Rozdział V - Ucieczka, część 3

115 11 2
                                    

Biegłyśmy pędem granicami miasta. Pościg na chwilę na zgubił, ale tutaj domów było bardzo mało - nie było się gdzie schować. Zaraz nas znajdą.

- Ana, musiałaś brać tą cholerną broszkę?! - wydarła się Sara, dorzucając jeszcze kilka nieprzyzwoitych słów. Nie wiem, od kogo nauczyła się takich używać, ale brzmiały groźnie. - Przecież mamy pieniądze!

- Nie mogłam się powstrzymać! 

- Cicho bądźcie! - potknęłam się, ale pognałam dalej. - Gdzie teraz?!

- W prawo! - zniknęłyśmy w kolejnej uliczce, skręcającej między domy. Jeszcze paredziesiąt metrów i skryją nas drzewa.

- TAM SĄ!!!

Przyspieszyłam. Kiedy usłyszałam ciężkie kroki biegnących, wbiegałam między drzewa. 

Padłam twarzą na ściółkę, ale Sara natychmiast poderwała mnie i popchnęła do biegu. Na skraju lasu drzewa rosły rzadko, jednak gęste krzaki powoli skryły nas w cieniu.

- Sera, szybciej... - poganiała mnie Ana.

- Przypominam ci, że to przez ciebie nas gonią! - powoli traciłam dech, w końcu uciekamy od centrum stolicy. Chociaż płuca paliły, mięśnie wciąż rwały się do biegu - w Akademii byłam najlepsza z klasy, jeśli chodzi o wytrzymałość. Potrafiłam poruszać sięszybko i długo bez zająknienia.

- Gdzie?! - rzuciłam krótko.

- W lewo! - krzyknęła Sara. Zareagowałam momentalnie - zahamowałam, zrobiłam krok w bok i zapadła cisza.

Potem rozległ się huk. 

- JESZCZE WAS POWYSTRZELAM! - ochroniarze kupca, którzy za nami biegli, pognali dalej w las i w dzikim pędzie zagłębili się w gęstwinie. Soglądałam na nich zza gałęzi, delikatnie poruszanych przez wiatr.

- Serafina, wiejemy. - Sara złapała mnie za rękę. Ana cofnęła się w głąb lasu. 

- Słuchajcie, musicie uciekać. Ja idę po przewodnika.

- Po co nam przewodnik? - spytałam Sarę. - Myślałam, że znacie trasę.

- Owszem, ale on poprowadzi nas przez wytyczony szlak. Tak będzie łatwiej. My przekroczymy strumień, biegnący wzdłuż ścieżki, którą pobiegli ochroniarze handlarza. Oddziela miasto od gór. 

- Czyli uciekamy przez przełęcz? - siostra pokręciła głową.

- Tam mieszka zbyt wiele rodzajów smoków, co zwiększa ryzyko ich spotkania. Nie chcę skończyć jako przystawka dla lunga. - wzdrygnęła się. - Albo dla wodnika. Możemy go spotkać nad rzeką...

- Wiem, gdzie mieszkają smoki. Byłam najlepsza z teorii magii, pamiętasz?

- Ja idę. - usłyszałyśmy szept, później cichy szelest i Ana zniknęła. 

- Pamiętam. - Sara patrzyła jeszcze chwilę w ciemny korytarz drzew, w który zagłębiła się służąca, a potem pokręciła głową i uśmiechnęła się. 

Potem ruszyłyśmy biegiem przez las. Sara wiedziała dokąd nas prowdzi, założę się, że znała cały obszar wokół stolicy. Szybko pokonałyśmy kilkaset metrów, dzielące nas od strumienia, i znów ukryłyśmy wśród roślinności. 

Wypatrzyłam wiele magicznych stworzątek. Pył z ich skrzydeł osiadał na gałęziach, listkach i wirował w powietrzu. Niewielki strumień otaczały wilgotne kamienie, porośnięte mchem. Wśród nich, błyszcząc w słońcu, przemykały oślizgłe jaszuczrki, ozdobione miniaturowymi skrzydłami.

- Małe wodniki! - szepnęłam. - Jakie śliczne!

- Obrzydliwe... - Sara jęknęła i sięgnęła ręką do tyłu, po sztylet. - Są małe, to będzie i mama. Widzisz tamtą skałę? - miała na myśli zbitek wielkich głazów, górujących nad strumieniem.- Spierniczasz i ukrywasz się za nimi, a ja idę druga. Osłaniam cię. Na mój znak. - przygotowałam się. Wspominałam, żę byłam najszybszym uczniem w Akademii? - Raz. - pochyliłam się. - Dwa. - ugięłam nogi i rozsunęłam gałęzie przed nami. - Trzy...!  

Jeszcze zanim skończyła, rzuciłam się pędem przez polankę, przeskoczyłam strumień (w najszerszym miejscu miał około metr) i skryłam się za kolejną kępką roślinności. Powoli się przesuwając, ruszyłam, ukryta, do sterty głazów. Ukryję się wśród nich i poczekam na...

Zastygłam. Sterta głazów musiała być większa, niż wydawało się Sarze.

Wiał wiatr. Poczuł mnie.

Jestem tu. Widzi mnie.

Głodne oczy. Oślizgła, rdzawa skóra.

Małe skrzydła.

Dlugie cielsko. 

Wodnik.

Księżniczka z ArdenvaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz