Ara Pacis

120 23 2
                                    

Nastanie poranka było jak zbawienie. Nie spał całą noc, myśląc o tym, że właśnie dziś zjawi się w ostatnim miejscu. Dziś pozna ostatnie wspomnienie. Dziś zakończy swoją podróż z Harrym i tylko los będzie mógł sprawić, że znów będą razem.

Pragnął i wyklinał dzień tak samo mocno, zastanawiając się gdzie tak naprawdę zmierza.

Adres. Adres. Adres.

Jego jedyne myśli, które w pełni zdawały się być wolne od Harry'ego wypełnione były tym mieszkaniem w Londynie.

Spokój i tak dawno upragnione szczęście było tak blisko I tak daleko.

Uśmiechnął się blado kiedy na blacie w kuchni zauważył talerz, wypełniony kanapkami. Liam był cudownym człowiekiem. Jego uwagę jednak przykuło coś jeszcze. Mała karteczka, gdzie pochyłym pismem, tym należącym do Harry'ego napisane było:

H.J.N. 18:00 Ponte Garibaldi

Miał dziesięć godzin.

Znów znalazł się w taksówce, która przecinała ulicę Rzymu, jak i Tyber, który odbijał w swojej tafli promienie letniego słońca.

Znalazł się ponownie w tej części miasta, która dowiedział już tyle razy. Po drugiej stronie rzeki był Zamek Świętego Anioła, zaraz na prawo schody hiszpańskie a dokładnie tam gdzie miał się zjawić o szóstej miał znów minąć Panteon.

Powoli skierował się w stronę wejścia do muzeum. Od samego wejścia poczuł się jakby był w odpowiednim miejscu. Odkąd pamiętał cenił sobie sztukę a właśnie teraz znalazł się w miejscu gdzie ze ścian spoglądały na niego obrazy, rzeźny obserwowały jego ruchy a w tym wszystkim stał też wielki ołtarz.

Ara Pacis.

Obszedł naokoło rzeźbiony ołtarz, oglądał uważnie każde wgłębienie wielkiej rekonstrukcji. Gdy znów znalazł się przed rzędem schodów, skierował się w stronę parapetu, który rozpościerał się pod wielkimi oknami.

Przysiadł na jedynym z nich, a ze swojej torby wyciągnął zeszyt. Ostatni dzień.

Dzień X - Ara Pacis

To nasz ostatni dzień najkochańszy,

Nigdy w nawet najśmielszych snach nie przypuszczałem, że przyjdzie mi pokochać kogoś takiego jak ty.

Nie wiem, chyba zawsze wydawało mi się, że to co zrobiła moja mama będzie ciągnęło się za mną do śmierci, że może każdy kogo spotkam będzie patrzył na mnie i widział jej los. Od kiedy miałem szesnaście lat, czułem się jakbym był przeklęty.

Zgaduję, że nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko było mi powiedzieć o tym co zrobiła, ale to byłeś ty...

Po tamtym wieczorze poczułem, że jesteś moim wybawieniem, moim szczęściem, moim domem, nadzieją na lepsze dni. W dodatku to umacniało się we mnie z każdym kolejnym dniem, ba z każdą godziną, minutą, z każdą chwilą którą mogłem spędzić obok ciebie. Nawet dziś, kiedy piszę ten list, siedząc na oświetlonym przez słońce balkonie, czuję się lepiej, gdy tylko zjawiasz się w moim umyśle.

Jednak, wracając do wspomnień, każdy dzień z tobą był jak odnalezienie siebie. Jak poznanie w końcu czym jest życie. Ale wiesz kiedy zrozumiałem czym jest życie, czym jest szczęście, czym jest znalezienie bratniej duszy?

To był piękny dzień. Najpiękniejszy dzień mojego życia. Dzień który pojawia się w moich snach i który sprawia, że uśmiechem się zawsze gdy jest źle.

Nadal mi nie powiedziałeś jak to zrobiłeś, ale tamtego dnia zabrałeś mnie do ogrodu katedry biologicznej naszej uczelni. Pamiętasz co wtedy mi powiedziałeś? Pamiętasz co zrobiłeś?

Właśnie te dni, te czasy sprowadzając nas w to miejsce. Ara Pacis to inaczej Ołtarz Pokoju, a właśnie ty pozwoliłeś mi odnaleźć pokój z samym sobą. Pomogłeś mi stać się kim jestem.

Nie mam już siły na pisanie, jak wiele tajemnic skrywa to miejsce, ale może ci o nich opowiem?

Zawsze w moim sercu i umyśle.
Harry.

Westchnął i zamknął zeszyt. Doskonale pamiętał tamte dni. Pamiętał wszystko z najmniejszymi szczegółami, nie pozwalając sobie na zapomnienie nawet o najbardziej błachych rzeczach.

Powiedział wtedy, że go kocha. Gdzieś w ogrodach uniwersyteckich padł na kolana i wyznał mu miłość.

Nie byłby w stanie zapomnieć, najszczęśliwszego dnia w jego marnym życiu.

Obszedł ostani raz wielki ołtarz i lekkim krokiem wyszedł z muzeum. Mapa w telefonie wskazywała mu drogę, która planowo miał pokonać w kilka godzin. Zaplanował sobie też obiad w jednej z restauracji, które obserwował ostatnio przy Panteonie.

Osiemnasta była coraz bliżej. Stres rósł w jego ciele w zawrotnym tempie a pustka w głowie zwiększała się z każdą chwilą.

Na Ponte Garibaldi doszedł kilka minut przed szóstą. Stanął w szerszej części mostu i po prostu wpatrywał się w spokojną wodę.

Harry odnalazł w nim spokój. Harry odnalazł swój spokój w czystej burzy.

Delikatny dotyk na jego ramieniu wyrwał go z zamyślenia. Powoli obrócił się i stanął twarzą w twarz z kimś kogo nie spodziewał się zobaczyć jeszcze przez pewien czas.

Jego najlepszy przyjaciel.

Chłopak wpadł w ramiona przyjaciela, po prostu czując, że to właśnie to czego potrzebował po tych dziesięciu dniach zmagania się z wracającymi wspomnieniami.

Jednak kiedy tylko się od siebie oderwali, przyjaciel wręczył mu białą kopertę i ostatni raz poklepał go po ramieniu. Odsunął się i zaczął się oddalać, a Louis wpatrywał się w jego oddalająca się sylwetkę.

Niall Horan zniknął tak szybko jak zdołał się pojawić.

Rzymski Pamiętnik ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz