dieciocho

41 4 2
                                    

— Możemy porozmawiać?

Te słowa wprawiły ją w prawdziwy popłoch. Pozwoliła łyżce wymknąć się z jej drżącej ręki i wpaść z brzękiem do wypełnionej jeszcze do połowy miski z płatkami. Miała ochotę zakląć, ale tylko zacisnęła usta, już szukając drogi ucieczki. Tym razem nie było żadnej — León zastawiał całym ciałem jedyne wyjście z kuchni.

Nie mając innego wyjścia, przytaknęła.

Nie ośmieliła się na niego spojrzeć. Wbijanie wzroku w niedojedzone śniadanie było znacznie prostsze niż odkrywanie pokładów wstrętu w oczach Leóna.

— Flora.

Nie, nie, nie mogła sobie pozwolić na ulegnięcie temu kuszącemu głosowi.

— Flora, proszę, spójrz na mnie.

Rzeczywiście na niego spojrzała dopiero wtedy, gdy sam uniósł jej podbródek. Nie wyglądał, jakby miał zamiar ją potępić, ba, nie był nawet wściekły, więc Flora poczuła się nieco lepiej — pomijając rumieniec na policzkach.

— Dlaczego się boisz?

Sapnęła zaskoczona, zupełnie się nie spodziewając właśnie tego pytania ani przenikliwości Leóna.

— Wcale nie...

Przechylił głowę, natychmiast wykrywając kłamstwo.

— Nie pytam po to, by ciebie zawstydzić, tylko żeby cię zrozumieć. Chodzi mi o to, że... Wydaje mi się, że ten pocałunek podobał ci się równie bardzo, jak mnie, więc próbuję zrozumieć, dlaczego uciekłaś. Jedyne logiczne rozwiązanie, które mi przychodzi na myśl, to to, że się czegoś boisz. Więc powiedz mi, princesa, dlaczego się boisz? Czego się boisz?

— Nigdy wcześniej się z nikim nie całowałam — wypaliła — ani nie uprawiałam seksu. Ani nawet nie byłam w związku. Relacje z facetami to dla mnie pole minowe, bo...

...bo przez całe życie kochałam tylko ciebie, chciała dodać, ale te słowa nie spłynęły z jej języka. Prawdopodobnie jednak León mógł je wyczytać w jej oczach, bo wcale ich nie ukrywała, tak samo jak spływających po policzkach łez.

— Proszę, nie płacz...

Oparł swoje czoło o jej własne i ścierał kciukami łzy, nie do końca wiedząc, jak ma zatrzymać tę powódź.

— Przepraszam.

— Nie, nie przepraszaj. Nic się nie stało, więc nie masz za co przepraszać. Jeśli już, wina leży po mojej stronie. Nie powinienem był cię zmuszać do zrobienia czegoś, czego... Przepraszam. Przepraszam, princesa.

Przytaknęła, na moment zamykając oczy.

— Mimo wszystko miałeś rację. Rzeczywiście się boję.

— Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy. Wiem, że nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat i od zawsze byliśmy przyjaciółmi, ale... jestem gotowy na spróbowanie czegoś więcej, więc jeśli... jeśli tylko chcesz, mogę ci wszystko pokazać... Nie będziemy się spieszyć. Pójdziemy o krok dalej tylko wtedy, gdy będziesz na to gotowa i będziesz tego chciała.

Przygryzła wargę.

— Okej.

Jego oczy rozbłysły ekscytacją.

— Okej.

Zaczął od prześledzenia palcami jej twarzy, i gdy jego dłonie spoczęły na jej karku, zabrał się za składanie na jej skórze delikatnych pocałunków. Na dłużej zatrzymał się przy ustach; ten pocałunek był znacznie mniej gorączkowy niż wczorajszy, mniej pospieszny, bardziej czuły.

— Jesteś tak piękna, że aż boli — wymruczał, gdy się od siebie oderwali. Założył zabłąkany kosmyk jej włosów za ucho, upajając się skróconym dystansem pomiędzy nimi i jej pięknem. — Dziękuję, że dałaś mi szansę. Obiecuję, że cię nie zawiodę.

I życie nagle stało się dobre.

verde | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz