Pierwszym dniem nauki był wtorek (i to wcale nie taki smutny i fioletowy jak myślała Faustyna), który przywitał uczniów ośmioma godzinami lekcyjnymi i przyrodą w części biologicznej o ósmej rano. Tymek i Józek byli na nogach od siódmej trzydzieści, jedząc kanapki z serem w internatowej stołówce i słuchając kłótni dziewcząt o to, która pierwsza skorzysta z suszarki pożyczonej od siostry Kornelii, opiekunki internatu. Jako że minionej nocy odbyła się integracja internatu, wszyscy jego mieszkańcy zasypiali nad śniadaniem i przeklinali wychowanie fizyczne. Każdy zadawał sobie pytanie, dlaczego WF-iści uważali swój przedmiot za najważniejszy i też zastanawiali się wspólnie czy da się umięśnić mózg i wykorzystać tę „siłę" na matematyce u pana Kowalskiego. Wychowawcy internatu sprawdzali, czy uczniowie rozlokowali się prawidłowo w pokojach, po czym dołączyli do jedzenia, czyniąc znak krzyża nad talerzami w małe, nieco wytarte przez czas kwiatki. Te wspólne posiłki były czymś, co spajało internat; jego mieszkańcy wybierali przyśpiewki do modlitw przed jedzeniem jak „Pobłogosław Panie z wysokiego nieba", gdzie mogli do woli powydzierać się z samego rana, płosząc nieliczne ptaki, przysiadujące na parapetach. Do tego wspólne gotowanie łączyło i niejedna para zaczęła swój internatowy romans nad garnkiem makaronu czy przy obieraniu ziemniaków. Niektórzy śmiali się, że był to sposób, by ugotować sobie szczęście. Do tego możliwość zjedzenia z nauczycielami ocieplała relację, bo oto ksiądz Oborski, ponury filozof, robił najlepszą jajecznicę pod słońcem, twierdząc, że nauczyło go tego kawalerstwo i seminarium. Pani Smokowska potrafiła wpaść czasem na herbatę, przynosząc miód z rodzinnej pasieki, a woźny opowiadał anegdotki z czasów, gdy jeździł konno w szkole jeździeckiej i był „prawie ułanem". Do tego przewodniczący klas, którzy mieszkali w internacie, siadali zawsze razem tylko po jednej stronie stołu jak na „Ostatniej wieczerzy" da Vinciego, mówiąc, że czekają na Jezusa. I takie poranki były po prostu piękne w samym swym bycie.
Piasek polał całą kromkę keczupem, po czym przejechał po niej grubą warstwą majonezu, a następnie władował sobie tę kompozycję do ust. Józek przyjrzał mu się zaspany, jednak nic nie powiedział, spokojnie pijąc obrzydliwie gorzką herbatę. Był przyzwyczajony do tego smaku – jego ojciec nie mógł słodzić, więc pił tylko gorzką. Jej zapach wciąż kojarzył mu się z nim, dlatego teraz zamknął oczy i przypominał sobie rodzinny dom. Zapach książek, herbaty i świec... Lubił to miejsce. Pokój ojca zawsze pachniał tak specyficznie; ni to drewnem, ni szpitalnym korytarzem. Było w nim coś z letniego lasu i SOR-u jednocześnie. Jakby stanowił salę operacyjną dla domowego zacisza. Jakby był miejscem, gdzie ojciec leczył siebie. Gdzie odpoczywał i pracował; dlatego też widok lasu za oknem w jakiś dziwny sposób koił serce chłopaka z Warszawy.
— Stary, wiem, że jesteśmy w katolu, ale modlisz się nad tą kanapką, czy co? — Piasek sięgnął po pomidora, po czym bezpardonowo rzucił go na resztę swojej kromki.
— Tak, właśnie kontempluję ser, następnie będę się rozwodził się nad sensem istnienia ukrytym w szynce, by na koniec pozawodzić nad solą pomiędzy czerwienią pomidora. Vanitas — odparł głosem, jakby recytował wiersz. Dziewczyny z klasy matematycznej rzuciły ku niemu zainteresowane spojrzenia. Puścił im oczko i uśmiechnął się, na co one szepnęły coś między sobą, zasłaniając się dzbankiem z nieco przesłodzoną herbatą.
— Ty się tak wykaż na filozofii w czwartek, to ksiądz Oborski cię pokocha. Ser to ser. — Szatyn ziewnął przeciągle i przetarł oczy. — Osiem lekcji. Osiem! To się powinno karać.
— Może to jakieś specyficzne osiem błogosławieństw — uznał Józek, przerywając kontemplację sera na rzecz jego konsumpcji.
— Zbierajcie się, zaraz zaczynają się zajęcia. — Wychowawcy skończyli swój posiłek i zerknęli na zegar, wiszący obok krzyża na ścianie. — Dyżurni sprzątają kuchnię, reszta zmywa po sobie. Do zobaczenia na obiedzie! I powodzenia na lekcjach!
CZYTASZ
nie całuj się pod kapliczką [WYDANA/W KSIĘGARNIACH]
Fiksi Remajaвyłaś мoją мodlιтwą, ĸтórej вóg wyѕłυcнał Faustyna Świt kocha zapisywać cytaty na drzwiach swojej szafy i nie znosi żółtych spódnic. Józek Irysowski uwielbia długie wędrówki z farbami w kieszeniach i wierzy w ludzi bardziej niż w Boga. Lekka opowie...