I. Chłopak z Farbą na Dłoniach

1.8K 114 497
                                    

     Gdy zajechały pod szkołę, Wiola odstawiła rower i popędziła do Piotrka, by się z nim przywitać. Faustka zsiadła powoli na ziemię, otrzepała spódniczkę, po czym zarzuciła worek na prawe ramię. Wodziła wzrokiem po ludziach zgromadzonych na dziedzińcu szkoły – dużo nowych twarzy z klas pierwszych, bladzi ze strachu przyszli maturzyści i niezmienna kadra pedagogiczna, jak zwykle z uśmiechami, które zajmowały trzy czwarte ich twarzy. Ci ludzie przypominali jej postacie z bajek — za każdym razem tak niezmienni, pełni uśmiechu, „narysowani" bożą radością.

     Spojrzała na duży, biało-żółty budynek z żółtymi dachówkami i odrzuciła włosy do tyłu. Ogromne okna, jakby wyjęte ze szklarni aż lśniły – pan Wiesio musiał się mocno przywiązać do szczotki w te wakacje, bo nie było widać ani jednej smugi. Może chodził korytarzami w deszczu, śpiewając „Szybę"? Kto wie! (O ile pan Wiesio czuł się na siłach wziąć repertuar musicalu i zmierzyć się z Edytą Górniak!). Siostry urszulanki prowadzące liceum przemykały pomiędzy uczniami, słychać było szum lasu, który znajdował się tuż za budynkiem. Zdawało się, że natura także wie o rozpoczęciu roku i szepcze Bogu najświeższe plotki ze szkolnego dziedzińca. Może jej sięgające nieba listki z drzew były swego rodzaju gazetką z wiadomościami o uczniach? Anioły mogłyby trącać je lekko, jakby przewracały stronice.

     Faustyna poprawiła worek na plecach i skierowała się na wąską dróżkę tuż przy rabatce z bratkami. Ta – wydeptana głownie przez nią – ścieżka prowadziła do małego zagajnika, który stanowił zaledwie początek wielkiego i ciemnego lasu, jaki otaczał północną część Sercowa. Te szumne i skrywające przepiękne widoki zakątki, nie raz ściągały w swe strony spragnioną piękna i spokoju Tysię. Świt potrafiła spędzać w nich całe godziny, szukając nowych kamyczków do swojej Drogi. Gdy pojawiała się w jakimś pięknym miejscu, starała się zabrać z niego choć mały kamyczek, który potem dokładała do mozaiki na tyłach swojego domu. Jej kolekcja zajmowała dość pokaźną część ogrodu, a każdy z tych kamyczków miał swój numer, pod którym w specjalnym zeszycie zapisywała miejsce i myśl, jaka jej wtedy przyszła do głowy. Uważała, że skoro każdy ma przed sobą jakąś drogę do przejścia, to ona swoją wyłoży wspomnieniami. Więc tak powoli szła. I wspominała.

     Bo trzeba wiedzieć, że myśli i wspomnień Faustyna Świt miała w swojej głowie pełno. Potrafiła zachwycać się największą głupotą i przejmować najmniej znaczącą sprawą. Każda pszczoła z kwiatów w jej ogrodzie miała imię, a każda chmura przypominała coś innego. Droga do szkoły mogła obfitować w naprawdę wspaniałe przeżycia, jeśli tylko zamknęło się oczy i w wyobraźni przeniosło na tysiące innych dróg. Bo przecież mogła spacerować perskimi ogrodami, suchą pustynią czy też ulicami Manhattanu i to zawsze wtedy, gdy tego chciała. Na prawdziwe wycieczki nie mogła sobie pozwolić – rodzina Świtów nie była zamożna, już samo utrzymanie domu i szkoły Faustyny wiele ich kosztowało. Dlatego też dziewczyna tak często oddawała się swojej wyobraźni, zupełnie tak jak Ania Shirley, którą tak ukochała. Choć przez większość swojego życia miała także aniowy kolor włosów, przed nowym rokiem szkolnym udało jej się je w końcu pofarbować na ciemniejszy odcień, by nie ściągać spojrzeń nowych uczniów. Doprawdy – nie znosiła, gdy się na nią patrzono, czuła się wtedy tak, jakby ktoś porzucał jej duszę dla opakowania, w jakim tkwiła. Niestandardowy kolor włosów ściągał nie tylko spojrzenia, lecz – szczególnie w szkole podstawowej – docinki kolegów i koleżanek. Poza tym, Faustyna czuła się skrępowana, gdy ktoś zawieszał na niej spojrzenie.

     Od tego była Wiola, szkolna piękność, do której wzdychali wszyscy na czele z Piotrkiem Wilkiem, jej chłopakiem. Wiola uwielbiała, gdy skupiano na niej wzrok, jednak nie afiszowała się swoją urodą. Ona po prostu przyciągała ludzi swoim uśmiechem, uroczymi blond lokami i opowieściami o zwiedzonych miastach. Każdy chciał wysłuchać, jak pachną rogaliki z paryskich piekarni, jaki kolor ma piasek w Dubaju i jak wielki hałas jest na ulicach Nowego Jorku. Nastolatkowie z Żółtego Liceum spragnieni byli szumu Atlantyku czy gwaru brazylijskich dróg. Dla sercowian opowieści Wioli były jak zniszczone klisze filmów, z których pozostał tylko głos narratora (nieco skrzekliwy, gdyż Wiola mówiła raczej w wysokich rejestrach). Wsłuchiwali się więc, a ich serca były projektorami coraz piękniejszych obrazów.

nie całuj się pod kapliczką [WYDANA/W KSIĘGARNIACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz