̶I̶̶V̶

1.3K 83 21
                                    

Leżałam na łóżku, czytając jedną z książek o wilkołakach. Chciałam podgonić poziom swojej wiedzy. Wiedziałam, że jak na razie jestem w tyle. Byłam tutaj najnowsza i miałam pewne braki. A naprawdę nie chciałam odstawać. Czułam się jak skończona idiotka, kiedy wychodziło na to, że czegoś nie wiem. Takie sytuacje zdarzały się zdecydowanie zbyt często. I przez to czułam się okropnie i miałam wyrzuty sumienia, bo na przykład spałam, zamiast się uczyć.

Poczułam drgania na nadgarstku. Dlatego odłożyłam książkę i spojrzałam na opaskę. Każdy z łowców taką ma. Mierzy puls, pokazuje godzinę i pokazują nam informacje na przykład o tym, że ktoś zarządził spotkanie. Było to dosyć praktyczne, chociaż czasem wkurzające. Zwłaszcza kiedy po całym dniu treningów nie miałeś już na nic ochoty, a nie mogłeś zignorować wiadomości o spotkaniu, bo wszyscy wiedzielu, że miałeś opaskę na sobie, kiedy informacja doszła.

- Dodatkowa wizyta u lekarza. - Zczytałam informacje i przewróciłam oczami.

Jak przez kilka pierwszych miesięcy byłam w stanie podjąć sens tak częstych badać tak już na ten moment wydawały się bez sensu. W końcu czułam się dobrze. Nic mnie nie bolało, noga była już zagojona a mój mózg działał prawidłowo. Jednak rozkaz to rozkaz. Jeśli kazali mi iść się zbadać, to musiałam to zrobić. Tutaj było niewiele miejsca na nieposłuszeństwo. Dodatkowo było ono surowo karane. Jak mawiało dowódctwo jeśli odpuszcza nam małe nieposłuszeństwa, w końcu zbuntujemy się w mało odpowiednich momentach i zaczną się kłopoty.

Wstałam z łóżka i włożyłam buty. Następnie wyszłam z pokoju i od razu skierowałam się ma klatkę schodową. Zbiegłam ze schodów i wyszłam z budynku. Idąc przez plac, przyglądałam się trenującym łowcą. To jako niektórzy z nich reprezentowali poziom, było niesamowite. I mocno dobijające przez to, że skłaniało do myślenia, ile jeszcze czeka mnie pracy.

Weszłam do budynku szpitalnego i ruszyłam przez długi korytarz. Podeszłam do ostatnich drzwi i zapukałam. Kiedy usłyszałam pozwolenie  weszłam do środka. Od razu natrafiłam na kobietę w średnim wieku. Siedziała przy biurku i coś zapisywała. Kiedy skończyła, podniosła na mnie spojrzenie.

- Opaska. - Mruknęła, otwierając jedną z szuflad.

Podeszłam do biurka i zdjęłam z ręki opaskę. Podałam jej ją a ona zaczytała z niej numer. W aktach byliśmy tylko cyferkami. Obywatel 89P14. Nim byłam, zanim nie nadano mi imienia.

- Rozbierz się. - Rozkazała kobieta, wyjmując moją teczkę.

Znałam Rosalin Flores od dawna. To ona zajmowała się mnie, kiedy tutaj trafiłam. Nigdy nie należała do osób rozmownych. Przychodziła, robiła swoje i wychodziła. Dlatego była mi osobą raczej obojętną.

Zdjęłam z siebie ubrania. I teraz stałam ubrana jedynie w bieliznę. Kobieta wstała od biurka i do mnie podeszła. Początkowo uklękła przede mną i zaczęła oglądać, ślad po ugryzieniu. Potem wyprostowała się i zaczęła mnie osłuchiwać.

- Męczysz się szybko? - Spytała, zapisując coś w kartach medycznych.

- Nie. - Odpowiedziałem pewnie, czując jak przechodzi mnie dreszcz od zimnej słuchawki stetoskopu.

- Czujesz kłucie w sercu, problemy z oddychaniem? - Dopytała, patrząc mi prosto w oczy jakby obawiała się, że ją okłamie.

- Nie. - Zapewniłam, patrząc jej pewnie w oczy.

- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. - Stwierdziła, podchodząc do jednej z szafek. - Mam pobrać ci krew do analizy. Ubierz się. - Poleciła, wyjmując ciągle zapakowana strzykawkę.

Szybko się ubrałam, zastanawiając się co tutaj robiłam. Pooglądała moją bliznę i mnie osłuchała. I specjalnie po to tutaj przyszłam? To zajęło jej jakieś pięć minut, a ja w tym czasie mogłabym odpoczywać. Jakby nie mogła załatwić tego w trakcie jednej z wizyt, które i tak mam do odhaczenia raz w miesiącu.

Szatynka podeszła do mnie i odkaziła skórę w miejscu, do którego po chwili wbiła strzykawkę. Pobrała krew, a następnie wyjęła strzykawkę i ją zabezpieczyła tak, by krew nie wypłynęła. Wzięła wacik i przyłożyła go do miejsca, z którego wciąż kapała krew. Przycisnęłam go do skóry i przetarłam to miejsce. Wyrzuciłam wacik i spojrzałam na kobietę.

- Coś się dzieje? - Spytałam patrząc na kobietę, która coś odnotowała.

- A co miałoby się dziać? - Dopytała, a ja jedynie wzruszyłem ramionami. Czułam, że ta wizyta nie była przypadkowa. - Przypominałaś sobie coś z przeszłości? - Spytała, przenosząc na mnie spojrzenie.

- W dalszym ciągu nic. Moja przeszłość nie istnieje a ty, dobrze wiesz, że nigdy nic sobie nie przypomnę. Ty pytasz a ja zawsze, odpowiadam Ci to samo. Więc mogłaby już sobie darować. - Stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Może kiedyś coś sobie przypomnisz. Szanse są marne, jednak już nie takie cuda medyczne widział świat. - Oznajmiła, a ja musiałam przyznać jej rację. - I nigdy nie dzieje się nic dziwnego?

Czasem czułam się jak obiekt eksperymentów. Zdarzało się, że zadawała mi takie pytania, jakbym miała stać się wilkołakiem. I może nadal istniało takie prawdopodobieństwa i dlatego tak się zachowują?

- Jestem szybsza, zwinniejsza niż inni ludzie. Jednak nie tak szybka i zwinna jak wilkołak. Jednak to ponoć skutek ugryzienia.

- Tłumaczyłam Ci, że to normalne. Jad zaatakował twój mózg. Częściowo go uszkodził, jednak jednocześnie usprawnił twoje ciało. To trochę tak jakby częściowo przeszła przemianę w wilka. - Wyjaśniła, po raz już sama nie wiem który. - Chodzi o coś bardziej niezwykłym.

- Raczej nie. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Mogę już iść?

- Idź. - Przyzwoliła, a ja posłałam w jej stronę blady uśmiech.

Odwróciłam się do niej plecami i ruszyłam do wyjścia. Jednak coś kazało mi się odwrócić. Dlatego zrobiłem to szybko i cudem złapałem długopis lecący w moją stronę. Spojrzałam zszokowana na doktorkę która stała ze skrzyżowanymi ramionami.

- O takie dziwne rzeczy mi chodziło. - Doprecyzowała wskazując na długopis, który trzymałam w dłoni. - Często ci się to zdarza?

- Pierwszy raz. - Zapewniłam zgodnie z prawdą. - To instynkt łowcy. Nic niezwykłego tego jestem pewna. Chyba że masz bardziej racjonalne wytłumaczenie? - Spytałam, unosząc jedną brew.

- Nie. Masz rację. Pewnie to nic takiego. - Przyznała odgarniając z twarzy kosmyk włosów, który wydostał się z upięcia.

- Teraz pozwól, że sobie pójdę. Tym razem nie spróbuj mnie niczym zabić. - Warknęłam i podeszłam do biurka, odkładając na nie długopis.

Odwróciłam się napięcie i wyszłam z gabinetu. To nie było do końca normalne. I w jakimś stopniu wzbudziło we mnie niepokój. W końcu kto normalny potrafi takie rzeczy? Na pewno nie tak słabo wyszkolony łowca, jak ja. A może to tylko nowy skutek ugryzienia? Odkryli coś nowego i dlatego poddają nas wszystkich dodatkowym badaniom? Miejmy nadzieję, że tutaj chodzi tylko o to. Inaczej może się zrobić nieciekawie.

Wilcza łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz