Marek nie mógł spać. W ciągu ostatniego miesiąca niewiele nocy przespał spokojnie. Tak naprawdę żadnej. Nawet gdy nie miał koszmarów budził się z niepokojem. Dziś w ogóle nie mógł oka zmrużyć. Wiercił się na sofie w pokoju gościnnym, który zajmował od powrotu ze szpitala. Niby rozmawiali już w miarę normalnie z Ulą, próbowali naprawić to co oboje zepsuli, jednak kara wymierzona przez żonę nadal bolała i raniła serce. Co prawda wiedział, że był to tylko pocałunek i w porę się opamiętała, jednak nie mógł wyrzucić sobie z głowy wizji tego, że ona wcale się nie opamiętała i nie spędziła nocy z doktorkiem, nie mniej przyjemnej niż te które wspólnie spędzali.
Zegar wskazywał kilka minut po drugiej a on otwierał kolejny album ze zdjęciami. Kiedyś, gdy dzieci już spały, on wraz z Ulą często rozsiadali się w salonie i przeglądali te zdjęcia wspominając wspaniałe chwile z ich rodzinnego życia. Były to zarówno zdjęcia ze świąt, urodzin czy z wakacji, ale i zdjęcia codziennego życia gdy bawili się w ogrodzie lub wspólnie jedli posiłki w domu.
Przypatrywał się właśnie zdjęciu Uli karmiącej Kubusia tortem z jego drugich urodzin kiedy usłyszał łomot i krzyki dobiegające z kuchni. Zbiegł niemal przewracając się na schodach i zobaczył potłuczone szkło, i Ulę stojącą nad zlewem.
- Ula, co się stało?
- Nic, tylko tą szklaną patenę potłukłam. Zaraz posprzątam - odpowiadała udając, że nie płacze i wcale sobie krzywdy nie zrobiła.
- Ula, ale tu jest krew - mówi, przerażonym głosem widząc plamy na podłodze.
- Skaleczyłam się tylko trochę. Zaraz zakleję plastrem - odpowiada coraz słabszym głosem osuwając się na podłogę.
- Ulka! - dobiega do niej wystraszony i delikatnie nią szturcha sprawdzając czy nie straciła przytomności. - Ulka, słyszysz mnie?!
- Przynieś z łazienki apteczkę - odpowiada naciskając na krwawiącą ranę w nadgarstku.
- Masz - podaje jej z blatu czystą ściereczkę zawiązując poniżej rany - Uciskaj to.
Marek szybko biegnie do łazienki na piętro, skąd przynosi całą apteczkę z bandażami i środkami do dezynfekcji rany.
- Ula, jedziemy do szpitala - postanawia widząc jak szybko materiał uciskając ranę przesiąka jej krwią.
- Nie jadę do żadnego szpitala!
- Ta rana jest zbyt głęboka, zaraz mi się wykrwawisz.
- Nic mi nie będzie - odpowiada stanowczo próbując wstać z podłogi jednak znów czuje że traci przytomność.
- Ula, kochanie - poklepuje ją delikatnie po buzi - Jesteś?
- Jestem - odpowiada niewyraźnie tracąc poczucie rzeczywistości.
- Dzwonię po Maćka, a ty spróbuj trzymać tą rękę w górze.
Po kilku minutach do domu Dobrzańskich wpadł Maciek.
- Ojesku, Ulka coś ty zrobiła?
Niefortunne słowa Maćka spowodowały, że czarne myśli Marka by znaleźć się jak najszybciej z żoną w szpitalu zanim się wykrwawi stały się jeszcze ciemniejsze. Czyżby chciała się zabić?! Pokłócili się znów wieczorem. Poszła do sypialni z płaczem, ale chyba nie byłaby w stanie tego zrobić. Nawet jeśli ich małżeństwo miałoby być już tylko historią to przecież są dzieci. Nie! Ona nie mogłaby tego zrobić!
- Pomożesz mi? Ja zaniosę Ulę do samochodu a ty weźmiesz koc i jej palto.
- Jeszcze jej torebka - mówi najbardziej przytomny z całej trójki Szymczyk i wrzuca z pozostałymi rzeczami do samochodu Dobrzańskich. - Jej dokumenty wam się przydadzą. Zadzwoń jak będzie coś wiadomo.