『Rozdział 5』

15 2 4
                                    

Od mojego wyjścia ze szpitala minął tydzień. Przez ten czas właściwie jedyne, co robiłam to siedziałam na MOJEJ plaży, zajadając się moimi pysznymi wypiekami. Postanowiłam, że nauczę się piec i całkiem nieźle mi to wychodzi! Jednak od momentu, kiedy tu przyleciałam czuję jakąś dziwną pustkę... Jakby czegoś brakowało... Może to dlatego, że właśnie srałam? Niee, to inny rodzaj pustki. Staram się do tego dojść już od dłuższego czasu. To takie frustrujące!

Usiadłam na werandzie i popatrzyłam w morze. Dziś było ono wyjątkowo piękne. Podeszłam do krzaczka porzeczek, zerwałam kilka, po czym wróciłam na swoje miejsce.
Właściwie... Czy to na pewno są porzeczki?
Ee tam, czerwone to i okrągłe, to na pewno muszą być one.
Wzięłam pojedynczą kulkę do buzi.
HA TFU CO ZA OBRZYDLISTWO.
Po cholerę ten chwast tu jeszcze stoi?! Tylko łudzi niewinnych ludzi do zjedzenia tego szajsu! Ohyda...
Szybko pozbyłam się pozostałych kuleczek szatana i poszłam do składzika na tyłach domku po pewną bardzo ważną rzecz. A mianowicie - piłę łańcuchową.
Uruchomiłam ją jak tylko wyszłam ze składzika. Szybkim krokiem podeszłam do zwodzicielskiego krzaka i SRU PIŁĄ.
Haha złamał się za jednym zamachem. Cienias.
Wzięłam połamane gałęzie i zaniosłam koło miejsca na ognisko. Mm będzie niezłe spalanko!

Gdy ponownie wróciłam na werandę, słońce już zachodziło. Doprawdy fenomenalny widok. Właśnie tego potrzebowałam - dobrego odpoczynku.
Mój relaks przerwał pewien szelest. Dochodził on z pobliskich krzaczków malin.
Lekko przerażona podeszłam do niego i powoli odchyliłam gałązki. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak ten wiewiór! Ja wiedziałam, że coś zbyt dobrze mi tu było!!
Podekscytowana chwyciłam za leżącą nieopodal piłę i już miałam ją odpalać, gdy usłyszałam cichy pisk. Z tego co pamiętam ten frajer nie wydawał takich odgłosów?
Ponownie spojrzałam w stronę krzaków i dopiero teraz zauważyłam, że ten wiewiór to... Dosłownie wiewiór.
Wiewiórka.
Takie zwierzę.
Małe, puchate.
Czy ja mam halucynacje? Może to po tych porzeczkach...
Ale jakoś tak... Czuję się lekko zawiedziona, że nie mogłam ukatrupić tego leszcza. Czyżby... Czyżby to właśnie jego mi brakowało przez ten cały cza-
HAHA DOBRE SOBIE.
Zaśmiałam się z własnej głupoty. Ja? Tęsknić za tym czymś?! No chyba nie!

Mimo tego, pojedyncza łza powoli spłynęła po moim policzku.
Chwila, moment.
To nie żadna łza!
To deszcz!!
Czy serio właśnie pomyślałam, że mogłabym płakać?! Wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.

Szybko skierowałam się w stronę domu, raz na zawsze pozbywając się tych niedorzecznych myśli. Był już wieczór (do tego padało), więc postanowiłam iż nie będę już dłużej ciągnąć tego cyrku i pójdę spać, jak na normalnego człowieka przystało.

Tej nocy przyśnił mi się wyjątkowo przerażający koszmar. A jego głównym bohaterem była ta zmutowana peruka...
Prawie zwymiotowałam na jej widok, już nawet we śnie nie mogę odpocząć!!

Nie mam pojęcia, co tu się właśnie stało.
Dziękuję, do widzenia, nara.

MOJA plaża | jakościowy fanfik z bsdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz