IV.7.

198 28 0
                                    

66. Anita

Stwierdziłam, że grill plus alkohol to w Polsce oczywiste połączenie. Adam potwierdził, więc Jeon dał sobie spokój, ale jeszcze przez chwilę miał dziwną minę. Mężczyźni więc otworzyli sobie po piwie, a ja zrobiłam dla mnie i Jumi kolorowe drinki, w których znaczna przewaga soków nad alkoholem wskazywała na to, że nie ma ryzyka szybkiego skoku promili we krwi. Takiego wynalazku jednak rzeczywiście Jumi nie próbowała, a od razu jej posmakował.

– Wiesz, byłam kiedyś z kolegami ze studiów na takim studenckim wieczorze we Wrocławiu, ale zdecydowałam się tylko na słabe wino. I dobrze, bo i tak na drugi dzień rano bolała mnie głowa... – przyznała Jumi.

– To ma mniej procentów niż wino – zauważyłam. – Za to dużo cukru, który ułatwi metabolizm alkoholu – zaśmiałam się.

– Mówisz jak lekarz hepatolog – stwierdziła Jumi. Teraz to obie się śmiałyśmy. Przestałyśmy dopiero widząc wściekłą minę Jeona i próbującego go uspokoić Adama.

– O co chodzi? – spytała go Jumi. Jeon odpowiedział coś po koreańsku, a Jumi się zmartwiła.

– Mów o co chodzi, brachu – zagadał go Adam.

– Jak to o co? O to, że dowiaduję się o mojej żonie rzeczy, o których dotąd nie miałem pojęcia. Trochę mnie to denerwuje – odparł.

– Przecież nie zrobiła nic złego. Nie wiedziałeś, że wychodziła z kolegami ze studiów?

– Wiedziałem. Rozmawiamy przecież codziennie przez telefon. Nie wiedziałem tylko, że piła z nimi wino... Wiecie przecież, że my gorzej znosimy promile niż Europejczycy. Ktoś mógł jej zrobić krzywdę...

– Widocznie Jumi wie, ile może wypić, żeby nie stracić głowy – stwierdziłam.

– A poza tym jeszcze nauczysz się doceniać żonę pod wpływem alkoholu – uznał Adam. – kobiety robią się wtedy takie... swobodne.

– Och! – udałam oburzenie. – A skąd ty taki doświadczony w tej kwestii??? – wtedy Adam jednak się zawstydził. – A, tu cię mam! – zaśmiałam się.

– Powtarzam tylko obiegowe opinie, kochanie – Adam jednak zdecydował się mi coś odpowiedzieć. Jeon jednak ciągle był zaniepokojony, a Jumi zrobiło się smutno.

– Tobą się później zajmę – odparłam, chcąc, żeby to zabrzmiało trochę jak groźba. – Teraz kolej Jeona. – Tamten zdziwiony podniósł na mnie oczy. – Pamiętasz co mi powiedziałeś o Jumi, kiedy rozmawialiśmy na sali treningowej?

– Tak, pamiętam – przyznał Jeon. – A dokładnie o co ci chodzi?

– O to, co najbardziej ci się w niej spodobało. Że nie jest taka, jak inne Koreanki. A ona mi dziś powiedziała o tobie to samo – dodałam po francusku i uśmiechnęłam się do niego. Jeon zaczynał rozumieć. – Masz wspaniałą żonę, która mówi ci o wszystkim. A przecież nie musiałaby. Nie ma takiego prawa, które to nakazuje. Poza tym kocha cię, szanuje i podziwia. No i najważniejsze. Ufa ci. Czy dziwne, że oczekuje tego samego?

– Nie, to nic dziwnego, masz rację – przyznał mi Jeon, a potem podszedł do Jumi, przytulił ją i powiedział jej coś po koreańsku. Jumi uśmiechnęła się i po chwili oboje wyglądali na zadowolonych. – To wyjaśnisz mi teraz o co chodzi z tymi prawami kobiet, Anito? – spytał mnie Jeon po chwili.

– Jasne. Rozmawiałyśmy dziś o tym, że różne kraje w różnych latach wprowadzały prawa wyborcze dla kobiet i jak to się odbiło na ich sytuacji w tych krajach dzisiaj. Porównaliśmy nawet konstytucję północno- i południowokoreańską pod tym względem – zaśmiałam się. – No i oczywiście rozmawiałyśmy o sytuacji w Polsce. Jumi chciała wiedzieć jak żyją kobiety w Polsce.

– Czyli nic strasznego? – spytał Jeon z widoczną ulgą w oczach.

– A czego się spodziewałeś? Że dam jej sztandar w dłoń i namówię do rewolucji? – zaśmiałam się. Wtedy wszyscy się roześmiali. – Przecież Jumi jest inteligentną, wykształconą i samodzielną kobietą – kontynuowałam. – Nie musiałaby być z tobą, gdyby tego nie chciała. A chce. I to ty powinieneś być z tego dumny.

– Masz rację – przyznał Jeon, choć było widać, że kosztowało go to sporo wysiłku.

– To co, impreza? – spytałam, a wszyscy z ulgą przyznali, że na to liczą. Adaś podszedł do mnie i mnie uścisnął mnie z całej siły.

– Ja bym powiedział, że minęłaś się z powołaniem – zauważył Adam. – Zamiast księgową, powinnaś być psychologiem. No i... nie wiedziałem, że z ciebie taka emancypantka – zaśmiał się.

– A ja nie wiedziałam, że z ciebie taki imprezowicz – odparłam z kpiącym uśmiechem. – Swobodnie zachowujące się po alkoholu kobiety... Wstydź się – zaśmiałam się teraz ja.

– Przyznam ci, że marzę o tym, żebyś zachowywała się przy mnie swobodnie, niekoniecznie po alkoholu – powiedział mi na ucho, muskając je nosem. Znowu przeszły mnie dreszcze, które on wyczuł.

– Nie rób tak, łobuzie – odparłam mu równie cicho.

– A czemu? Lubię czuć, że na ciebie działam – odparł.

– Nie wiem kto tu się zachowuje bardziej swobodnie po alkoholu – odparłam wtedy ze śmiechem, wiedząc, że Adam ledwo zaczął swoje piwo.

Zdjęliśmy pierwsze porcje mięsa z grilla i szaszłyki warzywne, a każdy nałożył sobie po kawałku tego, na co miał ochotę. Potem rozłożyłam na ruszcie to, co pozostało. Wszyscy chwalili moje grillowe potrawy, choć oczywiście każdemu smakowało co innego. Ja spróbowałam wszystkiego po kawałku i uznałam, że najlepiej wyszedł mi łosoś i sos tzatziki. Drinki też były pyszne. Tego dnia nie rozmawialiśmy już więcej na żadne „ambitne" tematy.

Zachowywaliśmy się jak każda grupa znajomych przy grillu w ciepły czerwcowy wieczór. Spędziliśmy bardzo przyjemnie ten czas. Jedzenie, picie, żarty... i zabawa w chowanego na ogrodzie po ciemku. Nawet bardziej niż przyjemnie. Kiedy znalazłam Adama ukrytego w krzakach, on zamiast się do tego przyznać, bezceremonialnie wciągnął mnie do siebie i zamknął mi usta pocałunkiem, a potem włożył ręce pod moją sukienkę i zaczął mnie głaskać.

– I kto tu jest swobodny po alkoholu? – zaśmiałam się cicho, bo spodobał mi się ten pomysł, jak jeszcze nic...

– Cicho, mała, bo nas wydasz, a ja mam zamiar spędzić z tobą niezapomniany wieczór w tych krzakach.

– Całkiem cię pogięło – zachichotałam cichutko, chociaż musiałam przyznać, że brzmiało to niezwykle atrakcyjnie. Ostatecznie niewiele wyszło z tego pomysłu, bo brykanie na stojąco w krzakach bez żadnego podparcia okazało się akrobacją nie do wykonania. Przewróciliśmy się na trawę i tarzaliśmy ze śmiechu. Dobrze, że było już zupełnie ciemno... Na szczęście udało mi się szybko znaleźć moje majtki i niedługo potem wróciliśmy na taras. Nikt nie komentował naszego zniknięcia ani trawy we włosach. O tej porze wszyscy mieli już wystarczająco promili we krwi, żeby nie zwracać uwagi na takie drobiazgi...

Ostatecznie wszyscy doszliśmy do wniosku, że czas się zbierać do domu. Posprzątaliśmy szybko wszystko ze stołu i życzyliśmy sobie dobrej nocy. Brat Adama, Jakub, został u nas do niedzieli w południe, a potem wrócił do domu. Zintegrował się z nami zupełnie. Kiedy wyjeżdżał, wyglądał, jakby tego żałował.

OSZUKAĆ SYSTEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz