Rozdział V

34 7 4
                                    

Minęło kolejnych kilka dni. Był piątek, godzina szesnasta, a ja dalej siedziałam w pracy. Tym razem założyłam
czarne baleriny, gdyż od obcasów obtarłam sobie kostki. Miałam dzisiaj na sobie kremową sukienkę i włosy upięte w kok.Oczywiście nie zapomniałam o bransoletce od Kamila i cały czas ją nosiłam. Siedziałam przed komputerem, zliczając kolejne rachunki. W głowie już mi się kręciło od tych cyfr i było mi duszno. Upiłam łyk wody z kubka i odetchnęłam.
Nagle do mojego pokoju weszła szefowa. Szefowa była kobietą w średnim wieku, która cały czas farbowała się na blond. Włosy jak ja zawsze upinała w kok, a oczy podkreślała zbyt wyrazistą czarną kredką. Zwykle chodziła w zielonej sukience, ale dzisiaj założyła granatowy kostium i czarne czółenka.
Rzadko nosiła biżuterię, gdyż, jak to powtarzała, była zbyt cenna i bała się, że ją zgubi.

– No, Nina! A ty jeszcze nie w domu? – zapytała z uśmiechem.

– Też się dziwię. – Westchnęłam. Przecież szefowa sama doniosła mi popołudniu plik kolejnych rachunków, mimo że obiecała mi, że będę mogła wyjść wcześniej.

– Dużo ci zostało?

– Trochę...

– Obiecałam ci, że będziesz mogła wyjść wcześniej, to słowa dotrzymam. Zostaw te papierzyska i zbieraj się do
domu.

– Naprawdę? – Spojrzałam na nią badawczo.

– Tak. Przez ostatni tydzień zrobiłaś więcej, niż tego od ciebie wymagam. Należy ci się. – Uśmiechnęła się, a ja
odpowiedziałam jej tym samym z wdzięcznością i ulgą.

– Dziękuję – powiedziałam i zaczęłam się zbierać. Szefowa skinęła głową i wyszła z mojego pokoju.
Po wyjściu z pracy zastanawiałam się, co zaplanować na weekend. Przypomniałam sobie, że Kamil w poniedziałek wyjeżdża na trzydniową delegację, więc przydałoby się trochę
z nim spędzić czasu, zanim wyjedzie. Przypomniałam sobie także, że wychodzi dzisiaj do kumpli oglądać mecz, także wieczór miałam dla siebie. Pomyślałam więc o Mateuszu,
który pewnie czeka na mój telefon. Przeszłam przez pasy i wyciągnęłam swoją komórkę. Wybrałam jego numer i czekałam. Odebrał po dwóch sygnałach.

– Doktor Sadowski, słucham. – Usłyszałam. Nie powiem, trochę nogi się pode mną ugięły.

– Cześć, to ja, Nina – wybąkałam.

– Och, witaj. Miło cię słyszeć. Co porabiasz?

– Właśnie wracam z pracy, a ty? Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam..? – zapytałam.

– Nie przeszkadzasz, jestem u siebie, wiesz? Chciałabyś wpaść?

– Myślałam, czy może ty nie chciałbyś do mnie przyjść, ale skoro zapraszasz...

– Fantastycznie! Co przygotować? Tylko coś, co umiem, proszę... – Zaśmiał się.

– Ależ nic nie musisz robić, coś kupię i przyniosę, przecież nie przychodzi się z pustymi rękami w gości.

– No cóż, w takim razie kwestię kolacji pozostawiam tobie. – Uśmiechnęłam się do siebie.

– Lubisz chińszczyznę..? - Zaryzykowałam.

– Cokolwiek przyniesiesz, na pewno będzie dobre.

„Ten to potrafi czarować” - pomyślałam.

– A więc ustalone.

– O której będziesz?

– A jak ci pasuje?

– Kiedy będziesz chciała.

ObojętnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz