Rozdział XII

9.4K 239 25
                                    


                - Dlaczego w takim razie mnie mu nie wydasz? – pytam, próbując nie oddać się zaskoczeniu.

- Cóż. – wzrusza ramionami, uśmiechając się bezczelnie. – Po pierwsze jesteś dużo warta, a po drugie ja nie mam w naturze odpuszczać i poddawać się, więc nawet taki pojeb jak Eric, nie wzbudzi we mnie strachu.

- Nie boisz się, że zrobi krzywdę twoim bliskim?

-Spogląda na mnie z gniewem, jednak po chwili, z widocznym trudem opanowuje się i już nie co ostrzej rozpoczyna:

- Wątpię, że podjąłby się takiego ryzyka, szczególnie, że zdaje sobie sprawę z tego jak poważnym jestem przeciwnikiem. To raczej we mnie będzie chciał uderzyć, dlatego musimy współpracować.

- A może ja tego nie chcę? – świdruję go wzrokiem, jednak zauważam, że ten nie do końca rozumie o co mi chodzi, więc wyjaśniam:

- Co jeśli u niego będzie mi lepiej? Być może on nie jest takim potworem jak ty i pomimo swoich problemów psychicznych nie będzie używał wobec mnie siły, a już na pewno nie sprzeda mnie do byle jakiego burdelu?

Kończąc to mówić, byłam gotowa na każdą z możliwych reakcji, ale na pewno nie na to, że brązowowłosy zacznie zanosić się śmiechem, tak mocno, iż będzie musiał złapać się za brzuch.

- Boże jaka ty jesteś naiwna. – zaczyna, kiedy wreszcie daje radę się opanować. – Taka słodka, mała, niewinna dziewczynka. – to mówiąc, zaczyna się do mniej coraz bardziej zbliżać, a ja niczym sparaliżowana stoję w jednym miejscu, zapominając o tym jak się porusza. – Ty naprawdę myślisz, że z nim byś miała dobrze? – ponownie śmieje się, tym razem jednak już nie tak panicznie jak robił to wcześniej. – Może przez pewien czas byłoby dobrze, jednak już potem wątpię, czy chciałabyś, z nim być. – przejeżdża ręką po policzku, głęboko, patrząc w moje oczy a ja nadal nie będąc w stanie cokolwiek zrobić, czy nawet powiedzieć, bezczynnie stoję, pozwalając mu na ten ruch. – Moje bicie, to nic w porównaniu z tym co on by ci robił. Byłabyś zadowolona, gdyby wypalał ci na skórze różne znaki? Albo dusił tak mocno, że ledwo zdążyli by cię odratować?

- Nie. – mówię z wyraźną chrypką, na co jego wzrok przybiera postać, której nie jestem w stanie do końca zinterpretować? Namiętność? Pożądanie? Obłąkanie?

Szybko poruszam głową, tym samym wyrywając nas z transu w jakim się znaleźliśmy. Starając opanować drżenie swojego ciała, zakładam ręce na klatkę piersiową, wzrok wpijając na jakiś czas w podłogę i uspokajając swój oddech, który jak na ironię, znacznie przyspieszył.

- Skąd mam wiedzieć, że nie zmyślasz tego wszystkiego, tylko po to, abym robiła to co chcesz? – kiedy wreszcie odważam się unieść głowę i skupić na nim swoją uwagę, spostrzegam, że on także ma nieco odmienne zachowanie, dużo mniej obojętne niż zazwyczaj. Ignoruję to jednak zdając sobie sprawę z tego, że to zapewne moje urojenia.

Zanim mi odpowiada, wzdycha głęboko, tym razem przybierając tą swoją zwyczajną, poirytowaną minę.

- Staram się ciebie tylko uświadomić, jak niebezpieczny jest ten człowiek i, że to co przeżywasz ze mną to nic w porównaniu z tym, co będziesz miała z nim. W końcu i tak prędzej czy później pomimo całej miłości, jaką mógłby cię obdarzyć, zabiłby cię, gdybyś tylko w jego mniemaniu zrobiła się ,,nudna''. Z tym poderżniętym gardłem nie żartowałem. Zrobił tak ze swoją poprzednią zdobyczą.

Tym razem to ja zaczynam się śmiać, tylko, że nie jest to długi, paniczny śmiech, a raczej ironiczny rechot w jego stronę.

- U niego przynajmniej będę miała gwarancję, że przez ten może krótki może nie czas, będę tylko jego, a nie tłumu facetów, którzy przybędą po to, by mnie przelecieć. – już otwiera usta, jednak w tym samym momencie obaj słyszymy pukanie do drzwi, więc szybko odwracamy w tamtym kierunku głowy.

- Tak? – pyta miło, a ja parskam, na tą ,,nagłą'' zmianę nastroju.

- Mogę wejść? – słyszę dojrzały głos matki Ivana, który wyprowadza mnie z podejrzenia, że to znowu Iris, chcąca nam rozweselić nasz ,,pobyt''.

- Oczywiście mamo. – opowiada niebieskooki, przez co już chwilę potem słuchać cichy zgrzyt drzwi, a płomiennorude, piękne włosy pojawiają się w zasięgu naszego wzroku.

- Chciałam wam tylko zaproponować, abyśmy jutro wybrali się na małą wycieczkę zapoznawczą.

- Gdzie? – pyta wyraźnie niezadowolony Ivan.

- Niedaleko, Iris chciałaby przejść się razem z wami do wesołego miasteczka, ,,żeby Carmen miała trochę rozrywki w tym nudnym miejscu'', jak to ujęła. – lekko chichocze, przytaczając słowa córki.

- No nie wiem. – zaczyna delikatnie, spoglądając na matkę i próbując wyperswadować jej ten pomysł z głowy. – Razem z Cam, myśleliśmy raczej o tym, żeby spokojnie spędzić, czas tutaj w domu.

- Ivan nie bądź już takim sztywniakiem! – zaczyna wesoło kobieta, nadal nie tracąc swojej werwy. – Cały czas siedzisz w tej pracy, pewnie ona też to odczuwa. – kiwa głową w moim kierunku, a ja nie wiedząc co począć, jedynie nieznacznie, przytakuję. - Taki wypad pozwoli nam bliżej się poznać. A dodatku Iris bardzo na tym zależy. – dodaje kiedy ten już otwiera usta by podać kolejny arguemt przeciwko.

- A ile mamy tam chociaż być? – tym razem wyraźnie zrezygnowany, doptytuje się jedynie szczegółów.

- Jak na wesołe miasteczko to raczej cały dzień. Ja planuję wyjechać około południa i wrócić wieczorem, żeby jeszcze nie zdążyło się ściemnić.

- No dobra. – przytakuje niechętnie. – Niech wam już będzie.

- A tobie złotko pasuje? – tym razem kobieta zwraca się bezpośrednio do mnie.

- Mi jak najbardziej. – staram się brzmieć miło, co w sumie nie sprawia mi większych problemów, wobec tego jak bardzo przyjazna potrafi być ta kobieta.

- Cieszę się. – uśmiecha się. - W takim razie dobranoc moi drodzy. – mówi i nawet nie czekając na odpowiedź, szybko zamyka drzwi, zapewne dając nam odrobinę ,,prywatności''.

Kiedy upewniam się, iż kroki na schodach już ucichły, szybko zwracając się w kierunku bruneta, dopytuję:

- Cam? Serio?

- No co? – patrzy na mnie wyraźnie zaskoczony. – Pary chyba wymyślają sobie różne zdrobniena co nie?

- W takim razie ja mam się do ciebie zwracać Ivanek? – patrzę na niego rozbawiona.

- Nawet nie próbuj. – próbuje brzmieć poważnie, ale mu to nie wychodzi. – Lepiej idź spać bo jak słyszałaś jutro czeka nas wyczerpujący dzień, pełen Iris i mojej matki.

- Fajną masz rodzinę. – zaczynam podchodząc do łóżka. – Szkoda, że ty już taki nie jesteś. – mówię to, wiedząc, że go wkurzę, ale także zdając sobie sprawę, że tutaj nie może mi raczej nic zrobić.

- Widzisz, w każdej rodzinie musi znaleźć się jakaś czarna owca. – wzrusza ramionami. – W mojej akurat padło na mnie.

- Śpimy obok siebie? – pytam wreszcie, zdając sobie sprawę, że tutaj jest tylko jedno łóżko.

- A jak inaczej? Udajemy parę, więc przynajmniej stwarzajmy jakieś jej pozory. – wyjaśnia. – Spokojnie nie martw się przeboleję te kilka nocy obok ciebie.

- Dupek. – mówię cicho.

- Uważaj na słowa bo ten dupek może kiedyś wybuchnąć. – mówi za nim traci się na balkonie, a ja chowam się pod pierzyną, mocno zaciskając oczy.

Z takim ponurym akcentem, kończę kolejny z wielu dni.

Na SprzedażOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz