Rozdział VIII - Ukryta Wioska, część 1

61 7 2
                                    

Trisyana kazała nam pochylić głowy, sama zaś wspięła się na najbliższe drzewo i rozejrzała się z jego gałęzi. Wyglądała jak dziki kot.

- Możemy dalej iść. Nic nam już nie powinno zagrażać. - rzuciła, rozluźniona i zadowolona z oględzin. Zeskoczyła z wysokości kilku metrów i poprowadziła nas gęstwiną w stronę zielonej dolinki, otoczonej wodospadami i krzewami. Wczoraj miałam okazję widzieć całą wioskę z góry, gdy zeszłyśmy z głównego szlaku i ukrytym wejściem w skale przeszłyśmy na nieznaną większości ścieżkę. Stromą i wyboistą, co prawda, ale widoki były niesamowite. 

Gdy wyszłyśmy zza drzew za jakimś gospodarstwem, Trisyana od razu skierowała się do głównej drogi w wiosce. Wzdłuż niej rozmieszczono wszystkie domy, stragany i sklepiki, gospodarstwa, a nawet karczmy. Było tłoczno i głośno, jak to w południe. Słońce lekko przygrzewało, lodowate wodospady szumiały w oddali. 

- Jak w bajce. - skomentowałam, rozglądając się wokół. Zdjęłam kaptur, i mimo kilku przelotnych spojrzeń nikt się mną za bardzo nie przejął. - Czemu nie wiedziałam o tym miejscu?

- Bo nie o wszystkim zostałaś poinformowana, pani. Wierz mi, szpiedzy z naszej wioski służą w pałacu od stuleci, i nikt niepożądany się tu nie zapuścił. - skośnooka wbiła we mnie spojrzenie. - Mam tylko jedną prośbę do ciebie, Wasza Wysokość.

- Tak?

- Twoja siostra ostrzegła, że masz talent do pakowania się w kłopoty. Tutaj to nie przejdzie. Uważaj na siebie, pani. - skinęłam głową. Miała rację. Chciałabym tylko, żeby jej przewidywania się nie sprawdziły, a znając mnie...

***

- Na razie nocujecie w karczmie. Potem znajdę wam jakąś wolną chatynkę. - Trisyana wydawała się rozbawiona. Co jest śmiesznego w tym, że mamy spać w kolejnej, zapchlonej miejscówie, gdzie śmierdzi potem i piwem?

O Wszechmogący. Skąd ja znam te słowa? 

Weszłyśmy do karczmy. Jak przewidywałam - śmierdziało, panował półmrok i hałas. Wokół rozwaliło się kilkunastu wielkich jak góra mężczyzn, gdzieś w kącie przeklinała grupa krasnali. Z kolei przy barze siedziało kilkoro czysto krwistych elfów, na prawo od nich, ukryty w cieniu, siedział maleńki, biały troll i popijał coś z drewnianego kufla.

- Skąd tu tyle ras? - spytałam, zafascynowana, gdy szłyśmy w stronę baru.

- Ta wioska to wbrew pozorom spory kawał ziemi, gdzie azyl znajduje wiele wygnańców i odrzuconych przez społeczeństwo.

- Innymi słowy: mieszanka najgorszych zbirów królestwa. - Sara nie była zadowolona. Rzucała ukradkowe spojrzenia na wszystkie strony, jakby to miało pomóc. Warczała coś do siebie pod nosem. Żeby odwrócić jej uwagę od różnorodności gości, zaczęłam wypytywać Trisyanę o geografię.

- Powiedz mi, jak daleko jesteśmy od pałacu?

- Wbrew pozorom, moja pani, niedaleko. W linii prostej około dzień marszu. Ale nie miałyśmy takiej możliwości ze względu na pasmo górskie, które musiałybyśmy pokonać lepiej przygotowane. Musiałyśmy więc iść dłuższą, ale spokojniejszą drogą. 

- Jak stara jest ta wioska? 

- Ma mniej więcej tyle lat ile pałac. Około tysiąca.

Na moment przystanęłam, zaskoczona. Czyżby wioska budowana była równo z pałacem? Muszę się jeszcze wiele dowiedzieć...

- Pokój dla trójki. - poprosiła barmana, a ten skinął głową i udał się na zaplecze. 

Trisyana uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Już chciałam jej podziękować za bezpieczną drogę, gdy ktoś złapał mnie za ramię, obrócił, i stanęłam oko w oko z krasnoludem jak góra.

  

Księżniczka z ArdenvaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz