Rozdział IV - Ucieczka, część 2

144 10 1
                                    

- O Wszechmogący... Nie mogę tego przyjąć.

- Musisz! Pomoże ci. Teraz każda pomoc nam się przyda.

- Ale... smoków? - wyplułam z siebie.

Kryształowa fiolka wypełniona płynem i magicznym pyłkiem była częstym przedmiotem używanym przez magów, elfów i krasnoludy. Rozpoznałam to zabarwienie, jako że przez pięć lat chodziłam do szkółki dla przyszłych jeźdzców smoków. Ale nigdy nie podejrzewałam, że dostanę to. Fakt, uczyłam się o tych stworzeniach, ale to było zanim moi rodzice zginęli. Gdyby żyli, pewnie właśnie wracałabym z jakiejś misji łowców smoków. Tymczasem musiałam zastąpić zmarłych władców i nie było czasu na takie rozrywki. 

- Czy to... to o czym myślę? - byłam przerażona i podekscytowana jednocześnie.

- Myślisz o płynie dla kontrolera smoków? Owszem. - Ana uśmiechnęła się.

- Jak to dokładnie działa?

- Kiedy znajdziesz swojego smoka... Przepraszam. Kiedy smok znajdzie ciebie, dolej do tego jego krwi i wypij.  Połączy was wtedy nierozerwalna więź, jedyna w swoim rodzaju. Ty będziesz chciała mu pomagać bez względu na wszystko i on tobie. Tego... - Sara wzięła głęboki oddech - Nie da się opisać. Pamiętaj: płyn zadziała tylko raz, tylko na jednego smoka na całe życie. Gdy on umrze, ty poczujesz taką pustkę i cichość, że też będziesz chciała. Gdy ty... on będzie cierpiał, póki nie spali się sam we własnym ogniu. To więź, która łączy mocniej niż miłość matki do dziecka. 

- To magia. - dodałam cichutko. Błekit i granat płynu mienił się w półmroku. - Masz własnego smoka? - spytałam siostrę.

- Nie, ale mam taki eliksir. Jeszcze żaden smok mnie nie wybrał.

- A ty szukałaś jakiegoś?

- Nie raz. I nie raz prawie podjęłam złą decyzję, chcąc wypić eliksir, ale wtedy nagle on znikał. Zakochałam się w wyvernach. - skrzywiłam się. Osobiście nie lubiłam tego rodzaju - jak dla mnie były brzydkie, oślizgłe i niewygodnie się je ujeżdżało. Tyko takie mieliśmy w szkole, właściwie Akademii, i nie przypadły mi do gustu. 

- Widzę, ży ty nie. No cóż, o gustach się nie rozmawia. 

- Wolę... lotopłazy. - wyobraziłam sobie zielonkawo niebieską, latającą jaszurkę, pokrytą łuskami, z ogonem i karkiem ozdobionym mieniącymi się piórami. Żyją przeważnie około 350 lat, żywią się dużymi ssakami, lubią wodniste tereny, ciszę i spokój. 

- No tak. Takie najbardziej do ciebie pasują. I są jednymi z najwierniejszych przyjaciół. Widziałaś kiedyś lotopłaza na żywo? - Sara przyjrzała mi się ciekawie.

- Nie. Tylko rysunki. Są przepiękne.

- Ha! Rysunki. Kobieto, widziałam jeden żywy okaz... - rozmarzyła się. - Wyglądał jak anioł. Zionął błękitnym ogniem, słowo daję, o złotym połysku...

- Zaraz, zaraz. - przerwałam jej. - Gdzie ty widziałaś żywego smoka poza Akademią?! - natychmiast zmarkotniała, zmieszała się. 

- Chyba za dużo ci powiedziałam. Już wieczór, a my musimy wcześnie wyjść, chodźmy spać. - zerwała się z krzesła, chwyciła mnie za rękę i poprowadziła wąskimi schodami do pokojów na górze karczmy.

***

Było mi ciepło - leżałam pod grubą warstwą owczej wełny, podszytą skórą. Na szyi miałam zawieszone pięć maleńkich fiolek z eliksirami, które podarowała mi Sara - między innymi kontrolerem smoków. Nieprzyjemny zapach smażonej cebuli, piwa i potu mieszał się tu z magicznym pyłkiem, przywianym z ulicy. Maleńki, ciemny pokój na piętrze posłużył nam jako miejsce na nocleg. Już od jakiegoś czasu słyszałam krzątaninę Sary i Any, ale nie miałam ochoty wstawać. Kiedy tylko uniosę powieki, zacznie się długi marsz, pełen...

- SERA!!! POBUDKA!!! 

Drgnęłam, podskoczyłam i wymierzyłam cios. Miałam szczupłą i delikatną posturę, ale całkiem niezły prawy sierpowy. Ana dostała w policzek.

- Przepraszam! - pisnęłam. - Odruch!

- Prawidłowy. - prychnęła i pomogła mi wstać.  Spałam w tym samym, co dała mi wczoraj Sara, więc gotowa do podróży.

- Kiedy idziemy? - spytałam, wkładając skórzane mokasyny. Były tak cienkie, że czułam pod stopą szorstki dywanik. 

-Już.Śniadanie zjemy po drodze. Muimy jeszcze pójść na targ. Potrzebujemy ciepłych ubrań i lepszych butów. W końcu idziemy w góry.

- Yhm. - mruknęłam. Poprowadziła mnie na dół, gdzie spotkałyśmy się z Sarą.

- Serafina, muszę ci coś jeszce powiedzieć. - powiedziała siostra, gdy znalazłyśmy się na tyle blisko siebie, że nikt nas nie słyszał.

- Co takiego?

- Kiedy dotrzemy na miejsce, poznasz wielu nowych ludzi. I nie tylko. Prawdopodobnie będziesz uczyć się magii...

- Przecież umiem czarować. - szepnęłam. Obok przeszedł jakiś elf - choć przystojny, przyglądał nam się podejrzliwie czarnymi jak węgiel oczami. Sara przesunęła mnie dalej, w kąt.

- ...od mistrzów. Poznasz nowe techniki i eliksiry. Tylko błagam, nie wystrasz się ich i pozwól mi mówić. Ty nie jesteś dobra w negocjacjach. 

- Czyli co mam robić?

- To, co umiesz najlepiej. Uśmiechnąć się, udawać słodką i głupiutką. W przypadku tych... osób, najlepszą naszą tarczą będzie twój wygląd. Jak wiesz, ja wdałam się w ojca. - uśmiechnęła się krzywo, wzięła mnie pod rękę i wypchnęła z karczmy, na oślepiające światło słoneczne.

Księżniczka z ArdenvaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz