Wielkie zamiary - Blaise

744 43 3
                                    

Blaise Zabini postanowił zorganizować najwybitniejszą imprezę siedemnastkową w historii Hogwartu.
Był to pomysł ambitny jednak ślizgon wierzył w swoje możliwości.
A próg był ustawiony wysoko.

W zeszłym roku Lottie Key zgromadziła chyba wszystkich uczniów powyżej czwartej klasy w pokoju wspólnym Ravenclawu. Zabawa była tak wspaniała, że większość nic z niej nie pamiętała, bo ludzie zalali się w trupa. Samemu Blaisowi tylko migały przed oczami co ciekawsze sceny, jak próba wyrzucenia pianina przez okno.
Z kolei Jeffrey Russell sobie tylko znanym sposobem rozwiesił na dachu szkolnym przeogromny, widoczny pewnie nawet w Hogsmeade plakat ze swoją podobizną i wielkim napisem “Wszystkiego najlepszego dla mnie!”. Gdy zbliżyło się do plakatu na miotle, można było przeczytać miejsce i czas imprezy wraz z używanym w tamtym czasie hasłem do salonu Slytherinu, (które brzmiało “Niech ktoś kupi szampon Snape'owi”).
Wszyscy też pamiętali, jak na trzecim roku Zabiniego jakiś gryfon wpuścił do Wielkiej Sali stado pawi.

Jednak Blaise, ślizgon z krwi i kości miał doskonały plan jak pobić te wszystkie występy. Bo cóż może być bardziej ślizgońskie od wielkiej balangi w tajnej bazie samego Salazara Slytherina, którą może otworzyć tylko dziedzic Slytherina, a w której znajduje się wielkie truchło potwora Slytherina?
Co prawda były pewne komplikacje, jak sam fakt ukrycia Komnaty Tajemnic. By to rozwiązać, wystarczyła tylko krótka rozmowa z najdroższym przyjacielem Blaisa, Draconem, który podpytał swoją najdroższą dziewczynę Cornelię, która była najdroższą przyjaciółką Pottera i jego bandy.
W ten sposób Wielki Mózg Slytherinu dowiedział się najważniejszych rzeczy i był gotów zmierzyć się z największym problemem, czyli nieznajomością języka węży. Kilka wizyt nocą razem z Draco w dziale ksiąg zakazanych w bibliotece i parędziesiąt zmarnowanych godzin w łazience Jęczącej Marty, spędzonych na próbach odpowiedniego syczenia, załatwiły sprawę.

Dzięki temu poświęceniu Blaise mógł odstresowywać się popołudniami, przyczepiając tęczowe chorągiewki do ścian rur ściekowych i depcząc kości dawno umarłych zwierzątek.
Co prawda Draco uważał, że powinni pójść z dekoracjami w styl starogotycki, jednak Zabini się nie zgodził. Uważał, że kiczowate ozdoby tylko dodadzą wyjątkowości. Z tego powodu Modowa Wyrocznia Hogwartu trochę obraziła się na przyjaciela i mulat sam musiał składać zamówienia na wszelakie potrzebne dobra, w tym żaroskrzydłaki, oswojone kuzynki feniksów, które miały ponieść plakat z pieśniami pochwalnymi dla jego osoby.
Czy w ten sposób Blaise kradł pomysły jego starszych kolegów?
Nie, on tylko zachowywał się jak wszyscy artyści, brał od innych co było dobre i się sprzedało, a potem robił z tego coś nowego.

Na szczęście Malfoy nie umiał się długo gniewać, gdy widział wielkość poświęcenia dla sprawy. I bardzo dobrze, bo gdyby nie zdecydowałby się na pomoc, cały genialny plan czarnoskórego byłby zagrożony. Klatki z żaroskrzydłakami trzeba było przytaszczyć z wieży astronomicznej, szkolnego punktu przemytu, do łazienki prefektów gdzie miały przeczekać aż do lunchu następnego dnia.

- Niech cię diabli porwą, Zabini - zgrzytnął zębami Draco. - Jedna z tych paskud poparzyła mi rękę.

- Czego się spodziewałeś? One są w końcu są żaroskrzydłe. Masz jeszcze przypaloną brew.

- A ty chyba cały się przypaliłeś - burknął ślizgon. - Ni wiesz, jesteś czarny.

- Ho,ho, widzę, że o trzeciej nad ranem marnieje ci dowcip do poziomu pięciolatka - wyszczerzył się chłopak. - Masz szczęście. To już ostatnia klatka, możemy iść spać.

Wielka Siedemnastka Blaisa Zabiniego || BlinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz