~ Martin ~
- Kamil pojechał po Svena - po krótkiej chwili milczenia przyznaje Andi - nie chciał cię niepokoić, Sven zadzwonił do niego i on wsiadł w samochód...
- Zadzwonił do niego? - pytam ze ściśniętym gardłem.
- Tak. Krótko rozmawiali, to brzmiało bardziej jak wydanie polecenia - tłumaczy szybko chłopak, patrząc mi w oczy, zmieszany.
Kiwam głową. On już jakiś czas temu wypadł z gry, którą Kamil i Hanni umiejętnie prowadzili, a on stał się jej ofiarą. Stoch nie zdawał sobie sprawy, jakie konsekwencje może przynieść desekralizacja legendarnego Svena, a Hanni nie przejmował się niczym. Dlatego nie krzyczę. Nie zadaję retorycznych, natarczywych pytań. On i tak wie niewiele więcej ode mnie.
W dodatku nieświadomie. On nie zwraca uwagi na subtelne gesty, mimikę twarzy, nic z nich nie zgaduje, nawet nie próbuje. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Dlatego tylko delikatnie się uśmiecham. Pochylam głowę, na twarz opadają mi już trochę przydługie włosy.
- Przygotuję im coś do jedzenia... na pewno Kamil wyjechał nic wcześniej nie zjadłwszy, a Hanni, on czasami zapomina o jedzeniu, wiesz? - mówię i kieruję się w stronę lodówki.
- Kamil rzeczywiście nic wcześniej nie zjadł. W ogóle tutaj prawie nie je. A Sven... Obydwaj wiemy, że on nie zapomina - Andreas niespodziewanie odpowiada.
Odwracam się w jego stronę. Pierwszy raz nie widzę w jego oczach uległości i tej wiecznej pogody ducha. Tym razem jego oczy są zachmurzone i w pewien sposób stanowcze.
- Mają ten sam problem - kontynuuje.
- Zauważyłem - przyznaję - jednego nie mogę a drugiego już nawet nie chcę zmuszać.
- Kamil zasługuje, aby ktoś go zmusił - Andi patrzy na mnie smutno - on się tylko pogubił.
- Wiem, Wielli, ale on to musi sam zrozumieć - opieram się plecami o kuchenny blat i zaplatam ręce na piersi - a poza tym... On ma kogoś, kto się nim zaopiekuje jak stąd wyjedzie.
Odpowiada mi milczenie. On wie. Zdaje sobie sprawę z istnienia Ewy, w pewien sposób akceptuje jej ciągłą fizyczną czy duchową obecność w życiu Kamila. Patrząc na ukochanego mężczyznę wie, że nigdy nie będzie z nim tak blisko jak tego pragnie, ale... Jeszcze nie potrafi o tym mówić, a ja nie zamierzam rozwijać tematu.
- To z Hannim mam problem. Ja już nie mam siły - przyznaję - on tu się pojawi za parę minut. Znowu wróci chudszy. Bardziej martwy niż zwykle. Niby już wiem, co mam robić. Jak postępować. Na pamięć znam rutynę pierwszych takich dni i ty pewnie też, ale... Ja już po prostu nie wiem czy po założeniu na jego chudy tyłek spodni, dam radę znieść go na dół nawet jeżeli miałoby to być w milszej atmosferze niż dotąd, chór zupełnie się na to nie zanosi.
Nie wiem czy będę potrafił go karmić. Pilnować czy przełyka. Ty nawet nie wiesz, jakie to jest wykańczające... Przy każdym z tych obrazków będę go miał przed oczami w objęciach Severina... Będę widział, jak popycha Matheo. Nie będzie tak samo... Zbyt wiele się wydarzyło w moim i jego życiu.
Andreas słucha z uwaga. Jego brwi są lekko zmarszczone, palce zaciśnięte na przydługim rękawie bluzie. Przez chwilę zastanowia się nad odpowiedzią.
- Powinieneś odejść od niego już dawno temu - mówi cicho - to co on ci robił przez te wszystkie lata, jak ty się przez niego zmieniłeś... Nic tego nie naprawi. I właśnie dlatego nie wierzę w to, co za raz powiem. Teraz nie powinieneś go zostawiać. Nie w tym momencie. On jest potworem i jego prawdziwą twarz powróci wcześniej czy później, ale jeżeli odejdziesz teraz... On po prostu umrze.
CZYTASZ
Motyl na skoczni || Sven Hannawald [ZAKOŃCZONE]
FanfictionChciał latać. Chciał być na szczycie. Chciał stać się legendą. Chciał być idealny. By latać, stał się motylem. By być na szczycie, stał się skałą. By stać się legendą, wymazał z pamięci każdą porażkę. By być idealnym, prawie zginął. Sv...