̶I̶

1.8K 96 33
                                    

Przewróciłam się na drugi bok, niezadowolona słysząc dzwonek budzika. Czułam się tak, jakby dopiero się położyła i przespała jakieś pięć minut. Trzeba było jednak położyć się wcześniej. Jednak no mówi się trudno. Przez pierwszy rok, kiedy miałam osobistego trenera, było gorzej. Zdarzało się, że przez dwa tygodnie sypiałam po cztery godziny na dobę, bo miałam tak zapchany grafik. Teraz kiedy trenuje już z zespołem, jest nieco lepiej. Chociaż i tak zazwyczaj chodzę niewyspana. Jestem nowa i chce nadrobić zaległości, dlatego siedzę po nocach i czytam o wilkołakach i innych rzeczach związanych z byciem łowcą. Tych książek naprawdę jest od cholery.

W końcu wygrzebałam się z kołdry i usiadłam na łóżku tak, że moje stopy dotykały ziemi. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czemu tutaj jest wiecznie tak zimno? Niechętnie wstałam z łóżka i się przeciągnęłam. Od razu ruszyłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Zawsze wstawałam na ostatnią chwilę, dlatego nie miałam czasu na ociąganie się.

Ciepły prysznic nieco mnie rozgrzał, z czego niezmiernie się cieszyłam. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej skórzane spodnie i biała obcisłą koszulkę. Na dłonie ubrałam rękawiczki bez palców. Były dosyć praktyczne, bo dzięki nim nie obcierałam sobie tak dłonie w trakcie treningów. Na nogi włożyłam wiązane wysokie buty. Tak ubrana, wyszłam z pokoju i ruszyłam na śniadanie.

Z metalową tacką podeszłam do kobiety, która postawiła na niej miskę. Tutaj codziennie jedliśmy o określonych porach określone posiłki. Ponoć były wyliczone w taki sposób, by zapewnić nam wszystkie niezbędne substancje odżywcze. Ja się tam nie znam, dlatego biorę to na wiarę. Zresztą jak większość rzeczy, które mi tutaj mówiąc.

- Museve! - Wysoki blondyn machnął dłonią, pokazując mi gdzie mam usiąść.

Museve, czyli z języka łowców strzała. Tak teraz miałam na imię. I muszę przyznać, że strasznie mi się podobało. Było oryginalne a, jako że łuk to mój faworyt, jeśli chodzi o broń, to imię dodatkowo dobrze pasowało.

Od razu ruszyłam przed siebie i zajęłam wskazane miejsce. Przy stoliku oprócz mnie siedziało jeszcze sześć osób. Czyli cały mój zespół. Poznałam go niedawno i może nie wszystkich jakoś szczególnie lubiłam, jednak nigdy nie narzekali i pracowali. Więc nigdy na nich nie narzekałam. Zwłaszcza że oni też nie wszyscy się kochali. Mimo wszystko wydawało się, że jest między nimi jakaś więź. Ludzie, którzy są na siebie poniekąd skazani, chociaż nie wszyscy się kochają. Czyli w zasadzie to byli rodziną.

- Za pół godziny mamy sale do ćwiczeń. Będziemy się mierzyć z drużyną niebieską. - Wyjaśnił Mutung, który był naszym liderem. I jego imię dosłownie to oznaczało.

- Skopiemy im dupę z łatwością. To słabiaki. - Stwierdziłam dumnie rudowłosa Dagger, czyli sztylet.

Rudowłosa odznaczała się tym, że zawsze była bardzo pewna siebie. Wierzyła w nasz oddział jak mało kto i potrafiła trzymać morale. No i miała wytatuowanym sztylet na ramieniu.

Może dla kogoś dziwne jest to, że mamy imiona od broni. Jednak dla nas to w pełni normalne. Kiedy się obudziliśmy po ugryzieniach, nie mieliśmy nic. Straciliśmy wszystkich bliskich i własne historie. A te imiona sprawiały, że czuliśmy się wyjątkowi. Bo nigdy się nie powtarzały. A w naszym wypadku nadawał je lider na podstawie naszych umiejętności. Więc były one bardzo nasze.

- Ty już nie bądź taka pewna. - Rudowłosa Arc brat bliźniak sztylet szturchnął ją łokciem w żebra, za co oberwał po głowie. Ta dwójka uwielbiała się denerwować. A Arc znaczy tyle, co łuk.

- Jesteście niemożliwi. - Rzucił zrezygnowany Demo, czyli topór.

I tak na wilkołaki poluje się wieloma rodzajami broni. Wilkołaka z natury trudno zabić. Mają one twardą skórę. Duża wytrzymałość na obrażenia i szybką regenerację. Więc naprawdę trzeba się starać.

- Dobra, chociaż przy śniadaniu przystopujcie. - Rozkazał nasz dowódca, na co wszystko ucichło.

Wszyscy słuchali Mutunga głównie dlatego, że za nieposłuszeństwo groziły naprawdę ostre kary. Poza tym blondyn już nie raz zasłużył sobie na nasz szacunek. Był naprawdę urodzonym przywódcą, i pełni rozumiałam skąd wzięło się jego imię.

Spojrzałam na papkę, która tak średnio wyglądają, jak coś jadalnego. Śniadania wyglądały zazwyczaj właśnie w taki sposób. Musiały być lekkie i zarazem pożywne. Kiedy dostałam coś takiego po raz pierwszy, po prostu nie zjadłam. A potem głodowałam pół dnia i wyklinałam samą siebie. Bo może nie wyglądało to jakoś zachęcająco, jednak naprawdę nie było najgorsze.

Jadłam śniadanie, rozglądając się po stołówce. Po brzegi wypełniona była łowcami. Większość z nich nosiła na ciele liczne blizny. To nie jest przyjemna robota. Sama na razie dorobiłam się tylko tej na udzie po ugryzieniu. Jednak liczyłam się z tym, że mogę już za rok być nimi cała pokryta. Jednak to się nie liczyło. Bycie łowcą nadawało mojemu życiu sens. I tego musiałam się trzymać.

- Idziemy. - Zarządził jasnooki, a wszyscy momentalnie podnieśliśmy się z miejsca.

Ruszyliśmy za mężczyzna, którego cała lewa ręka pokryta była czarnym tuszem. I to dosłownie. Nie było na niej żadnych wzorów. Była po prostu czarna. I wszyscy zastanawiali się, dlaczego tak jest. Niektórzy twierdzili, że tatuował sobie kreskę za każdego zabitego wilkołaka. A zabił ich już tyle, że całe ramię stało się czarne.

By znaleźć się na sali treningowej należało wyjący z budunku, w którym mieściły się pokoje i stołówka. Następnie trzeba było przejść trzysta metrów i było się na miejscu. Każdy budynek służył do czegoś innego. A cała siedziba przypominała nieco wioskę.

Na sali drużyna niebieska już się rozgrzewała. Nazywano nas kolorami, bo tak było najłatwiej, jeśli chciało się wezwać konkretną drużynę włączano światło alarmowe w odpowiednim kolorze. Dużo prostsze od jakichś drużyn alfa czy innego typu wymysłów.

- To ja usiądę. - Oznajmiła Mepu czym tylko wkurzyła naszego lidera.

Mepu i Sai spodziewali się dziecka. Dla nas wszystkich był to ogromny szok. Głownie dlatego, że jad wilka, uszkadzał ciało, w znaczy stopniu. Dlatego wszyscy byli pewni, że o dzieciach możemy sobie co najwyżej pomarzyć. A oni spłodzili dziecko. Co mimo wszystko nie było nam na rękę. Mepu została tylko dlatego, że była świetnym nawigatorem i strategiem. Dlatego pomagała naszemu liderowi w planowaniu akcji. Inaczej już dawno odesłano by ją do wioski.

- Jakby nie dawała dupy, nie musielibyśmy walczyć w okrojonym składzie. - Warknęła rudowłosa na tyle głośnik by nasza nawigator mogła to usłyszeć. I kiedy tylko to się stało odwróciła się do nas poprawiając swoje czarne włosy, które opadły jej na twarz. Spojrzała na nas morderczo tymi swoimi pięknymi szarymi oczami. I byłam pewna, że w tym momencie już planowała gdzie zakopie zwłoki czarnokiej. - Czego się tak gapisz?! Idź i usadz ciężarny tyłek!

- Uspokój się. - Warknęłam w stronę rudej. - Nie wiedzieli, że mogą spłodzić dziecko. I ty też dajesz dupy na lewo i prawo więc to równie dobrze, mogłaś być ty. Na Twoje szczecie oni byli pierwsi i teraz wiesz, że musisz się zabezpieczać. Więc ogarnij swój tyłek i się rozciągnij. Bo jesteś sztywna jak Twój brat, kiedy przechodzi koło niego Monic.

I ja się zastanawiam, dlaczego mało kto mnie lubi.

Dagger spojrzałam na mnie zszokowany, a następnie odeszła kawałek i rzeczywiście zaczęła się rozciągać. W tym czasie Arc i Demo starali się powstrzymać śmiech. Podobnie jak przyszli rodzice. Za to Mutung podszedł do mnie i obdarzył mnie tym surowym spojrzeniem. Po prostu genialnie.

- Dziękuję, ale nie musisz mnie wyręczać w pracy. A teraz sama się rozgrzej. - Rozkazał a ja skinęłam głową, posłusznie wykonując polecenie. - Wy też ruszcie tyłki. - Tym razem zwrócił się do chłopaków.

Tak zapowiada się doprawdy cudowny dzień.

Wilcza łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz