Rozdział II - Koronacja, część 2

184 17 0
                                    

Z sufitu spływały ku nam iluzje płatków wiśni. Ich biel i róż nieco przesłaniały widok na siedzącyn w ławach gości i rodzinę, ale wiedziałam, że wszyscy uśmiechają się i kiwają nam głowami. Tak działała magia pałacu Ardenvary - i choć brakowało głównych gospodarzy, ja i Sara mamy ich zastąpić i pilnować, by ta magia, ta miłość nie znikały. Promienie słońca oświetlały salę tronową i nasze twarze. Stałyśmy do zebranych przodem, ale kiedy kapłan nas przedstawi, musimy sie odwrócić, podnieść berło i złote jabłko, wysłuchać przynudzającej formułki w staroandervańskim z tymi ciężarkami w dłoniach i jakoś dotrwać do końca uroczystości. Wiem, jak to wygląda, brałam udział w niejednej koronacji i próbach do własnej (Sara nie stawiła się na siedemdziesięciu z siedemdziesięciu pięciu). 

Denerwowałam się, mimo dobrego nastroju. Pomogłam siostrze dobrać sukienkę, ale trudno było znaleźć psującą do jej jasnobrązowej karnacji i dzikiej osobowości. Prezentowała się dobrze w czarnych balerinach i białej, zwiewnej kreacji do kolan, jednak podkreślała ona ostre rysy dziewczyny i i groźne oczy. Bałam się, że surowa opiekunka nieletnich następczyń tronu - nasza ciotka, Arve - zwróci na to uwagę przy kolacji. Tymczasem wysoka, dobrze zbudowana kobieta, brzydka, jak na elfa, wyglądała bardziej na zatroskaną niż przejętą naszym wyglądem.

Arve osobiście ozdobiła nasze głowy złotymi diademami, potem kapłan przemówił w dobrze znanym nam, choć nieużywanym języku, ja i Sara chwyciłyśmy się za ręce. Ja trzymałam w wolnej dłoni jabłko, ona berło. 

Po symbolicznej ceremoni zasiadłam na tronie, a kapłan pobłogosławił mnie znanym wśród ardenvareńczyków gestem - przyłożył trzy środkowe palce do mojego czoła, drugą rękę położył na swoim sercu. Oznaczało to szacunek wobec drugiej osoby, pełne oddanie i chęć niesienia pomocy. Wstałam, usunęłam się na bok, a Sara zasiadła na tronie i również została pozdrowiona. I koniec.

Zostałam królową Ardenvary. Moje czoło zdobiła cieniutka, misternie wykonana korona, z maleńkim kryształem po środku. Nie musiałam jej nosić ciągle, wciąż wolno było mi się poruszać po pałacu i mieście, ale musiałam zaangażować się w politykę, handel i konflikty zbrojne kraju. Choć potężnego w armii i flocie morskiej oraz bogatego, to jednak niewielkiego. Łatwo było nas zaatakować od strony zachodniej, gdzie granicy prawie nikt nie strzegł. Na wschodzie, nad oceanem, znajdowała się stolica, a w centrum porozrzucane w terenie wioski i miasteczka. 

- Jej wysokość Sara, królowa Ardenvary. - ogłosił kapłan. Odwróciłyśmy się w stronę zebranych. - Jej wysokość Serafina, królowa Ardenvary. - goście wstali. Przyłożyli dłonie do serc. Został odśpiewany hymn, potem pozdrowiono duchy rodziców, którzy, choć zginęi na morzu, z pewnością powrócili z zaświatów na ląd, by uczestniczyć w naszej koronacji.

Obróciłam głowę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco do siostry. Odwzajemniła się tym samym. 

W tym samym momencie coś śmignęło obok naszych głów.

Strzała przebiła serce kapłana.

Księżniczka z ArdenvaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz