Epilog ♡

554 51 19
                                    

ZAKOŃCZENIE: NEGATYWNE

- Hej, Levi — powitała mnie Hange, gdy wychodziłem z sypialni, która kiedyś była jej. Nie mogłem zmusić się do odpowiedzi, lecz ona tylko się pusto uśmiechnęła. Unikając jej wzroku, przeszedłem do kuchni i zacząłem robić dla nas śniadanie.

- Hej, Levi — zagadała mnie Hange, gdy ubierałem się do szkoły. Badała mnie wzrokiem, lecz tylko się odwróciłem. Mogłaby uszanować trochę moją prywatność. Choć tyle już byliśmy razem, nie robiło to jej różnicy. Zmarszczyłem brwi i wróciłem do nakładania swetra.

- Hej, Levi — zatrzymała mnie, gdy wychodziłem przez drzwi. Nadal była ubrana w piżamę, a z kącika jej ust wylewała się krew. Chciałem to wytrzeć, lecz się odsunęła. Poczułem zimny powiew — Zostań.

Nie mogłem zostać. Gdy ostatnio to zrobiłem, nadal nie było to wystarczające. Chciałem zrobić coś więcej, niż tylko zostać. Chciałem jej pomóc, lecz odsuwała się od mojej pomocy. Nie, nie mogłaby. Stała za daleko, nie mogłem jej dosięgnąć.

- Hej, Levi — weszła mi w drogę, gdy wracałem z zajęć. Pewnie zaproponowałaby mi wizytę w jej laboratorium, pokazałaby coś, co jej wyszło, z czego byłaby dumna, a ja słuchałbym i podziwiałbym jej zarumienioną twarz. Niestety jej twarz była pusta i bez wyrazu, patrząc na mnie ze smutkiem. Też bym się patrzył na kogoś, kto nie spełnia złożonych obietnic.

- Hej, Levi — szepnęła, gdy wybierałem w kwiaciarni kwiaty. Białe róże, przypominały mi o niej. Pokazałaby mi niebieskie, pracowałaby nad nimi. Być może wręczyłaby mi ich bukiet, który postawiłbym w wazonie na stole. Zwiędłyby, ale poszlibyśmy razem do kwiaciarni i wybralibyśmy razem inne. Znów bym je wsadził do wazonu, a tydzień później poszlibyśmy znów do kwiaciarni. Za każdym razem zagadywałaby sprzedawczynię, pytając o poszczególne kwiaty i mówiąc, co o nich się nauczyła. Tym razem niestety byłem sam, a Hange jedynie spoglądała mi smutno przez ramię. W ciszy kupiłem bukiet i rzucając jedynie „Do jutra" w stronę sprzedawczyni, wyszedłem ze sklepu. Hange za mną.

- Hej, Levi — powiedziała, gdy szedłem skrótem przez park. Zaczęłaby mi opowiadać o wiewiórkach, szpakach, piętnastu różnych roślinach i o żabach. Wskazałaby wysoko na gniazdo ptaka albo niżej na jaszczurkę skrytą w trawie. Narzekałaby na zimno, wcisnęłaby swoją dłoń w moją i byłaby w tym momencie najcieplejszą osobą na świecie. Spacerowalibyśmy tak, aż by nam się nie znudziło. Jednak tym razem tak nie było. Szedłem przodem, Hange sunęła cicho za mną. Nie komentowała niczego, nie narzekała na temperaturę — wydawało mi się, że wręcz emanowało od niej zimno. Nie obserwowała natury, jej oczy patrzyły w jednym kierunku. W moim kierunku. Nie było to jednak romantyczne spojrzenie, jakie mi rzucała, gdy ją budziłem rano. Smutne, wątpliwe spojrzenie. Nie mogła mi zaufać po tym, co jej zrobiłem.

- Hej, Levi — ostatni raz mnie zagadała, gdy byłem już prawie na miejscu. Kolce róż wbijały mi się w dłoń, a zimny wiatr przyspieszył, odsuwając ją ode mnie. Chciałem do niej krzyknąć, lecz się powstrzymałem — wiedziałem, że mi nikt nie odpowie. Musiałem się od niej odwrócić, a równocześnie stanąć z nią twarzą w twarz. I tak właśnie zrobiłem.

- Hej, Hange — powitałem nagrobek stojący samotnie, z boku cmentarza — Przyniosłem kwiaty. To róże, białe, niestety. Żadne niebieskie nie są takie, jak twoje — włożyłem je do stojaka przed grobem. Patrzyła się na mnie ciepło, prawdziwie. Uśmiechała się — Jeszcze raz przepraszam. Chcę ci to wynagrodzić, pogodzić się z tobą. Gdyby nie ja i mój jebany egoizm, mogłabyś...

Łzy zebrały mi się w oczach. Mogłaby mnie chwycić za dłoń, byłaby ciepła i przyjemna. Złapałaby moją twarz, pocałowałaby mnie, byłaby tak miękka i delikatna, jak zawsze. Wrócilibyśmy do domu, trzymając się za ręce, dzieląc się ciepłem w tym chłodnym świecie. W domu położylibyśmy się na łóżku, ona wtulona w mój tors, ja bawiący się jej włosami. Zasnęlibyśmy razem, trzymając się siebie, być może wybudziłaby mnie, składając pocałunki na mojej szyi. Zaśmiałbym się, polecając nam sen. Przykryłbym nas kołdrą i obudziłbym się rano z malinkami na szyi. Zaśmiałaby się, po czym zaparzyłaby nam poranną herbatę.

Ale nie mogłaby.

Przez mój jebany egoizm!

Egoizm | LevihanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz