Rozdział siódmy - Nigdy mnie nie skrzywdziłeś

547 59 20
                                    

Moje wargi zadrżały, a oczy zapiekły, widząc tak beznadziejny widok siebie w lustrze. Odwracając wzrok od mojej mizernej twarzy, sięgnęłam po apteczkę i skupiłam się na ranie. Wyjęłam gazę i przycisnęłam do rany, próbując zatrzymać krwawienie. Wzrok rozmazał mi się przed oczami, lecz nie miałam siły wstać po okulary. Opadłam na zimną podłogę łazienki, czując znajomy ból zbierający się w klatce piersiowej. Zdążyłam zakryć usta dłonią, lecz nadal wykasłałam dość dużą ilość krwi. Z każdym ruchem serce biło mi szybciej, krwawienie przyspieszało i zanim się zorientowałam, gaza przesiąkła. Zostawiając krwawe odciski na ścianach, podparłam się i wstałam, sięgając umywalki, na której leżała apteczka. W lustrze zobaczyłam swoje odbicie - nie łzawiłam już. Z mojego lewego oka leciała krew. Uniosłam do niego dłoń, a w odbiciu zobaczyłam skórę zdzierającą się z mojego przedramienia. Kolejne dziesiątki nakłuć, przesycone krwią, powoli toczącą się w dół.

- Hange! - usłyszałam za sobą Levi'a. Odwróciłam się. — Krew, czy ty krwawisz?

- Przepraszam...

- Nie chcę twoich przeprosin, dzwoniłaś po kogoś? - wyciągnął z moich dłoni zakrwawioną gazę i cisnął ją do kosza.

- Nie dzwoniłam — odwróciłam się twarzą do niego, szykował kolejny opatrunek — Co robisz, niewiele to da...

- Nie pozwolę, byś przy mnie zginęła! - syknął, przyciskając świeżą gazę to mojej piersi. Przycisnęłam ją ramieniem. Zauważyłam pogłębiające się nakłucia na udach.

- Dlaczego tak się o to przejmujesz? Co to zmieni, jeśli zginę?!

- Bo cię kocham, kurwa mać! - zatkało mnie — Jesteś fizyczną manifestacją wszystkiego, czego nienawidzę, a jednak. Odpuść użalanie się nad sobą i zobacz, ile jesteś warta. Czy nie byłaś egoistyczną szmatą, gdy mnie poznałaś?

- Nie chciałam nią być! A przynajmniej — ucichłam — Nie dla ciebie...

- Nie ma teraz czasu się użalać — spojrzał mi głęboko w oczy — Pozwól mi tobie pomóc.

Zamilkłam, lecz nie protestowałam. Levi zbliżył się do mnie, kontynuował uciskanie ran, po czym cicho i spokojnie, zaczął mówić.

- Nie mogę siedzieć bezczynnie, gdy cierpisz. Nie chcę, by to się przeciągało, więc współpracuj ze mną trochę i daj sobie pomóc.

- Nigdy mnie nie skrzywdziłeś.

- Ty mnie też nigdy nie skrzywdziłaś. Musisz to wiedzieć — otarł krew z mojego policzka. Jego dotyk był wręcz kojący. Odpowiedź utknęła mi w gardle, więc zmieniłam ją.

- Dziękuję. Przebacz mi, proszę. Za to, że musisz się ze mną męczyć.

- Przebaczę, gdy to wszystko się skończy dobrze. Na razie ze mną współpracuj i unieś ramię — posłuchałam, a on je zabandażował z obu stron — Jak się czujesz?

- Z tobą lepiej.

- Czyli jesteś nietrzeźwa.

- Nie bądź taki. Wiem, że coś do mnie czujesz.

Nie odpowiedział, jedynie chwycił delikatnie moją dłoń w swoją. Nagle poczułam, jak słabną mi kolana.

- Ej, Hange! - krzyknął Levi, gdy świat zawirował mi przed oczami, a ja upadłam na podłogę.

- Nic mi — próbowałam wstać, lecz bez skutku — nie jest.

- Przestań pierdolić i odpocznij — uklęknął przy mnie, po czym położył moją głowę na jego kolanach. Przez brak okularów wszystko było rozmazane, zamknęłam oczy. Levi położył swoją dłoń na mojej klatce piersiowej, a ja położyłam swoją dłoń na jego. Chciałam go mieć przy sobie, jak najdłużej się tylko dało. Chciałam razem z nim spędzić wiele chwil, czując jego miękki dotyk na mojej skórze i ciesząc się swoją obecnością. Lecz tak nie było.

Naprawdę to leżałam na podłodze, wykrwawiając się i czując mój słabnący oddech, a głos Levi'a rozmywał się w tle. Nie chciałam zasypiać. Chciałam z nim zostać, na długo. Długo, żeby go poznać — spędzić z nim czas, uszczęśliwić go. Nie chciałam żyć w rzeczywistości, w jakiej teraz byliśmy. Nie chciałam w niej być. Mój oddech był coraz płytszy, a serce biło coraz szybciej.

Chciałam ścisnąć jego dłoń, lecz brakowało mi sił. Świat był coraz ciemniejszy, oddalałam się od niego.

- Zostań — szepnęłam.

Zostań, proszę. Nie poradzę sobie bez ciebie.

Egoizm | LevihanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz