̶X̶̶X̶̶X̶̶V̶

740 54 10
                                    

Zarzuciłam kołczan na plecy zbierając się do drogi. Kończył się kolejny dzień, który jak za każdym razem spędziliśmy na odpoczynku. Do celu została nam jedynie jedna noc drogi. I jak na razie nie zapowiadało się, by coś miało się spieszyć. Jednak lepiej było nie zapeszyć, więc całkowicie ignorowałam radość z tym związaną i skupiłam się na tym, by nawet na moment nie stracić czujności. Łowcy mogli zaatakować w każdej chwili. A jak ich znam nie odpuszczą, chociażby byli na przegranej pozycji.

Obserwowałam jak wataha, rusza w dalszą drogę. Niektórzy, omijając mnie posyłali mi pogardliwe spojrzenia. Jednak przez ostatnie dwie doby zdążyłam już do tego przywyknąć. Nienawiść reszty stała się nieodłączną częścią mojego życia. I wychodziło na to, że musiałam przywyknąć.

Ruszyłam przed siebie, jak zawsze zamierzając zabezpieczać tyły. Tak było najlepiej. Mogłam dystansować się od sfory. I jednocześnie dbać o ich bezpieczeństwo. A to w tym momencie był mój priorytet.

- Słyszałaś to? - Spytał jeden z wilków. Jego ciało automatycznie się spięło, a ja zaczęłam wytężać słuch. - Nie podoba mi się to.

- Uwierz, że mi też. - Przyznałam rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mnie zaniepokoić.

Zmniejszyliśmy swoją odległość względem sfory. Widać było, że i ci czuli się niezbyt komfortowo. Wilki były spięte i wypłoszone, a to nie zwiastowało niczego dobrego.

- Przekaz alfie, że coś jest nie tak. - Poprosiłam, na co ten spojrzał na mnie jak na rasowego lenia. - Nie opanowałam jeszcze telepatii. Dopiero uczę się na nowo być wilkiem. - Wytłumaczyłam się, chociaż wcale nie musiałam.

- No dobra. - Mruknął, niechętnie a jego oczy stały się puste. Co oznaczało, że rozmawiał z kimś telepatycznie.

Zanim jednak zdołałam się dowiedzieć co postanowi mój brat zaczęło się. Usłyszałam strzały. Przemieszane z krzykami i głośnym wyciem. W kilka sekund zapanował taki chaos, że sama nie wiedziałam co teraz zrobić. Czułam się dokładnie jak w dniu, kiedy łowcy mnie uprowadzili. Było w zasadzie dokładnie tak samo.

~ Chcieliście walki, to teraz walczcie. - Polecił alfa, zwracając się do wszystkich w myślach. Nie było nawet sensu próbował, przekrzyczeć się przez ten harmider.

Złapałam do rąk łuk i podbiegłam do przodu, szukając wygodnej pozycji. Mimo wszystko odzwyczaiłam się od walki niczym wilk. I na razie wolałam pozostać przy sprawdzonej metodzie. Wyjęłam z kołczan strzale i naciągam ją na cięciwę. Wycelowałam i zastrzeliłam jednego z łowców.

Wszystko działo się cholernie szybko. Wilki zmieniły formy a łowcy kompletnie się nie patyczkują strzelili do nas ze zwykłej broni co robili bardzo rzadko. Planowali nas wybić co do jednego.

~ Cameron może jakieś sugestie? - Spytał mój brat a ja chwilowo schowałam się, by móc się skupić.

~ Szukaj czarnego samochodu. Na nim będzie stał przywódca i jeszcze kilku innych ludzi. Zabij ich, to znacznie osłabi łowców. Jednak by przeżyć, musimy zabić ich tyle by reszta uciekła... I Caden wiem, że to nie leży w wilczej naturze, jednak zastrzel ich. Nie stać nas na stratę kolejnego przywódcy. - Poprosiłam, jednak już nikt mi nie odpowiedział.

Zamierzałam wrócić do reszty, by im pomóc jednak nie było mi to dane. Ktoś stojący za mnie strzeli tak, że pocisk wbił się w drzewo tuż nad moją głowa. Uniosłam obie ręce pozwalając, by łuk padł na ziemię. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam twarz osoby, której kiedyś ufałam. Miałam ją za rodzinę, a ta postanowiła mnie zabić.

- Nie sądziłem, że ponownie spotkamy się tak szybko. - Przyznał, mierząc do mnie z broni. W tym momencie myślą tylko o jednym. Dlaczego po prostu nie strzeli?

- Ja też nie. - Dodałam powoli sięgając do zapięcia przy kołczanie. Rozpięłam go, a ten upadł na ziemię. - Jeśli chcesz walczyć, to walcz chociaż fair. Dajesz, udowodnij o ile jesteś lepszy nawet od wilkołaka z krwi i kości. - Warknęłam by go sprowokować. Był na wygranej pozycji. Mógł po prostu strzelić i byłoby po wszystkim. Jednak Mutung posiadał niepoprawna wręcz potrzebę, udowadniania wszystkim jak jest dobry. A ja zamierzałam się do tego odwołać, by zyskać, chociaż minimalne szanse.

Blondyn wyjął magazynek z broni. Ten rzucił na lewo a sama broń na prawo. Udało się, chociaż wiedziałam, że nigdy z nim nie wygrałam. Był silny i świetnie wyszkolony. Pozostało mi jedynie trzymać się nadziei, że moja dodatkowa siła i szybkość uratują mi tyłek.

Jako pierwsza rzuciłam się na niego z pazurami. Usilnie starałam się go zadrapać, co udało mi się kilkukrotnie. To jednak tylko go zirytowało. Korzystając z tego, jak bardzo skupiona jestem na ataku złapał moje nadgarstki i uderzył z całej siły w moje żebra. W momencie poczułam fale bólu przechodząca przez mój organizmy.

Warknęłam zwierzęco, skupiając na nim swoje spojrzenie. On z łatwością powalił mnie na ziemię. Jednak tylko dlatego, że sama mu w tym pomogłam. Kiedy na mnie usiadł i położył dłonie na mojej szyi, wzięłam mocny zamach. Uderzenie było na tyle silne, że ten ze mnie spadł a rolę, w momencie się odwróciły.

- Nic nie rozumiesz. - Warknęłam przygwożdżając go do ziemi. - To nie my jesteśmy ci źli. To wszystko łowcy. Kurwa dalej do ciebie nie dotarło, że wy wszyscy też jesteście wilkołakami.

- Dalej dajesz wciskać sobie kity? - Spytał słabym głosem.

- To ty sobie na to pozwalasz. Wiem, że teraz cię nie przekonam, bo prawda jest trudna. Jednak mam nadzieję, że któregoś dnia zrozumiesz. I, że nie będzie wtedy za późno.

Lider zrzucił mnie z siebie korzystając z tego, jak zajęta nawracaniem go byłam. Oparłam na ziemię i odtoczyłam się kawałek podnosząc się z ziemi. Ten wyjął nóż, mocno trzymając go w ręku. Na nic nie czekając, mnie zaatakował. Broniłam się tylko jakimś cudem, chociaż kilkukrotnie i tak mnie zranił.

Nie chciałam robić mu krzywdy. Mimo wszystko działam napędzony kłamstwem. Jednak wiara w jego dobro nie mogła uratować ani mnie, ani jego. Dlatego, kiedy przygwoździł mnie do drzewa gotowy zadać mi ostateczny cios wbiłam pazury w jego brzuch. Był pewien, że nie zdołam zrobić mu krzywdy. Jednak w życiu czasem należy zadbać o własny tyłek nie myśląc nawet o osobach, na których nam zależy.

Mężczyzna upuścił nóż, który padł na ziemię. Ja patrzyłam na niego z bólem w oczach. To mogłam być ja. Jednak mnie miał kto uratować. Rzuciłam go na ziemi i na nim usiadłam. Zadałam mu kilka ciosów w głowę, do momentu póki ten nie stracił przytomności. Wtedy podniosłam się z ziemi i zaczęłam odchodzić.

- Może kiedyś zrozumiesz. - Mruknęłam, jednak nie umiałam odejść. Złapałam jego rękę i włączyłam lokalizacje na bransolecie. Teraz, jeśli go nie znajdą, przynajmniej nie będę musiała się obwiniać.

Podniosłam z ziemi swoje rzeczy, zamierzając wrócić na wcześniejszą pozycję. Jednak dopiero teraz zorientowałam się, jak cicho się zrobiło. Rzuciłam się do biegu, wracając na pole bitwy. Łowcy uciekali tak samo, jak wilki. Obie strony się poddały by stoczyć tę bitwę innym razem.

~ Uciekamy już. - Warknął telepatycznie alfa. To był zdecydowanie najlepszy sposób na komunikowanie się w tych warunkach.

Niewiele myśląc, podobnie jak pozostali ruszyłam do ucieczki. Po drodze rozglądałam się po polu bitwy świadoma tylko jednego. Ta wojna dopiero się zaczęła.

Wilcza łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz