Na początku było zabawnie. Impreza w Komnacie Tajemnic była o tyle lepsza od zwykłych w pokoju wspólnym, że było o wiele więcej miejsca. W dodatku Zabini ustawił przy ścianach kanapy i stoły z jedzeniem. Ginny bardzo zastanawiało jakim cudem je tu przytaszczył, ale nie umiała wymyślić żadnego rozwiązania. Miało to chyba zostać jedną z wielu nieodkrytych tajemnic tego wieczoru.
W końcu gryfonce całe to przedsięwzięcie zaczęło się podobać. Miała szczęście załapanie się nawet na kawałek tortu Zabiniego. Może był ogromny i miał sześć pięter, ale to nadal było za mało dla zebranej w komnacie połowy szkoły. Trafiła na kawałek ciasta z piętra truskawkowego. Był przepyszny. Ludzie śmiali się, rozmawiali, część tańczyła. Przepychając się przez tłum Ginny zauważyła, że przyszli prawie wszyscy jej znajomi, więc na brak towarzystwa też nie mogła narzekać.
Pierwszy błąd popełniła trochę przed północą. Uznała, że jest wystarczająco dorosła by napić się głupiego piwa. Przecież młodsze od niej osoby wyglądały na mocno wstawione, więc to w końcu nic złego, by spróbowała. Nie smakowało jej. Drugim błędem było zapicie goryczki, którą czuła w ustach czymś, co wyglądało na sok porzeczkowy, ale zdecydowanie nim nie było. Trzecim, nalanie sobie dolewki, bo ten trunek akurat okazał się dobrym. Czwartym, usiądnięcie na kanapie blisko grupy palących krukonów. Zawsze obrzydzał ją zapach papierosów, ale zaczęło jej się kręcić w głowie, a żadne inne miejsce w pobliżu nie było wolne. Kręcenie w końcu ustąpiło, za to zaczęło ją mdlić od fajek siódmaków. Impreza przestała ją pociągać. Muzyka lecąca na maksa i dobiegające ze wszystkich stron wrzaski zaczęły ją przytłaczać. Postanowiła poszukać kogoś z kim mogłaby wrócić wspólnie do Wieży Gryffindoru, jednak jej próby poszły dość marnie. Znajomi albo chcieli jeszcze zostać, albo sami nie byli w stanie odpowiednim do cichych nocnych wędrówek po zamku. Ginny zaczęła żałować, że nie wyszła z Hermioną, która pół godziny temu uciekła do swojego dormitorium. Gdy spytała Deana, gdzie podziewa się Ron, odparł jej, że Harry zjadł coś niedobrego i razem z jej bratem poszli szukać dobrego miejsca na wymiotowanie. Dziewczyna podejrzewała, że mogło raczej chodzić o picie, a nie jedzenie, ale i tak straciła resztki ochoty na leżące na stołach przekąski. Co prawda udało jej się odnaleźć Cornelię, jednak ona była dość zajęta namiętnym całowaniem się z Malfoyem przyciśnięta przez niego do ściany.
Nad głową Ginny przeleciały czyjeś spodnie. Nie chciała wiedzieć co to oznacza. Nie chciała już nic wiedzieć o tej imprezie, chciała tylko stąd wyjść. Łupanie w jej głowie narastało. Jakiś gryfon przebiegł obok popychając ją na ziemię.
- Sorki, Gin!- krzyknął i już go nie było.
- Gin? Podoba mi się - zaśmiał się ktoś stojący tuż za nią.
- Zamknij się Zabini - odparła, a ślizgon zmarszczył czoło na widok jej twarzy.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz tak… umierająco. Jak Potter na Eliksirach tylko trochę gorzej.
Chciała mu powiedzieć, aby zostawił ją w spokoju, ale nie zdążyła. Mdłości nasiliły się do tego stopnia, że zgięła się wpół i zwymiotowała prosto na wypolerowane buty chłopaka.
- Taaak, to ty tu poczekaj, a ja pójdę po wodę - powiedział na to czarnoskóry, jakby to była dla niego zwyczajna sytuacja, która zdarzała mu się już setki razy. Może tak było. Kiedy się odwracał Ginny chwyciła skraj jego koszuli.
- Zabierz mnie na zewnątrz - zażądała. - Proszę… - dodała po chwili.
Blaise zamrugał. Gryfonka musiała być bardzo zdesperowana, skoro postanowiła go poprosić.
- No, to chodźmy - odparł krótko i pociągnął ją za rękę, przeciskając się przez tłum.
CZYTASZ
Wielka Siedemnastka Blaisa Zabiniego || Blinny
FanfictionBlaise Zabini kończy siedemnaście lat i staje się pełnoletni. Z tej okazji zamierza urządzić największą imprezę w historii Hogwartu. Bo cóż może być większego od ślizgońskiej balangi w najbardziej ślizgońskim miejscu - Komnacie Tajemnic samego Salaz...