treinta y uno

40 4 2
                                    

Wrócił późnym wieczorem. Flora zamierzała go spytać, jak było w stolicy, lecz sama jego twarz wyraziła wszystko: podkrążone oczy, bladość, zmarszczone brwi, usta przypominające wąską kreskę i nawet... ślady łez?

— Jutro ci powiem — wymamrotał i przyciągnął ją do siebie, by złożyć na jej ustach gorączkowy, namiętny pocałunek, który szybko przeszedł w coś więcej, znacznie więcej. Nie musieli się spieszyć, ale byli zbyt spragnieni dotyku swoich ciał, by poświęcać wiele czasu na grę wstępną. Zdarli z siebie ubrania, zostawiając je na podłodze w przygodnych miejscach w całym salonie; ich ruchy były nieco brutalniejsze, bardziej gorączkowe niż zwykle, trochę nerwowe, perwersyjnie przyjemne.

Flora opierała się rękoma o oparcie kanapy, zerkając przez ramię na Leóna podziwiającego jej tyłek. Zakołysała biodrami, niecierpliwa, chcąc, żeby wreszcie przystąpił do akcji zamiast tylko się w nią wpatrywać. Roześmiał się głęboko; przesunął palcami po obydwóch półkulach i musnął łechtaczkę, już zupełnie wilgotną. Flora była zupełnie podniecona i bardziej niż gotowa, więc w nią wszedł jednym gwałtownym ruchem, przygważdżając do oparcia i sprawiając, że oboje zobaczyli przed oczami gwiazdy. Pozycja pozwalała mu wejść jeszcze głębiej niż zwykle, co w połączeniu z kciukiem gładzącym łechtaczkę uruchomiło kaskadę orgazmu u Flory, a chwilę później także u niego. Z jękiem eksplodował.

Dał sobie chwilę na otrzeźwienie i odsunął się od Flory. Zużyty kondom wylądował w śmietniku, a on sam przeczesał włosy, zirytowany bagnem, w którym się znalazł i z którego nawet jego nimfa nie mogła go wyciągnąć.

verde | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz