Obojętna

222 12 77
                                    

Do wszystkich złamanych serc, które się zamknęły i nie(mogą)potrafią czuć, mimo że tego pragną.

Rozdział I
- Zdradziłem cię. – poczułam lekki dreszcz, ale i nie pasującą do sytuacji obojętność, a nawet ulgę,  gdyż każda kobieta na moim miejscu przejęłaby się, zaczęła krzyczeć czy coś co się robi w takich sytuacjach.

- Wiem. – odparłam. Spojrzał na mnie pytająco. – Domyślałam się. – dodałam wyjaśniająco.

- Dlaczego jesteś taka spokojna? – Kamil patrzył na mnie z zastanowieniem i ciekawością. – Nie będziesz krzyczeć.

- Dlaczego miałabym to robić?

- Słuchaj kochanie, przepraszam... – zaczął.

- Stop, po prostu rozumiem. – W tym momencie wstał z kanapy i podszedł do kuchennego stołu, patrząc na mnie z niepokojem.

- Cco? Jak to ROZUMIESZ???

- Faceci mają swoje potrzeby...

- Ale!- przerwał mi – Nie jesteś w ogóle zazdrosna, wściekła???

- A mam być?

- Chyba powinnaś? To znaczy, że nie zależy ci na mnie... – w tym miejscu ściszył głos.

- Nie prawda, zależy, dlatego nie chcę aby twoje potrzeby nas poróżniły.

- Potrzeby, haha! – zaśmiał się nerwowo jakby nie wiedział jak zareagować.

- No taaak... – zaczęłam, ale przerwałam spiorunowana jego wzrokiem.

Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Krążył nerwowo po pokoju, od ściany do ściany, zmieniając czasem trasę do okna. Ja dalej  siedziałam spokojnie przy stole i stukałam palcami w blat, dając Kamilowi czas do przemyślenia, i czekając na ,,werdykt". W końcu przystanął i odwrócił się do mnie, zwiesił głowę i zaczął:

- A więc, ślubowaliśmy sobie wierność przed Bogiem i całą naszą rodziną, moimi kumplami a ty mówisz, że rozumiesz!? – prychnął ze wzgardą.

- Taaa...

- Cicho!!! – wrzasnął przerywając mi.

Od tego momentu postanowiłam nie odzywać się póki o to nie poprosi.

- Powiesz mi co jest nie tak z tobą? – w tym momencie jednak chciałam coś powiedzieć, ale nawet nie zdążyłam bo drążył dalej.

- A może ty w ogóle nic do mnie nie czujesz, że zdrada jest ci tak wielce obojętna co? –  podszedł bliżej i pochylił się nad stołem w moją stronę przeszywając mnie chłodnym wzrokiem.

Spojrzałam głęboko w jego błękitne oczy i przypomniałam sobie morze nad którym spędzaliśmy ostatnie wakacje. Było tak pięknie, każdego wieczora oglądaliśmy zachód słońca, kochałam to.
,,Jak możesz nic nie czuć po tym wszystkim?!" – zbeształam siebie w myślach. Czułam się winna, mimo tego że to on mnie zdradził, nie na odwrót.

- Nie wiem... – szepnęłam i wbiłam wzrok w blat dębowego stołu, skrobiąc go paznokciem z tygodniową czarną hybrydą.

- Nie wiesz, tak? - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

- A może powiesz mi który to raz mnie zdradzasz? A może to romans? I z tą samą zdzirą, czy zmieniasz je co! - odparłam ze złością.

- Nareszcie zadajesz pytania jak każda kobieta w twojej sytuacji.

- Tak? Jesteś z siebie dumny? Tego chciałeś?

- Ah... Po kolei, to było kilka razy... Trzy czy cztery...

- Brawo! Nawet nie pamiętasz dokładnie! - odparowałam.

Wstałam od stołu i zaczęłam krążyć po kuchni jak na początku Kamil po salonie. Za to teraz on siedział przy stole przypatrując się mojej wędrówce od stołu do kuchenki gazowej.

- Przepraszam... – szepnął i zamyślił się.

- Kto to jest?! – krzyknęłam.

- Kto..? – zapytał wyrywając się z zamyślenia. - Aaaa.- dodał po chwili. W tym momencie skończyłam swoją ,,wędrówkę" i oparłam się o blat kuchenny zakładając ręce na piersi i patrząc na niego wyczekująco.

- Taka jedna...stara znajoma.

- Znam ją? – zapytałam z ciekawością unosząc brwi.

Wyobrażałam sobie jak teraz wyglądam. Jak filmowa zdradzona żona, w niedbałym koku na głowie, z podkrążonymi oczami po nie przespanej nocy i w letniej piżamie mimo jesieni. Z założonymi rękami i wzrokiem pełnym pogardy wobec męża który zawinił. Tylko że ja tak się nie czułam, a powinnam... Wyobraziłam sobie także jak ONA wygląda. Zadbana blondynka lub brunetka w mini i niebotycznie wysokich obcasach, ze słodkim uśmieszkiem na wypełnionych botoksem ustach.

- Nie znasz.

- Hmm... To powiedz mi chociaż dlaczego, co? Może wiesz co ma ona, a czego ja nie mam? Pewnie jest wiele takich rzeczy...

- Nie - przerwał mi. - To były chwile słabości, po prostu. Byłem zmęczony zarwanymi nocami, siedząc w papierach po kolana. Potrzebowałem z kimś pogadać...

- Pogadać?- prychnęłam. – leżąc na łóżku tak? – zaśmiałam się ironicznie. Odeszłam od blatu i sięgnęłam do szafki z puszką herbaty.

- Chcesz się napić? – zapytałam. Nie musiałam widzieć, żeby wiedzieć że był zbity z tropu.

- Nie! Jak w ogóle możesz teraz myśleć o herbacie?! – krzyknął.

- Wiesz, że herbata to dla mnie chleb powszedni, i bez względu na sytuację raczę się nią. – wzięłam kubek z suszarki z naczyniami i wrzuciłam do niego torebkę herbaty, nastawiłam czajnik.

- A gdzie cukier co? – zapytał. – Sama powtarzasz, że cukier wydobywa smak herbaty, że to jej kwintesencja. – spojrzałam na niego przez ramię.
- Ty jesteś wystarczająco słodki. – zaryzykowałam lekko uśmiechając się do siebie pod nosem.

Woda zagotowała się, nalałam jej do kubka i odstawiłam na stół. Usiadłam na przeciwko Kamila i spojrzałam wyczekująco. Po chwili milczenia postanowiłam zacząć.

- A więc?

- A więc ty byłaś cały czas zajęta tym swoim liczeniem rachunków...

- Taką mam pracę... – przerwałam mu, zaraz tego żałując pod jego wściekłym wzrokiem.

- I w ogóle nie można było z tobą porozmawiać, byłem wściekły i potrzebowałem odskoczni. – wzięłam kubek do ręki i wypiłam kilka łyków herbaty, krzywiąc się lekko, bo była gorzka.

- Mówiłem. – powiedział, wstał od stołu, poszedł do blatu kuchennego, wziął z niego cukierniczkę i łyżeczkę z suszarki na naczyniami i położył przede mną. Zaimponował mi tym, przez moment się rozmarzyłam, ale nie mogłam teraz zajmować myśli czymś innym.

- Dzięki... – nasypałam dwie łyżeczki białego cukru i wymieszałam.

- I ty mi mówisz, że to rozumiesz...

- Od kiedy to się zaczęło? – zapytałam z prawdziwą ciekawością dopijając duszkiem herbatę.

- Na początku miesiąca...

- Rozumiem, ale nie mniej jest mi przykro. – wstałam od stołu, wyrzuciłam zużytą torebkę po herbacie do śmieci, a kubek odstawiłam do zlewu.

- Jest ci przykro, to tyle tak? – Kamil wstał od stołu, nie zasuwając krzesła za sobą. Wiedział,że mnie to drażniło, ale w tym momencie miał inne zmartwienia niż zasuwanie jakiś krzeseł. Podszedł do mnie, ale zrobiłam kilka szybkich kroków w stronę łazienki.

- Muszę się przejść. – odparłam, po czym weszłam do łazienki, aby się odświeżyć.

- Ale Nina! – kontynuował, ale ja na razie skończyłam tą rozmowę.

ObojętnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz