Dzisiejsze lekcje Eliksirów wydawały się dla Marlene dziwnie spokojne. Miała wrażenie, że Slughorn wyjątkowo odpuszczał im na zajęciach. Co prawda nigdy nie był typem surowego nauczyciela, jednak miał jakieś swoje wymagania. Nie była pewna czy to może z powodu lżejszego tematu do omówienia czy może przez piątek. Rozważała też opcję, że postanowił darować trochę uczniom przez jutrzejszy wypad do Hogsmeade, bo w końcu i tak wszyscy byli przez to rozproszeni. Nie zważając na motyw profesora, postanowiła wykorzystać lekcje na rozmowę z Lily o Potterze.
Kiedy zauważyła, że Horacy nie zwracał na nich uwagi (był zajęty przeglądaniem proroka i piciem herbatki), uznała to za idealną okazje, aby zagadać do przyjaciółki.
- Masz zamiar rozmawiać z Jamesem? - szepnęła do niej, wlewając do swojego kociołka jakąś substancję.
- O czym miałabym z nim rozmawiać? - zapytała ze spokojem, co nieco zaniepokoiło blondynkę. - Wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
- Tak? - zdziwiła się. - Co takiego sobie wyjaśniliście?
- Cóż, myślałam, że to oczywiste. - niewzruszona zaczęła usuwać kolce z rośliny. - Potter jest po prostu zazdrosny o Dennisa, bo on jest lepszy od niego, dlatego traktuje go jak osobę z niższej sfery i przy okazji mnie też. Bardzo jasno się wyraził.
Marlene westchnęła głośno i spojrzała na Evans niemrawo.
- Miałam nadzieję, że porozmawialiście i się pogodziliście.
- Tutaj nie ma o czym rozmawiać Marlene. Nie mam zamiaru zaprzątać sobie nim głowy. Niech sobie myśli o mnie i o Dennisie co chce, nie interesuje mnie jego zdanie. - Mckinnon miała wrażenie, że Lily zaczęła obchodzić się z nożem i rośliną agresywniej przy każdym nowym słowie. - Z resztą nigdy nie obchodziło mnie jego zdanie.
- Ach tak? - patrzyła lekko przerażona oraz lekko rozbawiona, to na przyjaciółkę, to na czynność, jaką wykonywała. - Uważaj na palce.
- Tak Marlene. - odłożyła gwałtownie nóż i spojrzała jej w oczy. - James nie będzie decydował z kim się spotykam, bo to nie jest jego sprawa. Zakończmy ten temat.
- Jak sobie życzysz, Lily. - kiedy chciała zabrać się za dalsze robienie eliksiru, zadzwonił dzwon, oznajmiający koniec lekcji.
Dziewczyny posprzątały po sobie na stole i spakowały swoje rzeczy, po czym wyszły z lochów. Marlene była sceptycznie nastawiona do słów przyjaciółki. Znała Evans na tyle, żeby wiedzieć, iż słowa Jamesa nie były jej obojętne. Nie ważne jak bardzo nie lubiła chłopaka, słowa, które do niej wypowiedział, dotknęły ją nawet w minimalny sposób. Myślała przez chwilę czy może nie przekonać Lily do próby komunikacji z Potterem, ale wiedziała, że lepiej będzie, jak pozostawi tą sprawę w ich rękach i nie będzie się do tego mieszać.
- Widzisz to? Bezczelne!
Z jej letargu myśli wyrwała ją właśnie Lily. Spojrzała na nią pytająco, a ta wskazała palcem na Jamesa i grupkę kilku dziewczyn. Były to jakieś młodsze krukonki, patrzące na chłopaka maślanym wzrokiem, co ewidentnie się mu podobało. Widać, że się trochę popisywał, ponieważ zachowywał się w dość pyszny sposób.
- Co za tupet! Mi zabrania się spotykać z jakimkolwiek chłopakiem oprócz niego, a sam lata od dziewczyn do dziewczyn i puszy się jak paw. - wypiszczała zdenerwowana. - O nie, tym bardziej nie będzie decydował o moim życiu. Od teraz James jest dla mnie jak powietrze.
Obrażona dziewczyna jak najszybciej oddaliła się od grupki. Potter nawet nie zdawał sobie sprawy z obecności Evans. Marlene patrzyła jeszcze przez chwilę na gryfona i zaczęła kiwać zrezygnowana głową, po czym udała się za przyjaciółką.
CZYTASZ
runaway kids // the marauders era
DiversosHuncwoci byli dla Lily idealną definicją chaosu. Jeżeli miałaby wskazać kogoś, kto przypominałby jej totalny nieład oraz bałagan, wskazałaby właśnie tą specjalną czwórkę przyjaciół. Przed większość lat swojej nauki w Hogwarcie próbowała wyciszyć ich...