- Jesteś pewny, że nie ma tu McGonagall?
James oraz Syriusz postanowili skorzystać z okazji, że skończyli wcześniej lekcje i posłużyć się najnowszym gadżetem ze sklepu Zonka. Dzięki pelerynie niewidce i mapie, którą stworzyli, mogli wychodzić kiedy chcą, bez żadnych konsekwencji. Dlatego kilka dni temu wybrali się, bez niczyjej wiedzy, do Hogsmeade i pokupowali mnóstwo przyrządów do żartów. Ich pierwszym celem byli pierwszoroczni ślizgoni, którzy właśnie mieli lekcje Zielarstwa.
- Nigdzie jej nie widzę. - szepnął Syriusz, który desperacko szukał imienia i nazwiska nauczycielki. - No trudno, najwyżej będę krzyczał, że idzie. - wzruszył ramionami i schował mapę do kieszeni. - Co to były za bomby?
- Ciemnobomby. Wybuchają sześćdziesiąt sekund po rzuceniu nimi w ziemię. Rozpylają grafitowy dym, który zostawia czarne plamy na ubraniach. - przeczytał James z opakowania. - No cóż, zobaczmy jak bardzo czarne plamy. Chodź Łapa, nie mamy dużo czasu.
Ukryci pod peleryną niewidką najciszej jak potrafili, weszli do cieplarni. Spora grupka pierwszoroczniaków zajmowała miejsca przy wielkim stole, gdzie na jego początku przy wejściu stała profesor Sprout. Niepostrzeżenie wślizgnęli się pod stół i zatrzymali się po środku. Wyjęli paczkę bomb ze swoich kieszeni i spojrzawszy na siebie znacząco, zaczęli rzucać bomby we wszystkie możliwe zakamarki. Między nogami, w doniczkach leżących na ziemi, w skarpetkach kilkorgu uczniów. Po tym, jak ostatnie sztuki zostawili na środku podłogi, natychmiast ruszyli do wyjścia. Nie chcieli stać się ofiarami własnego żartu. W ostatniej chwili udało im się wyjść, przed wielką eksplozją czarnego dymu.
Grafitowy, błyszczący gaz w przeciągu kilku sekund rozprzestrzenił się po szklarni. Nie można było nic zobaczyć z zewnątrz, oprócz zagazowanego pomieszczenia. Po krótkiej chwili z środka wybiegli uczniowie razem z nauczycielką, kaszląc z powodu dymu. Nieuniknionym, bardzo wrzucającym się w oczy elementem był ich strój. Czarne plamy, wyglądające jak smoła pomieszana z atramentem i piaskiem, okupiły ich ubrania. James i Syriusz, ukryci pod peleryną niewidką, nie mogli wytrzymać ze śmiechu. Zadowoleni z siebie, przybili sobie piątkę na znak udanego żartu. Przez ekscytacje nie zauważyli zbliżającej się w ich stronę McGonagall.
- Proszę w tym momencie przyznać się, kto to zrobił! Och Minerwo! - wypiszczała kobieta. Chłopcy zamurowani spojrzeli na nadchodzącą opiekunkę ich domu. - Jak dobrze cię widzieć!
- Co tu się stało, moja droga? - zapytała zaskoczona na widok, który zastała.
- Jakiś dowcipniś rozpylił gaz na mojej lekcji, który zostawia okropne plamy na ubraniach. - mówiła oburzona całą sytuacją. - To na pewno ktoś z pierwszoroczniaków!
- Nie sądzę, Pomono. Żaden pierwszoroczny nie odważyłby się na coś takiego, a na pewno nie ślizgon. - powiedziała po krótkim namyśle.
- W takim razie kto to mógł być? - zapytała, starając się wytrzeć plamę na jej kapeluszu.
- Mam swoje podejrzenia. Powiedz uczniom, żeby udali się do swoich pokoi i się przebrali. - westchnęła i ruszyła w stronę zamku. - Ja porozmawiam z panem Blackiem oraz panem Potterem.
Profesor Sprout pokiwała głową i podeszła do przestraszonych uczniów. James i Syriusz spojrzeli na siebie przerażeni. Wiedzieli, że jeżeli nie dostaną się do pokoju wspólnego gryfonów to dostaną kolejny szlaban. Niewiele myśląc, pobiegli do szkoły, wbiegając do ukrytego skrótu do wieży. Potykali się prawie o własne nogi, jednak nie przejmowali się tym faktem. Jeśli mieli wybierać między połamanymi częściami ciała i szlabanem, odpowiedź była dla nich oczywista. Przemierzając kolejne zakręty, powoli tracili dech w płucach. Po dłuższej chwili udało im się wyjść przez obraz, znajdujący się kilkanaście metrów od portretu Grubej Damy. Podbiegli do niego i wysapali hasło. Odetchnęli z ulgą, kiedy dostawszy się do pokoju wspólnego, nigdzie nie dostrzegli McGonagall. Syriusz jednak zauważył Marlene, siedzącą na kanapie i trzymającą gazetę w rękach. Patrzyła na nich skołowanym wzrokiem. Black szturchnął Pottera łokciem i obydwoje usiedli natychmiast obok blondynki.
CZYTASZ
runaway kids // the marauders era
RandomHuncwoci byli dla Lily idealną definicją chaosu. Jeżeli miałaby wskazać kogoś, kto przypominałby jej totalny nieład oraz bałagan, wskazałaby właśnie tą specjalną czwórkę przyjaciół. Przed większość lat swojej nauki w Hogwarcie próbowała wyciszyć ich...