Rozdział 15: Plan

827 15 2
                                    

Pov. Szef Mafii

Siedziałem wkurzony przed biurkiem, pokrytym stertą papierów i szklanymi butelkami whisky, które przypominały mi o lepszych czasach. Zmęczone oczy wpatrywały się w plan przejęcia towaru, który wydawał się coraz bardziej niekompletny. Zmarszczone brwi zdradzały  frustrację. Brakowało mi  detali, które sprawiłyby, że wszystko poszłoby gładko. A potem jeszcze papiery.

Po biurze rozległ się cichy odgłos pukania, jakby i ściany miały obawy przed tym, co się wydarzy. Za dużo ostatnio piłem, stanowczo.

– Wejść – powiedziałem nieśpiesznie, odczekując standardową chwilę. Drzwi otworzyły się, a do pokoju weszła Monia, niosąc ze sobą stertę papierów. Była wysoka i smukła, a krótką spódniczkę nosiła w sposób, który wydawał się jednocześnie naturalny i lekko prowokujący.

– To dane z ostatniej sprzedaży, szefie – mówi spokojnie, z uśmiechem, który, mimo że zwyczajny, miał w sobie coś miłego. Kładzie papiery na biurku i odsuwa się na sporą odległość, jakby w obawie przed moją reakcją. Wskazuję jej, by usiadła na kanapie, a ja, znużony, odkładam plan przejęcia towaru na bok. Za chwilę do tego wrócę; do przejęcia ładunku zostało już mało czasu, a jeszcze nie wszystko ustalone. Powoli zaczynam odczuwać, że mój wiek to już nie tylko liczba, lecz także bardziej złożona rzecz.

– Musicie popracować nad oświetleniem w środku. Wnętrze wygląda przez nie jak pokój jakiegoś wariata, a nie o to nam chodzi – mówię, przeglądając akta sprzedaży z wczorajszego wieczora. Światło lampy pulsowało, a cienie tańczyły na ścianach, przypominając mi o niepewności, która wisiała w powietrzu. Momentami zastanawiam się, czy nie jestem już na to za stary, ale póki nie będę miał pewności, że mój następca będzie odpowiedni, mam za dużo do stracenia, by przejść na zasłużoną emeryturę. Przesuwając lekko spluwę w prawo, zastanawiam się nad wynikiem sprzedaży. Sprzedaż naszego wyjątkowego zwierzaczka podwyższyła zdecydowanie statystyki, a spora pula wylądowała na moim kącie. Nic dziwnego – Panna Katrina miała w sobie magnetyzm, ciągnący starych kurwiarzy jak nowa, nieużywana dziwka. Szkoda tej małej trochę. Trafiła do naszego stałego klienta, który wracał co kilka lat po nową sztukę. Nigdy nie widziałem, by ktoś z taką zaciętością domagał się konkretnej dziwki jak w jego przypadku, lecz tym lepiej, że podciągnąłem licytację.

Monika, z nogą na nodze i złożonymi na krzyż rękami pod sporym biustem, standardowo opowiada mi o przebiegu przygotowań, brakach w akcesoriach i rzeczach dziejących się nie pod moim okiem. Jej głos był monotonny, ale w tle dostrzegłem układ jej ciała, jakby starała się być niewidzialna, podczas gdy ja pochłonięty byłem danymi.

– I to na tyle – skończyła z lekkim uśmiechem.

– Jakieś problemy z płatnością u któregoś? – mruczę, przeglądając listę, którą mi przyniosła. Wiem, że później sprawdzę listę przelewów, ale w tym momencie nie mogłem się skupić, więc chciałem mieć ogólny pogląd sprawy.

– Warner ma jak zwykle ostatnio opóźnienia z spłatą całości, szefie – mówi spokojnie, z niezadowoloną miną, która odzwierciedlała moje odczucia.

– Wyślij do niego Dana z Jochanem, by odebrali towar albo kasę, i za naszą fatygę, niech dopłaci 2% tego co ma. Przelew miał być do wczoraj. Jeżeli jej stan jest w jakiś sposób naruszony, niech obiją mu mordę przypominając o punkcie 4 w umowie.

– Tak jest, szefie – odpowiedziała, i znów mogłem się skupić na swoich myślach.

Po chwili ciszy zwróciłem uwagę na dodatkowe szczegóły, które wciąż krążyły mi po głowie. Musiałem przygotować fałszywe wizytówki dla całego zespołu. Każdy członek grupy musiał być gotowy na każdą ewentualność. Te dokumenty miały służyć nie tylko jako alibi, ale także jako środki identyfikacyjne, które pozwoliłyby nam poruszać się w terenie bez wzbudzania podejrzeń, a w razie potrzeby ułatwiłyby wejście. Prawdziwa tożsamość nie mogła ujrzeć światła dziennego. Każda wizyta w okolicy musiała być starannie zaplanowana, a nałożone maski – przekonujące.

ZwierzątkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz