3. Chyba zaryzykuję.

71 7 1
                                    

Pierwszy tydzień nauki w Hogwarcie minął w mgnieniu oka. Lily miała nadzieję, że początkowe dni nie będą wymagające, a nauczyciele dadzą im się oswoić z nowym, cięższym programem. Niestety, jak mawiano, nadzieja matką głupich, ponieważ nikt zdecydowanie nie szczędził na szóstoklasistach. Już na samym wstępie grono pedagogiczne nie owijało w bawełnę i obsypało uczniów stosem prac domowych. Dziewczyna miała wrażenie, że profesorowie rywalizują między sobą, kto zada najdłuższe opracowanie do napisania. Dlatego Evans nie chciała marnować ani chwili i postanowiła w sobotni poranek zabrać się za odrobienie wszystkich zadań, aby nie mieć zaległości.

Od razu po śniadaniu poszła po swoje podręczniki, z zamiarem udania się do biblioteki. Co prawda mogłaby zrobić to w pokoju wspólnym. W końcu żaden natrętny okularnik nie przeszkadzałby jej, z powodu naboru do drużyny quidditcha. Jednak biblioteka ma to do siebie, że odrabianie ciężkich prac staje się mniej uciążliwe.

Kiedy obrzucona stertą podręczników przemierzała schody i pokój wspólny, nie umknęła uwadze swoim przyjaciołom, wylegującym się na kanapie.

- Po co ci tyle książek? - spytała Mary, gdy Lily przeszła obok niej.

- Idę do biblioteki odrobić lekcje. - wysapała. Podręczniki powoli zaczynały robić się coraz cięższe do noszenia.

- O Merlinie, Lily. Jest sobota. Skorzystaj z wolnego dnia i nie siedź nad tymi książkami. - Marlene uniosła wzrok znad proroka.

- Wolę spędzić sobotę nad pracą domową, niż siedzieć później po nocach i wyrywać sobie włosy ze stresu. - spojrzała na nie wymownie. - Wam też to radzę. - poprawiła książki i ruszyła w stronę dziury za obrazem.

- Sztywniak! - usłyszała za sobą krzyk Mckinnon, zanim wyszła za ramy obrazu Grubej Damy.

Ignorując wcześniejsze zaczepki przyjaciółki, udała się schodami na dół w stronę biblioteki. Przemierzając korytarze Hogwartu, mijała uczniów zmierzający w różne strony. Po kilku minutach doszła na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się biblioteka, weszła do środka. Pierwsze co zastała to wzrok bibliotekarki, pani Prince. Udawszy się w głąb, znalazła wolny stolik obok okna. Rozsiadła się na nim i zabrała się za lekcje.

W bibliotece nie było wiele osób. Większość pewnie siedziała w pokojach wspólnych lub na błoniach i korzystała z wolnej soboty. Jednak Lily wiedziała, jak będą później ubolewać nad nieprzespaną nocą i słabszą oceną.

Była w trakcie pisania opracowania na starożytne runy. Musiała przetłumaczyć tekst na język angielski, co jak się okazało było bardzo ciężkie. Zirytowana przez trudne zadanie czuła, że musi chwilę odsapnąć. Umieściła swój wzrok w okno tuż przed nią, opierając się o rękę. Spojrzała w stronę boiska do Quidditcha, na który miała idealny wzgląd.

W wietrze powiewały szkarłatne szaty Gryffindoru. Na trybunach siedziało kilkorga uczniów, którzy chcieli dowiedzieć się o nowym składzie drużyny gryfonów. Szybko wyszukała wzrokiem Dorcas. Leciała właśnie na swojej miotle wokół całego boiska. Z tego co opowiadała im wcześniejszej nocy, musiała przejść nabór jeszcze raz, jednak Lily nie miała wątpliwości co do jej zdolności i wiedziała, że znowu wróci do swojej pozycji ścigającej. Przyglądała się boisku jeszcze przez chwilę, bawiąc się piórem.

- Co tu robisz o tej porze? - usłyszała nagle za sobą czyjś głos. Zaskoczona i przerażona czyjąś obecnością, w ostatniej chwili złapała odkręcony kałamarz z atramentem i uchroniła swoją pracę domową od zniszczenia.

runaway kids // the marauders eraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz