Epilog ♥

699 69 48
                                        

ZAKOŃCZENIE: POZYTYWNE

- Imię?

- Levi Ackerman?

- Relacja?

- Narzeczony.

- Gratulacje. Proszę się kierować na prawo, do sali numer jedenaście.

- Dziękuję.

Przeszedłem przez oszklone drzwi i skierowałem się w podanym kierunku. Minęły dwa tygodnie od czasu, gdy zabrali Hange do szpitala, jednak nie minął dzień, gdy się o nią nie zamartwiałem. Nie wiedziałem, jak się z nią spotkać, więc podszedłem do szpitala i zapytałem się o odwiedziny. Pielęgniarka była wystarczająco miła, by ustalić miejsce oraz termin. W końcu nastał ten dzień, gdy ją zobaczę.

Zauważyłem ją przez drzwi sali jedenastej. Obandażowana niemal wszędzie, siedziała na fotelu, czytając książkę. Na nosie cienkie okulary do czytania, a włosy opadały jej na ramiona. Wszedłem do sali, a kobieta uniosła głowę.

- Levi?

- Witaj.

- Przyszedłeś! Jeju, jak się cie- — spróbowała wstać, lecz jęknęła z bólu. Nogi miała całe w bandażach.

- Hej, powoli — podszedłem i gestem zachęciłem ją do zajęcia miejsca. Usłuchała, po czym zamknęła książkę, odstawiając ją na bok — Jak się czujesz?

- Lepiej, o niebo lepiej — przeciągnęła się — Ale czasami nadal boli.

- Nadal krwawisz?

- Co miesiąc — zaśmiała się — Ale ze skóry czy nosa już też nie.

- To doskonale. Wiesz, dlaczego ci się to w ogóle stało?

- Hmm, nie mamy pojęcia. Cud natury najwyraźniej. Robili na mnie testy, lecz nic nie wywnioskowali.

- Jest w takim razie szansa, że to się powtórzy.

- Jest, ale będę musiała z tym żyć. Choć to i tak niewiele w porównaniu z tym, co dla mnie zrobiłeś.

Chciałem zmienić temat. Nie lubię tych dziwnych rozmów pełnych dziękczynień, ale bez żadnego przesłania.

- Petra, koleżanka z pracy, coś mi mówiła o pewnej fikcyjnej chorobie podobnej do twojej... Osoba zbyt zapatrzona w siebie zaczyna cierpieć, zazwyczaj na coś związanego z krwią, aż do momentu, gdy zmienia swój tok myślenia i zakochuje się w kimś na nowo.

- Brzmi jak ja.

- Nie sądzę, żeby metafora z powieści tłumaczyła twoją przypadłość zdrowotną.

- Również tak nie sądzę.

- Coś w tym jednak jest. Zmienił się twój tok myślenia.

- To prawda... Choć nie uważasz, że to nieco brutalny sposób na nauczkę?

- Zadziałał, czyż nie?

- Levi... - zaśmiała się błagalnie.

- Więcej tego nie rób.

- Nie będę, obiecuję. Planuję już do końca unikać szpitali, strasznie tu nudno. W bibliotece mają same nudy, twoje książki są o niebo lepsze. A jedzenie mają okropne.

- W takim razie mam nadzieję, że lubisz to? - wyciągnąłem spod kurtki batonik i zaproponowałem go Hange. Zauważyłem w ciągu pierwszych paru dni, że takie jadła.

- Levi! - wstała i mnie wyściskała — Kocham cię, wiesz? A teraz dawaj!

Wyrwała mi słodycz z ręki i zaczęła jeść, a ja nadal myślałem o jej słowach.

- Też cię kocham — odparłem cicho.

- Wiem — powiedziała, kończąc jedzenie. Można tak szybko jeść? - Mówiłeś mi to już wcześniej.

- Wtedy nieco się poniosłem emocjom. Teraz to mówię pewniej, przemyślałem to. Wtedy... - zastanowiłem się chwilę — Tak naprawdę wyróżniam aż osiem rodzajów miłości.

- Po co tyle? - Hange zaczęła znów wiązać włosy w kucyk.

- Każda się różni, jednak skrócę ci to do trzech.

- Słucham.

- Pragma to miłość tworząca się przez jakiś czas. Nie jesteś jej świadom, lecz po jakimś czasie zauważasz, że zaczyna ci zależeć na danej osobie.

- Mhm.

- Eros to bardziej seksualny pociąg do kogoś, dokładniej do czyjegoś ciała. Bardzo fizyczny rodzaj miłości, której jesteśmy świadomi.

- Kontynuuj.

- Ostatnia, ludus, to wesoła, młoda miłość. Pełno flirtu i humoru, poznawania się, dziecięcej wręcz zabawy.

- I to tyle?

- Tyle.

- Którą z nich jesteśmy?

- Biorąc pod uwagę to, że skłamałem o pierścieniu po moim ojcu — uniosłem dłoń, by pokazać jej pierścień — i powiedziałem, że jesteśmy zaręczeni... Sama zdecyduj.

Na twarzy Hange pokazał się uśmiech. Objęła mnie, zbliżając nasze twarze do siebie. Nie czekałem długo na jej decyzję. Złączyła nasze usta w pocałunku, który chętnie oddałem. Po chwili odsunęła się ode mnie, zabierając mi ciepło i przyjemność jej osoby.

- Kocham cię.

Zaśmiałem się i z uśmiechem na ustach zbliżyłem się do niej ponownie.

- Na ile sposobów?

AN: I oto szczęśliwsze zakończenie "Egoizmu"! Ostatnie pytanie pozostawiam do waszej interpretacji, a jeszcze na deser macie definicję, która mi się spodobała ;)

Philautia - miłość własna, miłość kierowana do samego siebie. Często kojarzona z egoizmem, choć to nie są synonimy.

Egoizm | LevihanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz