Rozdział VII.Zbyt cenne

149 26 17
                                    

~ Sven ~

- Wstawaj, - budzi mnie ostry, ale nawet wesoły głos Severina. Niechętnie otwieram oczy, które powoli przyzwyczajają się do światła - trochę nam się przysnęło i... Andi nas szukał. Martin też pewnie się zaniepokoił, że nie było cię na noc w pokoju.
- Rzuć mi spodnie - wyciągam rękę i przeszukuję własne kieszenie. Wreszcie natrafiam na telefon. - nic nie ma. Nie dzwonił.
- Może wrócili pijani i... - wzrusza ramionami blondyn i siada na łóżku, wiążąc eleganckie buty.
- Nie sądzę - kręcę głową. To nie jest podobne do Martina, zaczynam się niepokoić.
- Nic im nie jest - Sev jest już praktycznie gotowy. Podaje mi resztę ubrań i bierze ze stołu butelkę wody. - Rusz się staruszku, nie chcę, aby Andi robił mi sceny zazdrości. Będziemy musieli wymyślić ładną bajeczkę.
- Stwierdzono u mnie wypalenie, mam niewyleczoną anoreksję. Wybierz coś - ciuchy zgarniam jednym ruchem i zajmuję łazienkę.

***

Już dawno ich nie czułem. Wyrzuty sumienia nie pozwalają mi skupić się nad czymkolwiek. Cicho naciskam klamkę. Łóżko, stojące przy przeciwległej ścianie jest puste. Przypominam sobie plany mężczyzny z nim związane...
Wchodzę, zamykam za sobą drzwi. Jest jeszcze ciemne, ale przez nie zasłonięte okno, widzę pierwsze, szarawe pasy nieba. Czuję niepokój. Martin powinien tu być. Nie chcę go wołoać. Dziwnie bym się z tym czuł. Kieruje swoje kroki do łazienki. Naciskam klamkę, drzwi ustępują.
Światło się pali. Jedna z punktowych żarówek oświetla siedzącego pod ścianą mężczyznę. Czarne włosy ma rozczochrane, twarz ukrytą w dłoniach, kolana mocno do siebie przyciśnięte. Nie muszę pytać. Sam wiem najlepiej. Stoję przez chwilę nad nim. Trudno mi jest wypowiedzieć chociaż jedno słowo.
- Aż tak beznadziejny jestem? - szepcze - raz, raz nie zrobiłem tego co chciałeś i to już jest powód do zdrady?
- To nie ma z tym nic wspólnego - kręcę głową i kucam przy nim.
- No tak... - nigdy wcześniej nie słyszałem u niego, takiego głosu, dreszcze przeszły mi po plecach - To może powinienem zapytać, ile to już trwa? Kiedy to się zaczęło? Który to już raz? Czy powiedzieliście już o tym Andiemu?
- Nie - odpowiadam tylko na to ostatnie pytanie.
- Tak myślałem. Młody, to i naiwny, ja też kiedyś taki byłem. Zaufałem. Kocham potwora, który kiedyś był człowiekiem, zostawiłem kobietę, tylko dlatego, aby móc się nim zaopiekować, ale jak widzę, to bez sensu, bo i tak... - urywa, ale nie płacze, przygryza wargę i wbija wzrok w podłogę. Następnie wstaje. Robi parę kroków, obraca się i patrzy na ogromne lustro. Przeczesuje włosy palcami. Zdejmuje koszulkę, spodnie. Stoi przed taflą w samych bokserkach.
- Severin na pewno ma lepsze ciało, prawda? Nie ma tego całego tłuszczu. Skoczek, no to nie dziwi, że idealny, przynajmniej dla ciebie, jakbym tak wyglądał, tak jak on, to byś mnie nie zdradzał? - pyta wściekły. Łapie fałdę na brzuchu i prycha: - to moja oznaka słabości, według was? Obaj jesteście chorzy, przecież widziałem, jak Sev z wyrzutem patrzył na Welliego, kiedy dzieciak spokojnie jadł...
Martin zaczyna się plątać. Bieże kilka głębszych wdechów, zbiera ubrani i wychodzi. Rzuca wszystko na łóżko. Wraca.
- Wyjdź, chcę zostać sam, wziąć prysznic - mówi to cichym, pozornie obojętnym, ale stanowczym głosem.
Nie protestuję. Opuszczam pomieszczenie i rzucam się na swoją połowę łóżka. Honorowe - byłoby - spanie na podłodze, ale nie stać mnie na taki gest. Nawet, a może szczególnie względem niego.
Wiem, że już nie zasnę, dlatego leżę na plecach z otwartymi oczami. Myślę, zastanawiam się, staram się zlokalizować błąd, który popełniłem lata temu, tylko sam nie wiem od czego powinienem zacząć.

~ Kamil ~

Kiedy Sev wraca, Andreas śpi. To na mnie Morfeusz się wypina i daje mi moich pełnoprawnych godzin snu. Teoretycznie może bym i spał, w dodatku u siebie, ale Andi, nie mogąc znaleźć swojego chłopaka, przyczłapał do mnie i zabrał do siebie. Dlatego siedzę teraz na podłodze, oparty plecami łóżko Welliego.
- Co tu robisz? - pyta. Uważnie mierzy mnie wzrokiem, doskonale wie, że byłem świadkiem jego czułości ze Svenem. Zastanawia się czy powiedziałem.
- Andi nie lubi spać sam - chcę mu dogryźć, ale wychodzi mi to dosyć słabo. Mężczyzna nie wierzy, kręci głową i jak gdyby nigdy nic kładzie się obok, zmierzonego snem chłopaka.
- Idealny partner - prycham i wstaję. Nie mam dłużej ochoty w tym uczestniczyć.
- Wychodzisz? - blondyn unosi brew.
- Nie będę patrzył, jak dla odmiany miziasz się z Andreasem - wzruszam ramionami i idę do drzwi. Mam ochotę zawrócić i zabrać stąd młodego, ale nie mogę, nie do mnie należy decyzja o powiedzeniu prawdy.

***

Wracam do swojego pokoju. Siadam na jednym z krzeseł i odpalam e-maila na telefonie. Kasuję reklamy, wiadomości od sióstr i rodziców zostawiam na potem. Mnie bardziej interesuje jeden, jedyny od Ewy. Z bijącym sercem odpalam go. Długi czas ładowania, tylko zwiększa mój niepokój.
Wstaję i zaczynam chodzić po pokoju, a kiedy wreszcie widzę pierwsze słowa, pochylam się. Niby powinienem założyć okulary, ale teraz nie ma na to czasu.

Kochanie,

nie wiem, co mnie podkusiło, aby pozwolić Ci wyjechać na tak długo ( jakby krótka była dla nas rozłąka podczas sezonu), nie będę pisać, abyś wracał (chociaż cholernie mnie kusi), bo wiem, że to niewykonalne, niekulturalne i w ogóle nie wypada, więc chciałabym Cię tylko powiadomić, że przyjadę do ciebie na parę dni. Jeszcze nie jestem w stanie napisać kiedy, ale gdy tylko Eurosport poda mi dane, będziesz pierwszy, który się o wszystkim dowie. Tak samo, jak o jeszcze jednej rzeczy.
No dobra. Nie zanudzam Cię, bo z Facebooka Andreasa wynika, że się nieźle bawicie. Napisałam, bo... No pomyślałam, że się ucieszysz.
Całuski, Ewa

To była jedyna na pozytywna wiadomość w ostatnim czasie. Nawet kilka dni z radością docenię i chociaż nie spędzimy ich tak jakbyśmy chcieli, bo obydwoje jesteśmy w pracy, to jest już coś.

***
- Nie przyszedłeś na śniadanie, więc przyniosłem ci wszystko tutaj - ze snu wyrywa mnie szczebiotanie Andreasa. Cicho wzdycham i siadam.
- Nie musiałeś - ziewam jeszcze trochę zaspany.
- Stołówkę już zamykali, a głodny nie możesz chodzić - uśmiecha się i podaje mi pełen talerz - nie wiedziałem co będziesz chciał...
- Dlatego wziąłeś wszystko - śmieje się i z niedowierzaniem patrzę na te góry jedzenia - to teraz będziesz musiał mi z tym pomóc.
- Nie powinienem - smuci się nagle Andi - Severin żartuje, że nie po to został gejem, aby znosić ,, ciążowe" zachowania. Mówi, że może patrzeć, jak ja cały czas jem...
- Kiedy ci to powiedział?
- No dzisiaj rano... podczas śniadania - odpowiada lekko zmieszany. Spuszcza wzrok.
- Nie przejmuj się - mówię i zaciskam zęby. Sev zdradził, ok, zdarza się w wielu związkach, ale żeby jeszcze szydzić z Andreasa. Nie rozumiem tego. Odechciewa mi się jedzenia.
Podpieram głowę ręką i wbijam wzrok w ścianę. Za dużo na mnie spada w ostatnim czasie, dobrze, że przynajmniej Ewa przyjedzie... Muszę się komuś zwierzyć... Ale z drugiej strony...
- Jedz, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia - moje rozmyślania przerywa blondyn i siada tak, że stykają się nasze kolana.
- Ale... - naprawdę nie mam apetytu, więc nie zamierzam się zmuszać.
- Będzie mi smutno, jak tego nie zjesz - robi oczy kota ze Shreka i nakłada na małą łyżeczkę białego, chudego twarożku.
- To cię Sev pocieszy - wyrywa mi się, a on tylko smutno się uśmiecha, jakby to nie było takie proste.

Do ideału mu daleko, finezji w tym jest zero, ale za to kontynuacja dramy i rozwlekania romansidła. Chyba nie jest tragicznie 😘

Motyl na skoczni || Sven Hannawald [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz