2

1.6K 171 232
                                    

Jechali właśnie szosą, gdy z bocznej drogi wjechało prosto w nich czerwone auto. Przyjaciele nawet nie zdążyli zrozumieć, co się właśnie stało. Niewielka osobówka przewróciła się na dach. Wojskowi na szczęście mieli zapięte pasy, więc nie poturbowali się aż tak mocno.

W najgorszym stanie był Erwin, który stracił przytomność na skutek uderzenia się głową w drzwi. Jego ręka leżała nienaturalnie wygięta, a dłoń poraniło szkło z robitej szyby.

Hanji nie straciła przytomności, ale jej kontakt z rzeczywistością nie był najlepszy. Wisiała w szoku na pasach.

Levi przetarł skroń, z której sączyła się krew. Usłyszał jakieś kroki. Po chwili zobaczył mężczyznę wyciągającego plecak z ich auta. Brunet odpiął pasy i od razu wylądował na pogniecionym dachu.

Dobył pistoletu i strzelił w pazerną rękę sprawcy wypadku. Usłyszał krzyk bólu. Nieznajomy upuścił plecak, ale zaraz go podniósł zdrową dłonią. Levi zdążył w tym czasie wyjść z auta przez dziurę po drzwiach, które znajdowały się cztery metry od samochodu.

- Zdychaj, kurwo- warknął kapitan i strzelił prosto w głowę wąsatego mężczyzny. Spojrzał na czerwone auto, które nie było jakoś strasznie uszkodzone. Miało wybite światło i wygiętą blachę.

Hanji powoli wyszła z samochodu. Z jej rozwalonego nosa ciekła krew, a na czole zaczynał powstawać guz.

-Musimy się zmywać. Zdechlaki pewnie usłyszały wypadek- powiedział Levi i odpiął Erwina. Mężczyzna nadal był nieprzytomny.

- Weź rzeczy- zarządził kapitan i chwycił dowódcę pod pachy. Ciągnął go w stronę odpalonego auta.

Hanji wzięła w tym czasie trzy plecaki. Z trudem doniosła je do samochodu i wrzuciła na tylne siedzenie. Pomogła brunetowi wciągnąć Smitha i ułożył jego głowę na tabołach.

Levi usiadł za kierownicą i od razu ruszył. W samą porę, ponieważ chwilę potem na miejscu wypadku zjawiło się około ośmiu wygłodniałych trupów.

Zoe zaczęła oglądać uważnie Erwina. Usztywniła jego rękę bandażem i łomem, ponieważ nie miała nic innego wystarczająco długiego i sztywnego.

- Jest tutaj paliwa na niecałe sześćdziesiąt kilometrów- oznajmił Levi.

Nie było tego po nim widać, ale buzował ze złości. Miał ochotę zabić sprawcę wypadku drugi raz. Nie dość, że Smith będzie przez jakiś czas niezdolny do walki to jeszcze muszą szukać w miarę bezpiecznej stacji benzynowej.

Levi od brudu jeszcze bardziej nienawidził, gdy coś szło nie po jego myśli. Rzadko robił błędy, wszystko starannie wyliczał, rozmyślał, więc przypadki były jego najgorszym przekleństwem, ponieważ ich nigdy nie można przewidzieć.

Upił łyk chłodnej wody i spojrzał w lusterko. Zoe wyjmowała pęsetą kawałki szkła z dłoni dowódcy. Levi ufał tej kobiecie w pełni, wiedział, że nie ma lepszego lekarza wojskowego. Hanji potrafiła zrobić opatrunek praktycznie ze wszystkiego, dobrze znała się na ziołach i wygrała nawet zawody w zszywaniu rany na czas.

Mężczyzna zobaczył w oddali stację benzynową i lekko zwolnił. Niestety już z daleka ujrzał grupę nieumarłych. Szwędacze krążyły wokół autobusu jakby miały zwykłą przerwę w trakcie wycieczki. Levi przyspieszył, aby żaden trup nie zdążył wbiec na jezdnię. Minął stację z bólem serca.

Wysiadanie z auta choćby na parę minut, aby wsiąść do nowego było sporym ryzykiem. Szczególnie, że mieli rannego. W dodatku włamanie się do samochodu nie trwa parę sekund jak na filmach. Levi przetarł twarz.

ŚnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz