Rozdział VII - Za Górą Smoczą, część 2

60 8 1
                                    

Obudziły promienie słońca, grzejące mnie w twarz. Wiatr delikatny, mroźny wiatr. Daleko, z gór, dobiegało echo skrzypiec. A może to tylko sen...?

- Obudziłaś się? - Sara wpatrywała się we mnie czujnie. Całą noc nie zmrużyła oka, ale nawet po kilku godzinach siedziała na tej samej skałce, na której usiadła wczoraj, w nie zmienionej pozycji.

- Już tak. - przetarłam oczy palcami i wstałam. Przez sen musiałam się nieźle rzucać - leżałam na rozkopanej ziemii, pokrytej szronem. Nie było mi zimno. - Powiedz, czy smoki umieją grać na skrzypcach?

- Podobno niektóre tak.

- Słyszałam melodię.

- To bardzo możliwe. Mogłaś przez sen rąbnąć glową w kamień, więc...

- Ha, ha, bardzo śmieszne.

- Ruszamy, czy czekamy na Anę i przewodnika?

- Decyzję zostawiam tobie. - zastanowiła się przez chwilę. Spojrzała w stronę Ankiery - stolicy Ardenvary - mieniącej się złotem w świetle poranka. Miasto było jeszcze uśpione, w porcie statki kołysały się lekko na falach. Pod nami ciemnial las iglasty, przez który uciekałyśmy. Dalej widać było dolinkę, później gospodarstwo i pierwsze zabudowania.

- Idziemy. Nie ma sensu czekać. Jeśli mroźnik ma zamiar wrócić...

- Cholera, zapomniałyśmy o nim! - poderwałam się na równe nogi. - Który mroźnik zapuściłby się tak blisko miasta?!

- Może brakowało mu pożywienia. - wzruszyła ramiona. Kiedy jednak dotarło do niej to, co sama powiedziała, złapała się za głowę i zeskoczyła ze skały - zwinnie jak sarna.

- Musimy wracać! Jak sobie poradzą, kto sprowadzi Łowców?!

- Nie. - podeszła do mnie bliżej. - Zrobimy tak. Ja wrócę, a ty zaczekasz na Anę i przewodnika. Przejdziecie przez góry i...

- Nie zgadzam się!

- Nie masz nic do gadania.

- Otóż mam. Jestem tak samo jak ty królową i mam prawo decydować o tym, co robię - zmarszczyła brwi. Chyba przetrawiała moje słowa. - I powiem ci coś. Mam dość. Tego, że całe życie stałam w twoim cieniu. Tego, że Sara wszystko umie, a Serafina nadaje się na pokaz, bo mam śliczną buźkę i do niczego innego!

- Teraz będziesz się buntować?! Masz na momencie ukryć się gdzieś tutaj i czekać, aż Ana wróci!

- Chciałabyś!

- Owszem, i tak zrobisz! - popchnęła mnie, ale zaparłam się nogami. Może i byłam tylko śliczną buźką, ale miałam parę sekretów.

Trzymała dłonie na moich ramionach. Miała odsłonięty brzuch - mogłam spokojnie chwycić ją w pasie, obrócić, wycelować kolanem w plecy i powalić ją jednym ruchem.

Udało się.

- Wariatka! - prychnęła w ziemię.

- ALBO wracamy razem ALBO razem uciekamy. Nie czekamy na Anę. Teraz.

- Siostra, skąd umiesz takie rzeczy?

- Ana mnie uczyła. I nie tylko tego. - założyłam jej dźwignię. Jęknęła, i odklepała trzy razy dłonią w ziemię.

- OKEJ WYGRAŁAŚ!!!

- IDZIEMY!!!

- JAK SOBIE ŻYCZYSZ WASZA NISKOŚĆ!!!

***

Szłyśmy w odstępie około kilkunastu metrów, stromą ścieżką, potykając się co chwilę na śliskich kamieniach. Sara nie odzywała się do mnie od dobrych trzech godzin, odkąd zdecydowałyśmy, że powrót jest zbyt ryzykowny. Skończyło się na tym, że jestem wariatką.

Słońce wschodziło, zapowiadał się upał. Delikatne na razie promienie głaskały mnie w ramiona, ale mimo ciepła, im wyżej wejdziemy, tym szybciej zrobi się zimno. Chwilowo nie miałyśmy jednak wyboru - w dolinie pod nami, w mieście, panował chaos, zabójca kapłana, a zwierzęta i cywile zagrożeni byli atakiem smoka - i to zapewne nie jednego.

Nie zamierzałam jej słuchać. Ukryjemy się w Dolinie Świtu, zgoda, ale nie będę stała z boku i przyglądała się... No, na pewno coś miało nastąpić. Tylko kiedy...?

- Ana! - szepnęła Sara.
Obróciłam się. W naszą stronę, z dołu, biegły dwie kobiety - w drobnej figurze rozpoznałam służącą.

- Kto to? - spytałam, kiwając głową na wyższą z nich, chudą i ciemnowłosą. Sara tylko się uśmiechnęła.

Minęło kilka minut, zanim nas dogoniły. Ana upadła, zdyszana, na kolana. Druga stała prosto - ubrana w skórzane, męskie ubrania, z wytatuowaną połową twarzy i ramieniem. Rysy jej twarzy były ostrzejsze nawet od Sary, oczy duże i skośne, kości policzkowe wydatne, a postura pewna siebie. Była piękna na swój sposób.

- Ana? 

- To Trisyana. - służąca uśmiechnęła się i wskazała na obcą. Miała tak egzotyczne rysy, że mogła pochodzić tylko z Wysp Słońca na południu. - Nasz przewodnik.

- Gdzie nas zaprowadzisz? - zwróciłam się do niej.

Odpowiedziała niskim, aksamitnym głosem:

- Daleko, w miejsce zatajone i ukryte przed światem, byście były bezpieczne, Wasza Wysokość. - i ukłoniła się głęboko.  

Księżniczka z ArdenvaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz