Rozdział II

82 12 77
                                    

Szłam wieczorem przez park, a może to była już noc? Chyba straciłam rachubę czasu, spojrzałam na zegarek na lewym nadgarstku i ze zdumieniem odkryłam, że jest już wpół do drugiej. Po drodze kupiłam w monopolowym najtańsze wino. Minęłam bezdomnego leżącego na ławce, mając nadzieję, że sama tak do rana nie skończę. Zaśmiałam się do siebie i wzięłam kolejny łyk. W połowie butelki zorientowałam się, że wino mi nie smakuje, a wręcz jest obrzydliwe,
więc wylałam jej zawartość i już miałam wyrzucić butelkę do kosza, kiedy na kogoś wpadłam. Z zaskoczenia upuściłam butelkę na beton. Usłyszałam dźwięk rozbijającego się szkła. Spojrzałam potem na nieznajomego. Był to wysoki mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce. W słabym świetle latarni miał bladą cerę, ciemne oczy i włosy. Mógłby mi się nawet spodobać, a może nawet bym coś do niego kiedyś poczuła, gdybym
tylko mogła... Pewnie każda dziewczyna w tym momencie
zaczęłaby się oddalać, bojąc się gwałtu, napaści czy czegoś w tym stylu. No cóż... Ja byłam sobą i z zainteresowaniem mu się przyglądałam.

– Ups... przepraszam – szepnęłam po chwili.

– Nic się nie stało, wszystko w porządku? – zapytał
nieznajomy.

Miał ciepły i miły głos. Od razu poczułam, że nie
jest groźny i mogłabym śmiało z nim porozmawiać, gdybym
nie była lekko wstawiona.

– Tak, wszystko okej... – bąknęłam.

– Sama w środku nocy z butelką taniego wina? Zalatuje mi tu złamanym sercem – powiedział, uśmiechając się.

Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami. Złamane serce, tak? Gdyby wiedział... Chciałabym nawet mieć złamane serce, byleby poczuć cokolwiek, ale nie byłam w stanie. Moje serce właśnie przez liczne złamania przestało przyjmować kogokolwiek do siebie. Zamknęło się w celu samoobrony, aby nikt więcej nie mógł go skrzywdzić. Przez to, aby jakoś ustabilizować swoje nierealne życie emocjonalne, musiałam udawać uczucia, udawać, że mi jakkolwiek zależy. Musiałam nawet grać przy Kamilu kochającą kobietę, aby ustatkować się, by jak każdy w moim wieku wyjść za mąż i założyć rodzinę. Niestety z upływem czasu ten obowiązek stawał się coraz cięższy, bardziej męczący i nikt mnie nie rozumiał. Dlatego Kamil znalazł sobie inną, której widocznie na nim
zależało, która potrafiła obdarować go swoimi uczuciami, ale co ja gadam?! Przecież mi na nim zależy, to nie moja wina, że jestem zagubiona i moje serce samoistnie się zamknęło. Bardzo chciałabym coś poczuć, Kamil nawet nie ma pojęcia, jak bardzo...
Dlatego rozumiałam jego zdradę, co było dla niego wielkim szokiem. Widocznie jemu też zależy, bo chciał, abym była na niego zdenerwowana, zrobiła mu aferę i takie tam...
Chciał, żebym mu pokazała, jak mnie to boli, bo „niby” go kocham, ale ja sama nic nie wiem...

– Nie do końca... Ale można tak powiedzieć – odezwałam się po chwili.

– Jestem Mateusz – powiedział, wyciągając dłoń w moją stronę.

– Nina – powiedziałam, podając mu swoją. Mocno ją uścisnął. Lubiłam takie podania ręki, mocne, zdecydowane.
To świadczyło, że ludzie są otwarci i przyjaźni.

– Miło mi – dodał. – Daleko mieszkasz? Może cię odprowadzę?

– Chyba niedaleko... Możemy się przejść – powiedziałam.

Wziął mnie pod rękę, a ja oparłam się o niego. Ruszyliśmy alejką. Trochę się chwiałam, ale miałam za oparcie silne ramię Mateusza.

– Jesteś z Łodzi? – Zaczęłam.

– Z obrzeży, znalazłem pracę w centrum i przeprowadziłem się.

– O, to ciekawe... A gdzie pracujesz?

ObojętnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz