochę opóźnienia w stosunku do planu.

Było miłe, niedzielne popołudnie. Po okolicy spacerowały sobie rodziny, spędzając razem czas, ale Castiel, jak zwykle, nie poświęcił im zbytniej uwagi. Był cichym mężczyzną o usposobieniu pustelnika i lubił swoją samotność - stanowiło to główny powód, dla którego pracował w domu: mógł sobie sam planować pracę i, co najważniejsze, przebywać we własnym towarzystwie. Nie każdy dysponował takim luksusem. Ale teraz, kiedy, nieznacznie przechylając głowę, przyglądał się przechodzącym obok rodzinom, nie mógł się nie zastanawiać: jak by to było dzielić z kimś życie, budzić się przy kimś, przygotowywać dla kogoś obiad, zasypiać wtulonym w znajome, ciepłe ciało.

Nie potrafił się jednak zwodzić. Niestety, pozwalając myślom błądzić, Castiel wyobraził sobie siebie z Deanem.

Ruszył dalej, potrząsając głową z powodu swej rozkwitającej obsesji. Partner i rodziny były czymś, o czym nigdy nie pozwalał sobie marzyć, i już z pewnością nie zamierzał zaczynać marzyć teraz. Takie marzenia były głupotą i mogły mieć wyłącznie złe zakończenie - albo jego złamane serce, albo złamane ciało w więzieniu. Ale jeśli miał być szczery, to wiedział, iż miał niewielką kontrolę nad swoimi reakcjami. Było w Deanie coś, co stukało w prymitywną część jego alfa-mózgu, i to przyprawiało go o niechęć. Nie był do końca pewien, co by się stało, gdyby wciąż spędzał więcej czasu w bliskości Deana, ale, zważywszy na swoje reakcje, prawdopodobnie byłoby to coś poważnego. Powinien próbować unikać Deana, próbować odzwyczaić swe ciało od chłopca, dla dobra ich obu.

NA WARIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz