6

7 0 0
                                    

Rano ok. 9 ciocia weszła mi do pokoju mówiąc:

- ubieraj się, idziemy do sąsiadów.

- co ? Nie. Po co ? Ja śpię. - odpowiedziałam.

- chodź i nie marudź.

- no ale po co.

- Poznasz Angelinę i Josha naszych sąsiadów. Josh jest w twoim wieku, poprosiłam go dzisiaj żeby cię oprowadził po mieście i zapoznał z ludźmi.

- a muszę?

- musisz, dobra wstawaj jesteśmy spóźnione.

Powoli wstałam i podeszłam do szafy. Założyłam jeansy z dziurami, do tego czarny top i czarna koszula w kratę. Włosy upięłam w niechlujny kok. Wyglądałam serio dobrze. Stop, stop, stop czemu się tak wystroiłam, mam przecież chłopaka! Ale to chyba nie znaczy, że nie mogę ładnie wyglądać i nie mogę mieć znajomych, prawda? Muszę przestać o tym myśleć.

Zjadłam kilka ciastek Chucka (są nieziemsko dobre) i poszłyśmy. Drzwi otworzyła niska kobieta, która musiała być Angeliną.

- o! Przyszłyście już. Wchodźcie, wchodźcie. - powiedziała na przywitanie.

Ciocia zamieniła kilka słów z naszą sąsiadką, gdy ta się odezwała:

- Josh jest u siebie w pokoju, możesz do niego pójść. Po schodach pierwszy pokój z lewej. Powinnaś trafić.

- okey, spróbuję się nie zgubić. - obie się zaśmiały co mnie lekko zawstydziło.

Zapukałam w pierwsze drzwi po lewej, które od razu się otworzyły. W nich stanął bardzo, BARDZO przystojny chłopak. Brązowe włosy, piękne brązowe, prawie czarne oczy, wysoki, wysportowany, ale nie za bardzo, czarne spodenki i sprany t-shirt.

- Ej dobra przestań się gapić. - zaśmiał się.

- przepraszam. - czułam jak robię się czerwona.

- luz, wchodź. - zaprosił mnie do pokoju.

Pokój też miał ładny, moją uwagę zwróciły do ścian przyczepione były deski, na których stały książki.

- jeździsz? - spytałam dotykając deski.

- od urodzenia, a ty?

- kiedyś... - odwróciłam się do niego. -później znajomi mówili mi żebym to rzuciła, więc już nie jeżdżę.

- masz beznadziejnych znajomych.

- okey?

- nikt nie powinien decydować co masz robić a co nie. - usiadł przy biurku. - dokończę i pójdziemy na skatepark, pokażesz jak jeździsz.

- no okey, ale uprzedzam nie jestem wybitna.

- nikt nie jest. - czy mi się wydawało, czy pościł mi oczko?

Zajęłam się dalszym zwiedzaniem pokoju, gdy on majstrował coś przy desce. Miał kilka medali z jakiś zawodów, dużo zdjęć w ramkach, czarną zasłonę, która idealnie kontrastowała ze ścianami, w kącie leżała gitara. Gdy znudziło mi się już oglądanie pokoju, stanęłam przy chłopaku i przyglądałam się co robi. Moją uwagę przykuły książki, walały się po całym pokoju, w każdym kącie.

- czytasz? - spytałam.

- mhm. - oczekiwałam dłuższej odpowiedzi.

Szliśmy pobocznymi uliczkami, po drodze chłopak zaprowadził mnie do kawiarni, gdzie wzięliśmy dwie czarne kawy. Resztę drogi w spokoju sączylismy kawę. Na miejscu nie było dużo ludzi, wsumie byliśmy tylko my.

- no to bierz deskę i pokaż co potrafisz. - odezwał się Josh.

- a możesz najpierw ty?

- nie, no dawaj nie mamy całego dnia. - mówiąc to podał mi deskę, która nie chętnie wzięłam.

Chciałam już ruszać gdy chłopak podał mi ochraniacze.

- bez tego nie pojedziesz.

Wzięłam od niego kask i ochraniacze i w końcu mogłam ruszyć. Gdy po przejechaniu kilka razy po górkach, poczułam się pewnie, zaczęłam robić proste sztuczki. Na początku nie szło mi najlepiej, ale trening czyni mistrza. Z moim pechem oczywiście musiałam się przewrócić. Nie było by w tym nic dziwnego, przewracałam się bardzo często. Wykonywałam wtedy jakąś sztuczkę, niestety przy ładowaniu jakoś dziwnie stanęłam, przewróciłam się i już nie mogłam wstać. Ból poczułam od razu. Josh od razu podbiegł, wyjął coś z plecaka i zaczął opatrywać nogę.

- boli?

- i to jak!

- gdzie? - jego ruchy były spokojne i bossskie. Przy jego dotyku odlatywalam.

- kostka.

- trzeba cię zabrać do szpitala. - to mówiąc wyciągnął telefon i zadzwonił do swojej mamy. Po rozmowie wziął mnie na ręce i powiedział:

- nasze mamy już jadą, pójdziemy w ich stronie i spotkamy się w połowie drogi.

- to moja ciocia - powiedziałam - okey.

Przeszliśmy jakieś 100 metrów gdy usłyszeliśmy wołanie:

- Ej! Zostaw ją!

Podbiegł do nas jakiś chłopak, skądś go znam... chwila to jest Wes? Tak to Wes!

- nie słyszałeś zostaw ją! - powtórzył.

- Wes! Uspokój się! Co ci odbiło?! Pierdol się idioto. Głupi jesteś??

- znasz tego wariata? - spytał Josh.

-  tak, to mój chłopak.

- no już chyba nie skoro mnie zdradzasz!

Josh zjechał Wes'a wzrokiem mówiąc:

- wiesz, chętnie bym porozmawiał ale twoja dziewczyna ma prawdopodobnie skręconą kostkę, także ten miło było ale się skończyło.

Na jego twarzy można było dostrzec troskę, która po chwili zmieniła się w taką samą złość jak wcześniej.

- daj mi ją, ja ją zaniosę - zaczął mnie wyrywać z ramion Josha, uderzył mnie w bolącą kostkę na co zapiszczałam.

- co robisz debilu?! - wydarł się Josh. - przez ciebie Ava cierpi, pozwól zabrać mi ją do szpitala!

- nie pozwolę żeby moją dziewczynę dotykał jakiś przypadkowy gość!

- stop! - krzyknęłam. - Wes rozumiem że się martwisz, ale nic mi się nie stanie. Spotkamy się jutro i pogadamy, proszę cię pozwól mi teraz pojechać mi do szpitala!

W tym momencie przyjechała ciocia z Angeliną. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.

Yyy Nie Bolało Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz