02. Dziedzic, któremu się udało

3.5K 203 70
                                    

Harry nie umiał nazwać tego co czuł, kiedy po raz pierwszy zobaczył Hogwart. Łódka, którą płynął z trzema innymi dziewczynami chybotała się lekko i musiał trzymać się mocno, by nie wypaść. Ale kiedy wypłynęli zza zakrętu, wszystko to przestało mieć znaczenie. Najpierw Hogwart zobaczył w odbiciu tafli wody, a kiedy usłyszał chóralne okrzyki zachwytu, podniósł wyżej głowę i również nie mógł nie wypowiedzieć cichego:

‒ To jest piękne.

Chłonął ten widok, grubych murów zamku, tysięcy okien, strzelistych łuków, kilku wieży i miliona świateł, które przebijało się w ciemności. Starał się zapamiętać każdy szczegół czy położenie poszczególnych części żeby jeszcze dzisiaj postarać się przenieść to na papier.

Podążał za tłumem, kiedy wchodzili do zamku. Rozglądał się nawet wtedy kiedy jakaś starsza i poważna czarownica tłumaczyła im co zaraz będzie się działo. Czuł się jakby trafił do innej rzeczywistości i może faktycznie tak było. Nie tylko sam Hogwart robił na nim takie wrażenie, ale również magia, którą czuł. Nie napierała na niego, nie osaczała, ale wyczuwał jej obecność gdzieś obok siebie, czasami mając wrażenie, że dotykała go jakby badając na ile może sobie pozwolić, ale to nie trwało dłużej niż sekundę i nie było mocniejsze niż dotknięcie piórkiem. Harry nie pamiętał kiedy dotyk był dla niego czymś przyjemnym.

Ale kiedy w końcu oderwał się od chłonięcia każdego szczegółu, bo dotarło do niego, że spędzi tutaj siedem lat i na pewno będzie miał czasami dość tego miejsca, pozwolił sobie na popatrzenie na innych pierwszorocznych. Tak naprawdę jednak poszukiwał wzrokiem tej jednej osoby. Blondwłosego chłopaka, który może i miał nawyk przeciągania samogłosek i zbyt przylizane włosy, ale Harry chciał go znaleźć. Wcale nie rozglądał się za Ronem, by przeprosić go za to, że uciekł z przedziału i wrócił do niego dopiero kiedy mieli zaraz wysiadać, tylko po to, aby przebrać się w szatę. Weasley nie odzywał się do niego wtedy i na pewno był obrażony, ale Harry nie miał zamiaru się przed nim łasić. Okazało się jednak, że znalazł chłopaka z Pokątnej, stojącego tuż obok Rona.

‒ ...ty musisz być Weasley.

Harry stanął obok i dotarło do niego tylko to zdanie. Nie wiedział za bardzo o co chodziło i nie miał zamiaru się wtrącać, bo już dawno nauczył się, że nie warto wściubać nos tam, gdzie można go stracić.

‒ Spadaj, Malfoy ‒ odpyskował Ron.

Blondyn jedynie podniósł wysoko brwi i wykrzywił twarz w grymasie, który nie do końca mu się udał.

‒ Tylko na tyle cię stać, Weasley? ‒ zapytał w swój typowy sposób Malfoy.

Harry widział jak Ron robił się coraz bardziej nerwowy i czerwony. Na jego własne nieszczęście Weasley go zauważył i stwierdził, że Potter będzie jego idealnym obrońcą.

‒ Harry, no powiedz mu coś! ‒ Ron prawie krzyczał i ściągnął na siebie w ten sposób coraz więcej zaciekawionych spojrzeń, bo wizja tego, że można oderwać się od nerwowego czekania na przydział i posłuchać kłótni, była dobrą alternatywą.

Harry zacisnął gniewnie pięści, ale szerokie rękawy peleryny spowodowały, że nikt tego nie zauważył. Jak Ron śmiał mieszać go to tego wszystkiego? Nie byli przecież przyjaciółmi, a Harry nie miał ochoty stać się obrońcą uciśnionych, bo miał świadomość tego, że przez większość życia to on był ofiarą. Rzucił rudzielcowi gromkie spojrzenie, a jego oczy zielone oczy rozbłysły w świetle świec, ale Ron jakby w ogóle tego nie zauważył.

‒ Harry? ‒ usłyszał zaciekawiony głos Malfoy'a. ‒ Harry Potter zaszczycił Hogwart?

Przez tłum dzieciaków przebiegł zaciekawiony szmer. A Harry mógł w końcu spojrzeć prosto w oczy blondyna i z ulgą zauważył, że dobrze zapamiętał ich kształt. Starał się go narysować od kilku dni i coraz bardziej denerwował go fakt, że nie mógł przypomnieć sobie tego małego szczegółu.

Ślizgon || Harry  PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz