Wielki artyzm - Ginny

477 31 9
                                    

Przeszukali całe pomieszczenie. Właściwie to Ginny przeszukiwała, a ślizgon szedł za nią jak cień, bo za nic nie zamierzała pożyczyć Zabiniemu swojej różdżki. To co w ciemności uznali za zwykły gruz, okazało się starannie poustawianymi na sobie głazami. Przy jednej ze ścian stała kamienna ława i stół. Nie miały na sobie żadnych śladów łączeń, więc chyba musiały zostać wykute z całych bloków skały. W jednym z kątów znaleźli przykryte zakurzoną i zżółkniętą tkaniną kamienne i drewniane figurki, nie miały więcej niż po parę cali. Blaise gwizdnął cicho.

- Mówicie, że Salazar Slytherin jest takim złoczyńcą, a jego potomkowie chcą tylko władać światem, a tu proszę: jakiś dziedzic Slytherina przychodził do Komnaty, żeby ćwiczyć się w rzeźbiarstwie.

Ginny nie była tak optymistyczna.

- Sądzisz, że mogą być przeklęte? - spytała. Na to Blaise po prostu sięgnął po jedną z rzeźb.

- Hmm, nie czuję się przeklęty - stwierdził przyglądając się figurce.

- Głupi jesteś. Gdyby były zaczarowane mógłbyś już być martwy albo opętany, a ty tak po prostu je sobie tykasz.

- Martwisz się o mnie? Oo, miło z twojej strony. Czyli jednak nie życzysz mi rychłej śmierci.

- Po prostu jesteśmy razem zamknięci i nie zamierzam oglądać twojego ataku padaczki. To trochę nieprzyjemny widok.

- Niech ci będzie - chłopak odstawił figurkę. - Jest tu jeszcze coś więcej?

Była staromodna skrzynia w połowie już spróchniała. W środku znajdowały się różne narzędzia: młotki, dłuta i inne przyrządy do rzeźbiarstwa. Zabini próbował z ich pomocą podważyć klapę, lecz i te wysiłki poszły na marne.

- Gość musiał uważać się za co najmniej Davinciego skoro tak zabezpieczył swój warsztat - mruknął chłopak ocierając pot z czoła. - I to od środka! To nie jest system antywłamaniowy, to system "zgiń okrutną śmiercią głodową włamywaczu".

Ginny nie czuła się zbyt pocieszona tym komentarzem. Zawiesiła swój wzrok na małym wystającym z klapy wężu.

- Slytherin był wężousty. Może tu wyjście też otwiera się na hasło w języku węży? Nie wiem jak otworzyłeś Komnatę, ale skoro wtedy ci się udało to spróbuj teraz.

- Punkt dla ciebie - uśmiechnął się czarnoskóry. Wysyczał coś dziwnego i pociągnął za węża. Klapa nie ruszyła się nawet o milimetr.

- Hm, chyba jednak nie dam rady. Umiem powiedzieć tylko "otwórz się" i "zamknij się" po wężowemu. Może tutaj trzeba dodać "proszę"? Albo jakąś modlitwę do Apollina czy coś. On chyba był bogiem sztuki w starożytności.

Mina węża wydawała się jeszcze wredniejsza niż przed chwilą. Wściekłość zaczęła uchodzić z Ginny, a jej miejsce zastępowała histeria.
Zrozumiała, że naprawdę są zamknięci i naprawdę będą musieli siedzieć tu razem nie wiadomo ile. A może naprawdę grozi im śmierć głodowa…? Nie, nie wolno jej tak myśleć. Gdy ludzie zauważą ich zniknięcie, połowa Gryffindoru i Slytherinu będzie ich szukać, ktoś na pewno wpadnie na to by poszukać w Komnacie Tajemnic, a wtedy Harry ją otworzy i znów ją uratuje. Ale ile to zajmie? Godziny? Dni? Nie mieli jedzenia, ale mogli wyczarować wodę, więc zdołaliby przetrwać jakiś tydzień... 

Zabini wyglądał na dość wyluzowanego jak na tak kryzysową sytuację. Rozłożył się na podłodzę i poklepał miejsce obok siebie.

- Siadaj. Równie dobrze możemy panikować na stojąco jak i w jakiejś wygodniejszej pozycji.

Niepewnie klęknęła obok ślizgona. Chłopak zaczął zdejmować swoje buty. Ginny na ten widok zalał wstyd. Nadal były na nich ślady jej wymiocin. Czy ona naprawdę się upiła? Nawet jeśli, to wydarzenia już całkowicie ją otrzeźwiły. Z zamyślenia wyrwał ją widok skarpetek Blaisa.

- Skarpetki w tchórzofretki? - zdziwiła się.

- Prawda, że fajne? Sam zaprojektowałem, są niezwykle popularne w Slytherinie.

- Czy to inspirowane tą sprawą z Moodym i Malfoyem?

- Dokładnie.

- I robisz biznes z porażki swojego przyjaciela?

- Yhy - potwierdził chłopak z dumą w głosie. - Pomogłabyś mi w dystrybucji w Gryffindorze? Sądze, że mogłyby stać się hitem. Oczywiście dałbym ci jakieś procenty ze sprzedaży.

- Jesteś niemożliwy, Zabini.

- Dziękuję.

Siedzieli chwilę w ciszy.

- To co robimy? - spytała w końcu.

- Czekamy - odparł chłopak.

- Na co?

- Na pomysł.

Wielka Siedemnastka Blaisa Zabiniego || BlinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz