Rozdział VII

26 5 2
                                    

Była niedziela, Kamil już jutro miał wyjechać w delegację. Krzątał się teraz po naszej sypialni i pakował swoje rzeczy do walizki. Stałam w drzwiach, (jak wczoraj Lila i Olek) i przyglądałam się temu ze śmiechem na ustach.

- Gdzie te papiery?! – denerwował się Kamil.

Przeszukiwał teraz szafkę po szafce, szufladę po szufladzie.

- Które? – zapytałam.

Mówiłam mu, żeby pilnował dokumentów i je układał w jednym miejscu, ale on jak zawsze po swojemu, kładł gdzie popadnie i mówił że będzie pamiętał. Oczywiście nie wierzyłam w to, i jako przykładna żona, troszcząca się o męża sama chowałam te papiery do jednej teczki.

- Wszystkie! Eh... Te co ostatnio przynosiłem, te z szefostwa. – powiedział i usiadł na łóżku podpierając głowę na rękach.

Wyszłam z pokoju, i poszłam do salonu. Podeszłam do orzechowej komody, i wysunęłam jedną z szuflad. Wyciągnęłam z niej grubą czarną teczkę. Otworzyłam, i wybrałam z niej ostatnie dokumenty jakie przyniósł Kamil. Schowałam teczkę do szuflady, i poszłam z powrotem do sypialni. Kamil był dalej w tej samej pozycji co poprzednio.

- Te? – zapytałam unosząc brwi.

Zerwał się z łóżka i jednym susem był przy mnie. Wyrwał mi papiery z ręki, rzucił na nie okiem, a potem wziął mnie w objęcia.

- Boże, kochanie co ja bym bez ciebie zrobił? – powiedział i pocałował mnie w usta.

- Tylko mnie nie zdradź w delegacji... – szepnęłam, a Kamilowi zrzedła mina. Odsunął się ode mnie i spojrzał badawczo.

- Już przepraszałem, jak znowu mógłbym zdradzić kobietę, która znając moje roztrzepanie pilnuje papierów, zamiast mnie. – rzucił i schował dokumenty do jakieś teczki leżącej na stoliku nocnym.

- Ufam ci. – odparłam.

- Wiem, po tym wszystkim... Dziękuję, i chciałbym cię wziąć do kina.

- Dzisiaj? W niedzielę? – zdziwiłam się.

- No, a co? Niektóre kina też chcą zarabiać, nawet w weekendy. – uśmiechnął się i ułożył teczkę w walizce.

- Aha, mów dalej. – zachęciłam go.

- Wygrałem ostatnio bilety do kina, i po prostu czekałem na odpowiednią okazję. I myślę, że to dzisiaj. W ramach podziękowania, i przeprosin.

- A na co idziemy? – zainteresowałam się.

- Na cóż innego mógłbym cię zabrać, jak nie na twojego kochanego ,,Człowieka ze stali”? – zaśmiał się i poszedł do kuchni. Podążyłam za nim.

- Wiesz jak mnie, obłaskawić.

- Ten film nigdy ci się nie znudzi, wiem. I wiem, jak kochasz Henry'ego Cavill'a tej roli. Ale pewnie nie tylko tej.

- Jak dobrze mnie znasz. – westchnęłam. – Ty też oglądałeś ,,Lustra”, tysiąc razy, bojąc się za każdym razem mimo, że wiedziałeś jaki będzie koniec. – wygarnęłam mu śmiejąc się.

Mogliśmy w tej chwili wyglądać jak szczęśliwe małżeństwo, które bardzo dobrze się zna. Które jest pełne miłości i zaufania, żadnej toksyczności ani rutyny. Niestety tak nie było... Przynajmniej dla mnie. Miałam nadzieję, że tak będzie wychodząc za Kamila. Myślałam, że skruszy moje kamienne serce, ale mijały lata a ja nadal nie czułam żadnej zmiany. Właściwie to nic głębszego nie czułam... Tyle razy się zastanawiałam, czy to Kamil jest tym jedynym. Jednak tłumaczyłam sobie, że gdyby był to czułabym cokolwiek głębszego do niego, a serce otworzyło by się. Widać nie był odpowiednią osobą, ale co miałam poradzić. ,, Może po prostu trzeba czasu?” – pomyślałam. ,,A może po prostu nikt nie jest w stanie zmienić mojej obojętności, beznamiętności uczuć?”. Rozważając tak, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na mój telefon. Podeszłam do ławy w salonie, i usiadłam na kanapie biorąc telefon. To był Mateusz... Prosił o spotkanie, bo miał jakieś rachunki ze swojej przychodzi, o których zapomniał i nie wie co z nimi zrobić. Uznałam to za trochę podejrzane, ale ostatecznie zgodziłam się. Tylko najpierw musiałam wiedzieć, o której idę do kina z Kamilem.

- Kochanie, o której będzie seans? – zapytałam Kamila, który robił sobie kawę w części kuchennej pokoju.

- O dwudziestej. – powiedział.

Odpisałam Mateuszowi, o której miałabym przyjechać. Odpowiedział, że jak mi pasuje. Spojrzałam na zegar na wyświetlaczu telefonu. Było wpół do dwunastej. Miałam cały dzień dla siebie, ale musiałam pomóc Mateuszowi. Napisałam, że będę o szesnastej.

- Kamil, muszę wyjść po południu. – oznajmiłam Kamilowi.

- Po co? – zapytał.

- Olek chce, żeby mu w czymś pomóc. – skłamałam.

- Okej. – rzucił.
                                  *
Dochodziła szesnasta, musiałam już się zbierać. Zamówiłam taksówkę i ubrałam się. Uznałam, że na dzisiaj założę wygodne czarne spodnie, i łososiowy sweterek. Wzięłam torbę, i pożegnałam się z Kamilem. Taksówka już czekała. W drodze myślałam, czy rachunki firmowe Mateusza to jedyny powód abym przyszła. W końcu taksówka podjechała pod jego blok. Zapłaciłam kierowcy, i wyszłam z auta. Zadzwoniłam domofonem, drzwi natychmiast się otworzyły. Weszłam do środka, przy okazji przejrzałam się lustrze które wisiało w holu, i wygładziłam fałdy na swetrze. Poszłam schodami na górę pod drzwi Mateusza. Tym razem zapukałam lekko. Otworzył mi po chwili.

- Witaj Nina, dzięki że jesteś! – przywitał mnie i uśmiechnął się szeroko, otwierając szerszej drzwi.

Weszłam do środka. Tym razem nie poczułam zapachu tulipanów, ale róż... Nie mniej, był to przyjemny zapach.

- Też miło cię widzieć. – powiedziałam, i zdjęłam buty, odwiesiłam płaszcz i torebkę na stojak.

Poprowadził mnie do salonu, gdzie na stole leżała teczka z jakimiś rachunkami, a obok kalkulator.

- Więc, w czym mam ci dokładnie pomóc? – zapytałam podchodząc do hebanowego stołu. Pochyliłam się nad rachunkami.

- Właściwie sam nie wiem. Sekretarka coś mówiła, że dzwonili z hurtowni karmy dla zwierząt, że dostarczyli zamówienie, ale dostali za mało pieniędzy.

- Aha, zaraz zobaczymy... – powiedziałam i usiadłam na krześle.

- Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, ale nie mamy księgowej w przychodni, a dostawca coraz bardziej zaczyna domagać się pozostałych należności. A zapłaciliśmy, za karmę tyle ile jej zamówiliśmy...

Uporałam się z tym w dziesięć minut. Wytłumaczyłam Mateuszowi na czym polegał błąd w rachunkach najprościej jak potrafiłam.

- Tak masz powiedzieć dostawcy, jak będzie dalej się domagał pieniędzy. Ewentualnie, zadzwoń do mnie, a ja wszystko wyjaśnię jak zapomnisz. – wyjaśniłam.

- Co ja bym bez ciebie zrobił...

- Nie myśl o tym, jestem tutaj i to się liczy. – uśmiechnęłam się.

- Masz rację, bardzo ci dziękuję.

- Kamień z serca... – podszedł do mnie i mnie przytulił.
W tym momencie poczułam coś nieznanego. Coś czego wcześniej nie czułam, jakby ulgę, bezpieczeństwo... Miał takie silne ramiona, i taki angielski uśmiech... Mateusz poszedł do kuchni, a ja wpatrywałam się w czerwone róże w wazonie. Były takie piękne, zastanawiałam się dlaczego zawsze ma inne kwiaty w wazonie, akurat moje ulubione kiedy przychodzę... Uznałam, że to przypadek i uśmiechnęłam się do siebie. Po chwili wrócił Mateusz  z filiżankami herbaty.

- Proszę. – powiedział stawiając przede mną filiżankę.

Była śliczna jak wszystkie drobiazgi, w tym apartamencie. Biała porcelana, z delikatnymi zdobieniami kwiatowymi, i pozłacanymi brzegami.

- Dziękuję. – powiedziałam.

- Przepraszam, że zapytam ale ostatnio mówiłaś, że mąż cię zdradził? – zapytał unosząc do góry brwi, i usiadł na przeciwko mnie.

- Tak... a co?

- Nic, po prostu zastanawiałem się dlaczego. Jak można zdradzić tak wspaniałą kobietę. – odparł uśmiechając się lekko.

- Wiesz... – zaczęłam, ale się zatrzymałam.
Zastanawiałam się jak zareagowałby Mateusz, gdybym powiedziała, że rozumiem zdradę Kamila. A właściwie jego skok w bok. Uznałam, że dobrze bym przez to nie wypadła przed nim, dlatego zaniechałam kontynuowania swojej wypowiedzi.

- Wybaczyłaś mu? – zapytał po chwili, biorąc łyk herbaty.

- Nie wiem... Na to potrzeba czasu. – odparłam. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że nie ma czego wybaczać.

- Z zaufaniem jest tak samo, łatwo je stracić a trudno odbudować. – powiedział.

- Wiem, bardzo dobrze... – szepnęłam.

- A wiesz czym dokładnie jest zaufanie? – zapytał, odkładając filiżankę i patrząc na mnie.

- Czym?

- Świadomością, że ktoś może cię szybko, łatwo skrzywdzić, i pewność że tego nie zrobi. – odparł i zamyślił się.

Przez chwilę zastanawiałam się nad jego słowami. Miał rację, a ja odczułam de ja vu. Byłam pewna, że gdzieś już to słyszałam. Minęło nam tak kilka godzin. Dochodziła dziewiętnasta, a jeszcze musiałam zdążyć na tramwaj. Mateusz znowu mi podziękował, a ja jemu, pożegnałam się z nim, tym razem trafiając w policzek i wyszłam. Po dwudziestu i pięciu minutach byłam z powrotem w domu. Kamil już się szykował.

- Nareszcie jesteś! – krzyknął. – Musimy się zbierać.

- No ja raczej nie muszę, już jestem gotowa. – odparłam.

- Jak tam Olek? – zapytał grzebiąc w szufladzie w salonie.

- Olek..? – zapytałam cicho. Po chwili przypomniałam sobie o swoim kłamstwie.

- Ah, tak. W porządku, miał problem z rachunkami. – wyjaśniłam i oparłam się głębiej w fotelu.

Była już za dziesięć dwudziesta, kiedy staliśmy w kolejce po popcorn i colę. Prawdę mówiąc, byłam już trochę zmęczona, ale chciałam spędzić czas z Kamilem zanim wyjedzie. Ale dla Supermana, też warto było się trochę poświęcić. W końcu kupiliśmy popcorn i colę. Udaliśmy się do sali kinowej. Na widowni było mało osób, kilka par i grupka nastolatków. Usiedliśmy w przedostatnim rzędzie. Po reklamach, zgasło światło i w końcu zaczął się seans. Niestety nie mogłam się skupić na filmie. Nawet Henry, nie mógł stłumić mojego przeczucia, że Mateusza już wcześniej (skądś) znałam, a jego słowa są echem z przeszłości...

ObojętnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz