Wielki idiotyzm - Blaise

630 39 45
                                    

Nie wytrzymali długo w ciszy. Ile można czekać na wybawienie siedząc w bezruchu jak posągi? Blaise nie umiał dłużej niż 10 minut. Zaczął wystukiwać stopą rytm jednej z piosenek, które leciały na jego urodzinach.

- Możesz przestać? Nie mogę się przez to skupić - oznajmiła Weasley.

- Ale mi to pomaga myśleć - stwierdził Zabini.

- Samolub.

- No chyba ty.

I w ten sposób zaczęli wzajemnie sobie docinać, co po wyczerpaniu zapasu obelg, przemieniło się w zwyczajną rozmowę. Całkiem nieźle im się gawędziło. Blaise uznał, że Wiewióra spokojnie mogłaby trafić do Slytherinu i świetnie by sobie tam poradziła. Oczywiście nie powiedział tego na głos w obawie, że dostanie czymś ciężkim w głowę.

Z namowy ślizgona zaczęli przeglądać rzeźby pozostawione przez Dziedzica Slytherina. Gość naprawdę musiał być niezłym artystą. Przedstawiały różne istoty od ludzi, przez centaury i gnomy, do jednorożców.

- Koleś musiał chyba parę razy poprawiać rok, bo nie wierzę, że ktoś kto ma najwyżej osiemnaście lat może zrobić sobie taką kolekcję - zaśmiał się Blaise. Sądzisz że możemy go znać? W sensie, że to jedna z osób, które robiły rzeźby do Ministerstwa Magii albo coś w tym stylu.

- Mogłoby być - odparła ruda podnosząc kolejną statuetkę. - Z takim talentem jak najbardziej. Jak stąd wyjdziemy moglibyśmy to sprawdzić…

- Moglibyśmy. Czyli razem - podchwycił chłopak.

Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.

- No tak, przecież oprócz mnie tylko ty tutaj jesteś i wszystko widzisz, z kim niby miałabym to sprawdzać jeśli nie z tobą?

- Nie, po prostu nie myślałem, że zniżysz się do współpracy ze ślizgonem.

- Raczej sądziłam, że ty nie zniżysz się do pomocy gryfonce.

Blaise wzruszył ramionami.

- Nie mam nic do gryfonów poza tym, że są irytujący.

- A ja nie mam nic do ślizgonów poza tym, że są rasistami.

- Ej, wrzucasz wszystkich do jednego wora!

- Tak samo jak ty.

- Hm, racja. O patrz, nie wszystko wychodziło mu idealnie. Ten koń ma jakieś zaburzone proporcje - stwierdził podając Ginny oglądaną przez niego figurkę. Weasley popatrzyła na nią chwilę po czym głośno się roześmiała.

- Ty jesteś głupi, czy głupi? Proporcje się nie zgadzają, bo to nie koń tylko źrebię…

Nagle otworzyła szerzej oczy i poderwała się z podłogi.

- My chyba w ogóle nie myślimy!

- To, że nie znam się na koniach nie znaczy, że nie myślę - oburzył się Blaise.

- Nie o to chodzi. Po prostu siedzimy tutaj, zamartwiając się, zamiast po prostu wysłać komuś wiadomość patronusem!

- To ten twój genialny plan? Cieszę się z tego, że wierzysz w moje umiejętność, ale szczerze mówiąc mój patronus nie zawsze jest cielesny i nie sądze, żeby udało mi się go wyczarować twoją różdżką.

Wiewióra popatrzyła na niego krzywo.

- Nie musi ci się udać. Sama umiem wyczarować patronusa. I to w całości cielesnego.

Blaisa na króciutką chwilkę zatkało.

- Ale zaklęcie patronusa przerabia się w siódmej klasie i to tylko na rozszerzeniu z Zaklęć.

- Ty sam jesteś w szóstej klasie.

- No tak, ale jestem ponadprzeciętnie inteligentny i ambitny.

Dziewczyna przewróciła oczami.

- Wyślę wiadomość do Rona - zdecydowała.

- No bez przesady, nie do niego - zaprotestował chłopak.

- Jakieś uzasadnienie? - spytała

- Takie, że chcę stąd wyjść w jednym kawałku i bez trwałego uszczerbku na zdrowiu. Twój brat od razu wymyśliłby sobie jakąś bezsensowną historyjkę o tym jak cię porwałem lub coś w tym stylu.

- Wcale, że nie - odparła gryfonka, ale bez jakiegoś wielkiego zapału.

- Tak, tak, oczywiście ci wierzę, ale mimo wszystko zaadresuj wiadomość do Draco.

- Niech będzie, ale jeśli ten buc tu nie przyjdzie, to to tylko i wyłącznie twoja wina - stwierdziła Weasley, po czym machnęła różdżką wymawiając inkantacje zaklęcia, a z jej magicznego patyka wyłonił się srebrny koń. Przekazała mu wszystkie informacje, po czym koń przecisnął się sobie tylko znanym sposobem między klapą i resztą podłogi.

Następne minuty spędzili w narastającym oczekiwaniu. Ginny udzieliła dokładnych instrukcji jak ich znaleźć, Draco powinien pojawić się lada moment. Oczywiście zakładając, że nie leży gdzieś nieprzytomny od nadmiaru alkoholu. Blaise miał nadzieję, że nie, ale im dłużej o tym myślał, tym więcej wątpliwości go dopadało. Nagle pomieszczenie rozświetliła jasna poświata. Niebieska tchórzofretka przemówiła głosem Dracona.

- Jeśli to jakiś durny żart z twojej strony, to niech cię Merlin ma w swojej opiecę, bo za siebie nie ręcze, Weasley. Idę do was, będę za chwilę.

Po wygłoszeniu ostatnich słów fretka wybiegła z pomieszczenia i znów wokół nich zapanował półmrok. Napięcie momentalnie opadło.

- Patronusem Malfoya jest tchórzofretka? - pół stwierdziła, pół zapytała zdziwiona Weasley.

- Jak widać. Cóż to za była tragedia, gdy się wszyscy o tym dowiedzieli! W sensie dla niego, bo u mnie znacząco wzrosła sprzedaż skarpetek, więc nie mam na co narzekać - uśmiechnął się chytrze Blaise.

- Sadysta - zaśmiała się dziewczyna, a ślizgon się jej przyglądał. Dzisiejszego wieczora widział więcej razy jak się śmieje, niż przez wszystkie poprzednie lata nauki. Te podziały między domami to jeden wielki idiotyzm… Właśnie w tym momencie wpadł mu do głowy pomysł, który przebijał wszystkie idiotyzmy jakie znał.

- Więc jestem już dorosły - zaczął. - Wiesz czego nigdy jeszcze nie robiłem i tego żałuję?

Ginny popatrzyła na niego wyczekująco.

- Jeszcze nigdy nie całowałem się z gryfonką - dokończył.

Chyba chciała odpowiedzieć mu jakąś sarkastyczną uwagą, bo uśmiechnęła się wrednie, ale nie miała na to wystarczająco czasu. Blaise przyciągnął ją do siebie i zbliżył swoje usta do jej. O dziwo nie wyrywała się. Nie przytuliła go, nie odwzajemniła pocałunku, ale nie uciekała. Trwali tak parę sekund, które wydawały się wiecznością. Może staliby tak jeszcze dłużej, gdyby ktoś im nie przerwał.

- Ekhem - powiedziała wystająca spod klapy głowa Draco. - Teraz to dopiero macie dużo do tłumaczenia.

Wielka Siedemnastka Blaisa Zabiniego || BlinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz