Rozdział I - Koronacja, część 1

420 19 3
                                    

Obudziły mnie promienie porannego słońca. Wpadało przez potężne, szklane wrota, prowadzące na balkon. Przez białe, delikatne firanki i cieniutki baldachim wdzierały się jego ciepłe smugi i muskały moją twarz. Uchyliłam powieki.

Jak pięknie...

Kurz i magiczny pyłek wirowały powoli w świetle. Drzewa w pałacowym ogrodzie szumiały cicho, a ich gałęzie przysłaniały momentami wschodzące słońce. Ardenvara budziła się do życia - w mieście zapewne gwar, rozmowy i niegocjacje nie ustawały, ale tutaj, na wzgórzu, kompletnym odludziu, panował błogi spokój. 

Uśmiechnęłam się i podniosłam do siadu. Długie, jasne włosy, falowane jak ocean, opadły na ramiona. Kilka niesfornych, ciemniejszych kosmyków wpadło mi do oczu, ale nie odgarnęłam ich. Chłonęłam wyjątkowość tego dnia.  

Chciałabym się kiedyś zanurzyć w promieniach słońca, w ciszy poranka, zamknąć w ogrodzie, gdzie na miękkiej, zielonej trawie, wśród morza wielobarwnych kwiatów, pozwoliłabym sobie na odpoczynek, gdzie wiatr ukoiłby mnie do snu...

- Panienko, czy mogę wejść? - usłyszałam cichy głos Any. Służąca zapukała w drzwi i uchyliła je lekko.

- Oczywiście. Skąd wiedziałaś, że nie śpię?

- Jesteś rannym ptaszkiem, moja pani. Nie dziwi mnie już to, że o świcie podjada pani czekoladki z pałącowej kuchni. - zaśmiałam się. Ana, niska, szczupła, o niebanalnych rysach twarzy, rozsunęła zasłony i posłała mi kojący uśmiech. Gdyby nie to, że urodziła się jako córka służącej, zapewne skończyłaby na ulicy - była naprawdę piękna. Kasztanowe loki otaczały okrągłą buzię amorka, a zielone oczy patrzyły spokojnie i pokrzepiająco. Dobrze, że tu ze mną jest - nie wolno mi się przyjaźnić z niżej urodzonymi, ale nikt nie miał nic przeciwko naszej znajomości. Dogadywałyśmy się jak równy z równym. 

- Czy chce pani zejść teraz na śniadanie, czy przynieść pani do łóżka? - spytała. 

- Ana, jesteśmy same. Co mówiłam o ,,pani", kiedy nikt nie słyszy?

- Dobrze, Serafino. Byłabyś tak łaskawa i zwlokła swój królewski zadek, bo chcę pościelić łóżko? - wybuchłam śmiechem i posłusznie wysunęłam się spod pierzyny. 

- Kocham cię, ale to było niegrzeczne! - zganiłam ją dla żartu. Kiedy ona składała pościel, ja otworzyłam białą, zdobioną w malowane wzory szafę i wybrałam suknię. Była długa do ziemi, o złotym połysku, ozdobiona bufkami i pyłkiem od ulicznego wróżbity. Podarowała mi ją siostra na piętnaste urodziny, równy rok temu.  Może i Sara była nieco wredna i buntownicza, ale miała całkiem niezły gust. 

- Ubiorę się i pójdę do Sary, dobrze? Ty w tym czasie sprawdź, czy wszystko gotowe. I czy dostarczono już do sali tronowej te białe gołębie. - poprosiłam Anę. Poczekałam, aż służąca wyjdzie, ubrałam się, nałożyłam złote pantofelki, uczesałam delikatne, kremowe włosy z brązowymi kosmykami i wyszłam z ogromnej sypialni. Z najwyższej komnaty, z najwyższej wieży.  

Przeszłam złotym, wysokim korytarzem, z oknami skierowanymi na dziedziniec, później salę balową, w której odbędzie się uroczysta kolacja, by długimi schodami zejść do bocznych korytarzy. Ich labirynt - w którym bawiłam się od dziecka - zaprowadził mnie do kuchni.

Pachniało czekoladą, świeżym chlebem, różami, winem i bzem. Było tu czysto i jasno, promienie słońca wpadały przez otwarte okna, a służący i kucharze uwijali się, by wszystko było gotowe na koronację. Uwielbiałam patrzeć na wprawne ręce piekarzy, ugniatających chleb, słuchać poganiającego szefa kuchni, przyglądać się pracy i uśmiechom. Życie w ardenvarskim pałacu toczyło się wolno i radośnie. 

Z coraz lepszym humorem pozwoliłam sobi na spróbowanie fondue, sosów i przystawek. Mijano mnie z uśmiechem i dygnięciami. 

Po chwili opuściłam pomieszczenie i skierowałam się sali tronowej. Była zaprojektowana na przyjęcie setek gości, a więc potężna i bogato zdobiona. Kolumny podtrzymywały krzyżowe sklepienie. Tron, z aksamitnym obiciem, górował nad wszystkim na podwyższeniu. Wspięłam się na te kilka schodków i pogładziłam bladymi palcami materiał. Gdy byłam mała, ojciec pozwalał mi i Sarze bawić się czasami w królowe. A dziś nasze dziecięce marzenia się spęłnią.

Skrzywiłam się. Coś zawsze musi popsuć mi piękne chwile - tym razem była to siostra, uwielbiająca polowania, wyścigi i niebiezpieczne zabawy. Nie raz przyprowadzano ją do pałacu brudną, potarganą i ranną, bym mogła dowiedzieć się, że ,,Najstarsza księżniczka to typowy facet". Oczywiście nikt nie mówił tego głośno, to tylko nieżyczliwi nam służacy szeptali tak po kątach. Jako że wśród nich mam wtyki, wiedziałam o wszystkim, co działo się na terenie pałacu.  

- Hej, młoda. 

Odwróciłam się. O wilku mowa.

Stała na ostatnim schodku, ubrana w skórzany strój do polowań. Krótkie, brązowe włosy sterczały jej na wszystkie strony, rzucała powłóczyste spojrzenie brązowymi, skośnymi oczyma. 

- Nie sądziłam, że mam taką ładną siostrę. 

- Nie podlizuj się. - podeszłam do niej. - Ty za to, mimo swojej urody, udajesz chłopaka.

- Ha! - odrzuciła włosy do tyłu. - Jeszcze czego! Kto ci suknię wybrał?

- Nie wybrał, tylko podarował. Sama się na nią zdecydowałam. 

- Acha, a co ci mówiłam rok temu? Zacytować? ,,Włóż ją na koronację na szesnastkę, albo ci..."

- Sara. - uciszyłam ją. Pokręciłam głową. - Zawsze taka sama. - zaśmiała się. 

- To akurat prawda, wasza niskość. - ukłoniła się.

- Niskość? Metr sześćdziesiąt trzy to całkiem niezły wynik.

- Jak na pół elfa? Nie bardzo. - wypięła dumnie pierś, wyciągając jak najbardziej swój wzrost. Na oko przewyższała przeciętnego chłopca.  - Ej, mam pomysł. Ty pomożesz mi się ubrać, a ja nie będę ci dokuczać podczas ceremonii. OK?

- Dobra. - uśmiechnęłam się. Wzięła mnie za rękę i pognałyśmy do jej komnaty, po drugiej stronie pałacu. 

Księżniczka z ArdenvaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz