Granie wychodzi mi lepiej niż cokolwiek

243 18 16
                                    

Blondynka zszokowana tym co usłyszała, nawet nie zwracała uwagi na piłkę. Bo jeśli Lena spotkała Mona wczoraj, kiedy on wychodził z terenu szkoły, to na pewno był zdenerwowany. A zdenerwowany był przez odmowę Kary. Przez to że ona odmówiła, zaistniała kłótnia pomiędzy brunetem i czarnowłosą, co doprowadził od podjęcia zakładu. Teraz ona sama ma uczyć Lenę, żeby ta wygrała z Mon-Elem. Ale czy powinna, skoro to przez jej odmowę doszło do zakładu? Co prawda ciemnowłosa zapytała się je o pomoc (a brunet nie), a ona sama nie wiedziała o zakładzie. Jednocześnie zakład zaistniał, bo ona odmówiła. „Jak poczuje się z tym wszystkim Mon-El? Ale jak poczuje się Lena, kiedy odmówię po jednym dniu?"

Była w kropce i chociaż piłka zbliżała się nieustępliwie w jej stronę, odpowiedź na pytanie co ma robić, oddalała się jeszcze szybciej.

- Kara? - przygłuszony głośniejszy ton, sprowadził Danvers z odmętu myśli. Pozwoliło to blondynce zostawić myśli biegające szybciej niż chomik w kołowrotku. Tym samym powróciła do świadomości świata w odpowiednim momencie, by ręką zasłonić twarz przed lecącą piką. Odpowiednim, i tym samym ostatnim.

Lena, dopiero kiedy piłka zaczęła odbijać się od ziemi, zdała sobie sprawę, że ta prawie trafiła jej jednodniową trenerkę. I choć było to już po fakcie, bardzo nie chciała by czas nagle się cofnął i potoczył inaczej. Realnie miło byłoby nie uderzyć piłką dziewczyny, która zadeklarowała się nauczyć ją grać. I właściwie jedyną osobę, jaka zadeklarowała się ją uczyć.

- Danvers? Wszystko okay? - zrobiła krok w przód zmartwiona. Kara, mimo że nie goniła już za myślami, jeszcze przez sekundę stała niewzruszona i wpatrywała się gdzieś. Może i nie zagłębiała się we własnych myślach, ale wybiegła nimi za daleko w przód.

- Tak... - schyliła się do piłki podskakującej tuż obok jej stóp – Po prostu ja wiem czemu Mon był zły... – rzuciła piłkę Lenie - ...i to moja wina.

Dam. Kara płynnie złapała piłkę i odrzuciła ja do ciemnowłosej.

- Jakoś nie potrafię uwierzyć, że Kara Danvers doprowadziła Mon-Ela do stanu w którym prawie doszło do przepychanki – poprawiła piłkę w rękach i znów rzuciła. Sapnęła cicho, kiedy piłka została dynamicznie wyrzucona z rak.

- Przyjął to aż tak źle? - zmartwiła się. Lenę zaczęło zastanawiać w jaki sposób, dziewczyna gra na tyle płynnie pomimo toczącej się rozmowy– Ale nic ci nie zrobił? Nic się nie stało?

Bum bum. Dam. Bum-m.

- Nie, James Olsen o dziwo zapanował nad... Nad nami; nad nim.

- Przepraszam cię, nie spodziewałam się że przyjmie to w taki sposób. Raczej że przyjmie odmowę i odpuści. Nie myślałam że mógłby się zdenerwować. Nie chciałam do tego doprowadzić. A zwłaszcza żeby coś komuś zrobił, albo się z kimś pokłócił. Powinnam się domyślić że może tak się stać i zareagować inaczej. Strasznie cię przepraszam.

- Danvers – upomniała Luthor. Żeby zwrócić uwagę dziewczyny, zamiast rzucić piłkę do kosza, rzuciła ją do blondynki. Tak jak sądziła – piłka została złapana w mistrzowskim stylu.

- Hm-m?

- Wolniej, bo ledwo co cię rozumiem. Zacznij od początku. Co się stało?

- Um on zaproponował mi wyjście razem i...

- Odmówiłaś?

- Odmówiłam

Lena się zaśmiała. Najpierw odchyliła głowę lekko w tył, a potem w przód i zakryłam skronie dłonią. Przetarła twarz, przelotnie pocierając nasadę nosa. Wyglądała swobodnie. Kara stała trzymając w rękach piłkę do koszykówki, i po prostu na nią patrzyła. Nie mogła uwierzyć, że najpiękniejsza i najmądrzejsza dziewczyna jaką spotkała w swoim życiu, stoi tak blisko niej. A tym bardziej, że jej śmiech, będzie tak przyjemny w słuchaniu. Umysł Kary przejęło uczucie, że chce ten śmiech słyszeć częściej i to tak często jak tylko się da.

- On prawie się na mnie rzucił, bo ty powiedziałaś że nie pójdziesz z nim na randkę? - śmiała się dalej – Okay! Sądziłam, że nie wiem; przejechali mu psa, dowiedział się o śmierci babci. Właściwie to nawet bym powiedziała, że wyrzucili go z drużyny za kolejną bójkę, bo był tak wściekły.

- Mam nadzieje że nie przejechali mu psa – zamyśliła się blondynka – Bo jeśli tak, albo jeszcze coś gorszego, a ja go jeszcze odrzuciłam to...

- Kara – zielonooka zbliżyła się do „trenerki" o jakieś dwa kroki – Nie ma nic złego w tym, że odmówiłaś. Spotkania, randki, czegokolwiek.

- Ale – bum, bum, bum. Parę razy odbiła piłką o podłoże, bo bała się za dłonie zaczną jej drżeć, z powoli zbierającego się stresu. Właściwie to chciała też mieć usprawiedliwienie dla nie patrzenia się w zielone oczy. Bum, bum-bum. Może i były one piękne, ale spojrzenie jakie było kierowane w stronę Kary było onieśmielające. Trochę jak matki, która delikatnie karci swoje dziecko. Kto by się spodziewała, że Lena Luthor będzie patrzeć się w takie sposób na kogokolwiek? Bum. Bum.

Niby wiedziała, że jeśli nie chce spotkania to ma prawo odmówić, ale Mon-El'owi na niej zależało. Może i powinno być jej to obojętne, ale nie chciała by brunet teraz, myśląc o niej, myślał o byciu odrzuconym.

- Chyba lepiej wychodzi ci granie w koszykówkę, niż asertywność – brunetka cofnęła się, wracając do białej, przetartej już linii. Wyciągnęła ręce, gotowa do złapania piłki. Na przemian rozluźniała palce i napinała. Pewnie chciała zredukować nadmiar stresu. No i przygotować się na złapanie piłki.

- Granie wychodzi mi lepiej niż cokolwiek – naprostowała cicho, lekko smutno. Jakby wolałaby być świetna z matematyki, albo z języków, a nie z koszykówki, kiedy nawet nie chce być w jakiejśkolwiek drużynie. Rzuciła piłkę do dziewczyny. Sama przesunęła się na powrót pod kosz – dla lepszego dostępu do łapanych piłek.

Lena przekrzywiła głowę w prawo. Zagryzła wargę i rzuciła do kosza. Dam – zwycięski dźwięk płyty przy koszu.

- A eseje? Teksty na stronie szkoły? Artykuły? - złapała piłkę odrzuconą przez niebieskooką - Są niezłe.

- Czytałaś moje teksty...? - cichy głos niedowierzania. Kara potarła dłonie o spodnie. Lena czytała jej teksty. A nawet nazwała je „niezłymi". Czy to komplement? Może też słowo „niezłe" zostało użyte tylko żeby jej nie zasmucić? Może jej się właściwie to one nie podobają? Może naprawdę jej się podobają? Albo też zaczęła temat, żeby jakoś dowartościować blondynkę. Tylko po co Lena miała by kogoś dowartościowywać?

- Ciężko byłoby ich nie przeczytać. Szkoła chwali się nimi na prawo i lewo – głos ciemnowłosej (i bam) na powrót przeciągnęły uwagę Kary, której myśli znów uciekły gdzieś za daleko - Właściwie to co się dziwić? Są dobre.

Blondwłosa Kara uśmiechnęła się promiennie. Nie miało by nawet sensu ukrywać radości, bo szeroki uśmiech i tak zagościłby na ustach dziewczyny. Nie spodziewała się usłyszeć takiego komplementu, od własnego obiektu westchnień.

Lena właściwie nie wiedziała dlaczego tak przekonywała dziewczynę do swojej racji. Może jej niewinne, przestraszone spojrzenie, na myśl, że to ona rozwścieczyła Mon-Ela, kazały zielonookiej uświadomić że nie jest temu winna? Albo fakt, że tak uzdolniona dziewczyna kryła się w cieniu? Lena ze swoimi projektami naukowymi, może i faktycznie nie znajdowała się na ustach uczniów, ale ogólne wiadome było które nagrody naukowe są jej (na szczęście szkoła nie chwaliła się nimi równolegle do nagród Mona). O dziewczynie za to nie wiedział nikt. Teksty może i czytali prawie wszyscy, ale mało kto reagował na autora. Mało kto wiedział kto je pisał.

Chociaż musiała przyznać, że nie spodziewała się, że taką wściekłość wzbudziło odrzucenie. Przecież Mon-El i jego chuligańska fryzura, nie mogli powiedzieć, że ten ma mało powodzenie. Średnio co dwa dni, do jego szafki wrzucany jest kolejny liścik miłosny. Właściwie to średnio raz na miesiąc, któraś z dziewczyn mówiła mu, że woli się nie spotykać.

„Czy on...? Nie, nie mógłby" - pomyślała Lena

koszykówka w różeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz