Rozdział XXI

7.5K 210 42
                                    


            - Siadaj. - rozkazuję dosyć pewnie, wskazując na pokaźnych rozmiarów łóżko, znajdujące się obok przytulnego iście górskiego kominka, kiedy już wszystko co było konieczne i potrzebne do rozpoczęcia całej akcji, leży sterylnie przygotowane i zabezpieczone, na niewielkim stoliku, wykonanym z sosnowego drewna .

- Nie takim tonem dziewczynko. - mówi chłodno, pomimo wszystkiego, wykonując moje polecenie, a ja ukradkiem przewracam oczami na tę jego ,,władczość''. 

Kiedy już zauważam, że mężczyzna przestaje, wykonywać jakiekolwiek ruchy i czeka na to co teraz zrobię, niepewnie podchodzę w jego kierunku, chcąc nie chcąc, potęgując bliskość między nami. 

- Będziesz musiał znowu zdjąć koszulkę. - mój chrapliwy głos, skupia jego uwagę, przez co mogę spostrzec jak te zimne, niebieskie oczy, zaczynają wypalać dziurę w mojej twarzy, badając każdy jej szczegół.

Po chwili jednak, przerywa tę niezręczną chwilę, bez słowa ściągając z siebie czarny, odrobinę przesiąknięty krwią materiał. Kiedy to robi, moim oczom ponownie ukazuje się rana, tym razem w odrobinę gorszym stanie, niż poprzednio. Wciągam mocno powietrze, nie odrywając wzroku od jego brzucha.

- Ivan to trzeba zaszyć. - stwierdzam wreszcie, niepewnie na niego zerkając, ponieważ nie wiem jaka będzie jego reakcja.

- Nie wkurwiaj mnie i rób co miałaś robić, bez zbędnych gadek. - warczy. - Chcę ci przypomnieć, że nie mamy za bardzo czasu. 

Po jego słowach moje ciśnienie mocno się podnosi i jestem pewna, że w tej chwili moje policzki zrobiły się czerwone, ponieważ brunet, patrzy na mnie ciekawsko, przekrzywiając przy tym głowę w bok. 

Zaciskam lekko pięści kolejny raz zbliżając się w jego stronę, tym razem spostrzegając, że odległości pomiędzy nami nie ma już praktycznie wcale. 

- Słuchaj widzisz w jakim to jest stanie? - wskazuję na jego rozcięcie, gestykulując. Mój głos jest odrobinę głośny, co jest dosyć śmiałym posunięciem zważywszy na to z kim mam do czynienia. - Takiego czegoś nie można po prostu odkazić! Trzeba pojechać do szpitala, albo..

- Nigdy kurwa nie korzystałem z pomocy lekarzy i nadal nie mam zamiaru tego robić. - przerwa mi ostro, a ja w myślach wyzywam go od najgorszych za tę jego upartość. - Nie wiem po co tak drążysz ten temat, jeżeli mogłabyś to tylko owinąć bandażem i pojechalibyśmy z powrotem do mnie.  

- O ile po drodze byś mi nie zemdlał. - kontynuuję. - Patrz ile minęło czasu od zranienia, a z tego nadal leci krew! Wolno bo wolno, co jest chyba jedynym pozytywnym dla ciebie aspektem w całej tej sytuacji, bo inaczej nie wiem co byś zrobił, w podobnej sytuacji.

- Poradziłbym sobie jak zwykle zresztą. - odpowiada. - Jakoś żyję, już tyle lat i to bez twojej pomocy. Na pewno nie pojadę do szpitala, a wątpię żebyś ty umiała sama zszyć ranę. - patrzy na mnie kpiąco, starając się równocześnie zamaskować kolejny grymas twarzy na swojej twarzy, na co przewracam oczami i odpowiadam pewnie:

- Tak się składa, że potrafię. - na to stwierdzenie unosi brwi i przechyla głowę w bok, czekając na moją dalszą wypowiedź. - Kiedyś gdy byłam mniejsza, chętnie udzielałam się jako harcerz i tam często uczyli nas wielu przydatnych rzeczy, na różnego rodzaju obozach i wycieczkach, w razie zagrożenia. 

Przez dłuższą chwilę sterczymy w milczeniu, on przygląda mi się badawczo, a ja rozglądając się po pomieszczeniu, analizuję co powinnam teraz zrobić. W końcu ponownie zbieram się na odwagę i mówię:

- Zapewne jest tu jakaś apteczka, prawda?

- Jest i to bardzo dobrze wyposażona. Są nawet nici. Lepiej nie pytaj skąd. - unosi dłoń, kiedy już otwieram usta, aby zadać owe pytanie.

Z frustracją niechętnie, wykonuję jego polecenie, już po chwili, ponownie zaczynając się zastanawiać nad tym jak powinnam go opatrzyć, aby wszystko przebiegło pomyślnie. 

- Boisz się igły? - spoglądam do niego, zaczynając oglądać jego zranienie. - To dosyć ważne, bo jeśli tak to będę cię musiała chyba przywiązać.

- Czy ja wyglądam ci na kogoś, kto boi się igły? - jego kpiący wzrok, wypala we mnie dziurę, więc chrząkając, kręcę głową.

- Nie, ale każdy na jakieś fobie, ty na pewno też. 

- Nawet jeśli jakąś bym miał, nie dowiesz się o tym paniusiu. 

Paniusiu? Postanawiam nie komentować tego określenia, choć muszę przyznać, że nie za bardzo przypadło mi ono do gustu.

Zamiast tego, wolę pochylić się nad nim i bacznie spoglądając mu w oczy, poważnym głosem powiedzieć:

- Ostrzegam, że może boleć.

***

            Pakując, z powrotem wszystkie rzeczy do apteczki, staram się nie spoglądać na bruneta, który ze zdenerwowaniem, spogląda na swoją świeżo opatrzoną ranę. Wiem, że z pewnością jest na mnie zły, lecz wiem też, że zrobiłam wszystko tak jak powinnam i jego złość w owej chwili jest wręcz absurdalna.

- Specjalnie robiłaś wszystko, żeby sprawić mi jak najwięcej bólu. - syczy w moją stronę po raz kolejny, a ja wreszcie nie wytrzymuję i odpowiadam:

- Może gdybyś, nie zachowywał się jak rozhisteryzowane dziecko i nie szarpał mną, za każdym razem kiedy wbijałam igłę, byłoby inaczej. 

Z pewnością powinnam już zamilknąć, kiedy mężczyzna wstaje i niebezpiecznie blisko podchodzi w moim kierunku, ale jak zwykle moja samodestrukcyjna natura, nie pozwala mi na to, więc odwracając twarz w jego kierunku, zanim ten zdąży chwycić mnie za ramię, kontynuuję:

- Poza tym sądzę, że należałoby mi się przynajmniej jakieś podziękowanie, bo jakby na to nie patrzeć, mogłam ci wsadzić tą igłę do oka i spierdolić zanim zdążysz się ogarnąć. - krzywy uśmiech pojawia się na mojej twarzy, a mój wzrok, bezczelnie go obserwuje, nawet na moment nie patrząc w innym kierunku.

- Wiesz, że przekleństwo z twoich ust, strasznie śmiesznie brzmi? - odzywa się po dłużej chwili, a wyraz jego twarzy na moment dekoncentruje moją uwagę. - Masz za cienki głos, żeby wypowiedzieć to groźnie. 

- Za to twój głos nie jest ani odrobinę cienki. - odpowiadam słabo, starając się choć odrobinę odsunąć od niego, co uniemożliwia mi blat znajdujący się za mną. 

- Wiem. - to stwierdzenie jest krótkie, ale sposób w jaki je wypowiada: spokojny i wręcz miły, jest tak nietypowe, że powoduje to, iż zawisa między nami i nie pozwala mi na sklecenie jakiegokolwiek, w miarę sensownego zdania. 

- Dosyć ładnie ci w takiej fryzurze. - mówi, a ja nadal obserwuję go w milczeniu, czując coraz większe napięcie. - Tak inaczej.

W chwili, kiedy w moim podbrzuszu zaczynają wirować dziwne, nieznane mi dotąd emocje, niebieskooki odsuwa się, a cały, o ile można to tak nazwać, ,,czar'' pryska, pozostawiając po sobie pustkę, której ani trochę nie potrafię zrozumieć.

- Lepiej już jedźmy. - w momencie, kiedy odwraca się do mnie plecami, uświadamiam sobie, że narodziły się we mnie nowe, całkiem niestosowne emocje wobec niego, które dla mnie samej, mogą być niebezpieczne. 

***

Wiem, że długo mnie nie było, ale wynikły sytuacje, przez które nie miałam ochoty pisać, więc właśnie dlatego ten krótki rozdział pojawia się właśnie teraz. Myślę, że historia powoli będzie dobiegać końca, więc za kilka rozdziałów, powinniśmy poznać jak zakończy się historia Carmen i Ivana. Pozdrawiam i życzę miłego dnia kochani ;* 

Na SprzedażOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz